Rynek surowców na chińskim rozdrożu

Krzysztof Kolany
opublikowano: 2023-01-18 20:00

Surowce były inwestycyjnym hitem roku 2021 oraz pierwszej połowy 2022. Jednakże od wielu miesięcy w sektorze commodities panuje marazm, pod przykrywką którego widoczne są bardzo interesujące trendy.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Poprzednie dwa lata przyniosły niewidziane od dekady stopy zwrotu z rynków surowcowych. W 2021 r. indeks CRB wzrósł o 38,5 proc., a w roku ubiegłym dorzucił do tego niemal 20 proc. Łącznie od listopada 2020 do czerwca 2022 r. CRB poszedł w górę o 130 proc. wyznaczając 10-letnie maksimum. Była to pierwsza odsłona surowcowej super hossy, o której na łamach PB pisaliśmy niemal dwa lata temu.

Jednakże od pół roku sektor surowcowy pozostaje w marazmie. Patrząc przez pryzmat indeksu CRB skala korekty sięga niemal 17 proc., a jeszcze na początku stycznia sięgała 20 proc. Oznaczało to zejście na umowną granicę bessy, definiowanej jako spadek przynajmniej o 20 proc. od ostatniego szczytu. Ale to całościwoe podejście nie oddaje tego, co faktycznie dzieje się na rynkach towarowych i co nam to mówi o stanie światowej gospodarki.

Rynek dwóch prędkości

Mniej więcej do lutego 2022 r. ceny większości głównych surowców podążały w dość zbitym peletonie. Zmieniła to rosyjska agresja na Ukrainę. Grupa ucieczkowa zbudowana z surowców energetycznych i zbóż zostawiła w tyle resztę stawki. Tu w grę wchodziły obawy o dostępność tych surowców i ciągłość dostaw z objętej zachodnimi sankcjami Rosji. Poza kwestią gazu ziemnego w Europie obawy te nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości.

Natomiast po marcu 2022 r. słabnąć zaczęły notowania metali. Kurs miedzi obniżył się z przeszło 10 tys. USD/t do niespełna 7 tys. USD/t. Notowania aluminium z rekordowych 4 tys. USD/t spadły prawie o połowę. Nawet dolarowa cena złota zaliczyła przeszło 20-procentową korektę po tym, jak w marcu niemal wyrównała nominalny rekord wszech czasów.

Drugi kamień milowy minęliśmy w czerwcu. To wtedy rozpoczęła się przecena ropy naftowej oraz przede wszystkim gotowych paliw. Obecnie ropa Brent kosztuje prawie tyle samo co przed rokiem, a w grudniu ceny benzyny na nowojorskiej giełdzie były już wyraźnie niższe niż w momencie wybuchu wojny w Ukrainie. Wojenne zwyżki jeszcze szybciej wymazały ceny zbóż. Pszenica już w sierpniu i lipcu znów kosztowała tyle, ile w lutym. Podobnie było w przypadku kukurydzy, owsa czy rzepaku.

Ostatnim Mohikaninem surowcowej hossy były notowania gazu ziemnego w Europie, które pod koniec sierpnia wyrównały marcowy rekord, osiągając niebotyczne 342 EUR za MWh. Był to poziom przeszło 10-krotnie wyższy od poprzednich rekordów z 2021 r. Jednakże w połowie stycznia gaz na holenderskiej giełdzie kosztował już „tylko” 55 EUR i był najtańszy od września 2021 r. Jednym zdaniem: surowce energetyczne przeszły przez bessę, powracając do poziomów z 2021 r.

Karta chińska w grze

Za to od listopada obserwujemy zupełnie nowe trendy, których źródła wiodą do Chin. Późną jesienią Pekin nagle zmienił o 180 stopni swoją politykę sanitarną. Władze ChRL w ciągu kilku tygodni przeszły od polityki zero covid do niemal całkowitego zniesienia restrykcji. Oznacza to uwolnienie z okowów, które przez sporą cześć 2022 r. ostro hamowały aktywność ekonomiczną w drugiej gospodarce świata. Uczestnicy rynków spekulują, że chińskie otwarcie przyniesie skokowy wzrost konsumpcji surowców. Jako jedna z pierwszych zareagowała miedź – w końcu Państwo Środka odpowiada za ok. 50 proc. światowej konsumpcji tego metalu. Od początku listopada notowania miedzi poszły w górę o ponad 22 proc., osiągając pułap przeszło 9 tys. USD/t. Co ciekawe, dokładnie w tym samym momencie wystartowały ceny złota, które poszły w górę o blisko 300 USD na uncji, a więc o ponad 18 proc.

- Dynamiczny wzrost obserwowany w ciągu ostatnich kilku tygodni – w szczególności w przypadku złota i miedzi – wytycza naszym zdaniem właściwy kierunek na 2023 r. – napisał w komentarzu rynkowym Ole Hansen, dyrektor ds. strategii rynku surowców Saxo Banku.

Ole Hansen odnotował, że