Nie ma natomiast wielkich różnic między klientem firmy pożyczkowej w Polsce i na Wyspach. Dzisiaj Wonga uruchomiła serwis openwonga.pl, który pomyślany jest jako platforma komunikacji z klientami i mediami, mająca na celu ocieplenie wizerunku firmy i całej branży, która dobrej prasy i na Wyspach i w Polsce nie ma. Na stronie znajdziemy informacje o Wondze, kodeks etyczny, blog, w którym chce ona komentować to co dzieje się na rynku finansowym a także garść ciekawych statystyk o klientach serwisu pożyczkowego. Strona jest klonem strony openwonga.com/uk, gdzie można znaleźć dane z Wielkiej Brytanii. Jak się okazuje profil klienta jest bardzo podobny. Statystyczny pożyczkobiorca w Polsce jest singlem (43 proc. klientów jest stanu wolnego), ma około 30 lat (70 proc. pożyczkobiorców ma mniej niż 35 lat), posiada konto w banku i telefon, pożycza przeciętnie 424 zł. 40 proc. dłużników spłaca dług przed terminem.





Dla porównania w Wielkiej Brytanii odsetek singli jest wyższy i wynosi 55 proc. Nieco wyższa jest też średnia wieku, ponieważ w grupie wiekowej powyżej 35 lat jest prawie 32 proc. klientów. Brytyjczycy nie palą się też do wcześniejszej spłaty długu. Przed terminem spłaca pożyczkę 23,5 klientów. Znacząco wyższa jest wartość pożyczki: przeciętna wartość pierwszej wynosi 180 funtów, a kolejnej 257 GBP.
Wielka Brytania i Polska wyraźnie różnią się natomiast jeśli chodzi o podejście do rynku pożyczkowego. Ostatnio na Wyspach głośno jest o wypowiedziach arcybiskupa Canterbury, dawny biskup Durham, zwierzchnik Kościoła Anglikańskiego, dotyczącymi Wongi. Najpierw zapowiedział, że "usunie ją z rynku", w tym sensie, że zbuduje sieć pożyczkową, opartą o istniejące już przy 15 tys. kościołów unie kredytowe, po to, by pożyczać na znacznie lepszych warunkach i stworzyć w ten sposób realną konkurencję dla chwilówek.
Trzeba dodać, że abp Justin Welby jest nie tylko teologiem, członkiem izby parów, ale ma za porządny background ekonomiczny, bo zanim został duchownym, przez kilka lat zarządzał kompanią naftową.
Chociaż arcybiskup z rewerencją odnosi się do sposobu zarządzania Wongą, nie ukrywa też swojej niechęci do pożyczek udzielanych, jak sam powiedział, na lichwiarski procent. Kilka dni temu musiał jednak przełknąć paskudna żabę, gdy okazało się, że Kościół Anglikański zainwestował pieniądze w fundusz venture capital Accel Partners, który jest jednym z założycieli... Wongi.
Wonga działa na Wyspach od 2007 r., kreując zupełnie nowy rynek szybkich pożyczek udzielanych przez internet.Z czasem powstało wiele klonów stosujących ten sam model biznesowy. Szybkość, dostępność, połączona z mega wysokim oprocentowaniem i ludzką naiwnością tworzy czasem ciężko strawny koktajl, który części klientów nie wyszedł na dobre. Dotknięci kryzysem Brytyjczycy zaczęli zadłużać się często bez pamięci i oglądania się na swoje możliwości finansowe, co doprowadziło do zakręcenia klasycznej spirali zadłużenia. Niektórzy pożyczkodawcy wykorzystali ten moment jako perpetuum mobile: nie masz pieniędzy na spłatę, weź kolejną pożyczkę na pokrycie długu, oczywiście z doliczeniem opłat za opóźnienie w spłacie, aneksy itd.
Zobacz więcej na https://www.facebook.com/twarogofinansach
Nieetyczne praktyki, lichwiarskie koszty pożyczek wywołały potężną dyskusję o firmach pożyczkowych z udziałem ludzi kościoła, polityków, mediów i regulatora rynku. Często pojawiają się głosy, że trzeba wprowadzić limit kosztów pożyczki. W 2010 r. Uniwersytet w Bristolu przeprowadził szerokie badania rynku finansowego pod kątem cen, oczekiwań i możliwości klientów i wyszło mu na to, że ograniczenia przyniosą więcej szkód niż korzyści, ponieważ odetną część ludzi od źródeł finansowania, a branżę pożyczkową mogą zepchnąć w szarą strefę.
W Wielkiej Brytanii dyskusja ma charakter otwarty. U nas toczą sie podobno jakieś prace w zaciszach gabinetów Ministerstwa Finansów, które pracuje nad wprowadzeniem górnego limitu kosztów pożyczki. Ile on ma wynosić, kiedy zostanie wprowadzony - nic nie wiadomo. Jak to zwykle u nas bywa.
W obawie, że politycy uszyją im buty, w których nie da się chodzić pożyczkodawcy robią co mogą, żeby uwierzytelnić swój biznes i pokazać, że prowadzą uczciwą działalność. Tydzień temu powstał Związek Firm Pożyczkowych, z udziałem sześciu graczy, który ma reprezentować interesy branży w rozmowach z regulatorami i promować zasady fair-play na tym rynku. Openwonga też wpisuje się w koncepcję oswajania nowej w Polsce branży.
Szkoda, że nikt nie chce z nimi gadać, a mamy niesamowitą okazję, żeby dobrze poukładać tworzący się dopiero rynek i uniknąć błędów, które przytrafiły się innym. Oczywiście najłatwiej branże doregulować, wprowadzając górny limit kosztów. Przewodniczący KNF mówił w grudniu ubiegłego roku o dziesięciokrotności stopy lombardowej. Dzisiaj byłoby to ponad 30 proc., co oznacza, że z rynku znikają wszystkie pożyczki krótkoterminowe, dla których koszt liczony w skali roku wynosi czasem nawet kilkanaście tysięcy procent. Istnieje ryzyko, że jeśli limit zostanie wprowadzony, pożyczkodawcy będą szukać furtek, by ominąć zakaz. Sposób jest mnóstwo, wystarczy zobaczyć co dzieje się na rynku niemieckim. Tam obowiązuje bardzo niski limit, który firmy obchodzą w ten sposób, że liczą sobie horrendalne opłaty za postępowanie windykacyjne. Limit dotyczy bowiem kosztów związanych z udzieleniem pożyczki, a nie ściągania długów. Skutek jest taki, że pożyczkodawcy lekką ręką rozdają pieniądze, ale mają twardą ręki, gdy przychodzi do windykacji.
Swoją drogą w Polsce nie ma właściwie przepisów regulujących zasady ściągania należności i dotyczy to nie tylko firm pożyczkowych, ale banków również, które naliczają opłaty według uznania.
Wracając do rynku niemieckiego (podobne zjawiska występują też we Francji), nadmierna regulacja rynku prowadzi nie tylko do patologii, ale i nadużyć. Niektóre firmy pobierają np. opłaty za przyjęcie wniosku o pożyczkę, inkasują prowizję po czym odrzucają wniosek.
W Polsce też zdarzają się takie przypadki, wychwycone niedawno przez UOKiK podczas pierwszego w kraju audytu firm pożyczkowych. Kwerenda Urzędu wykazała szereg nieścisłości w umowach pożyczkodawców, z których część wcale nie powstała, żeby złupić klienta. Ustawa o kredycie konsumenckim jest na tyle nowym aktem prawnym, że dostawcy chwilówek nie zawsze wiedzą jak je stosować. Dlatego tak ważny jest raport UOKiK i wykładania jaką przedstawił w odniesieniu do szeregu przepisów.
Taka forma nadzoru plus obowiązek rejestracji działalności pożyczkowej, pod warunkiem spełnienia określonych wymogów formalnych i kapitałowych wydają się dobrym sposobem na urządzenie rynku. Przydałaby się tez konkurencja ze strony Kościoła. Z tym, że u nas zmysł do robienia biznesu ma tylko ojciec Rydzyk, ale on zamiast tworzyć unie kredytowe przystąpił do SKOK, żeby dostać kredyt niezbędny do wystarania się o miejscówkę na platformie cyfrowej.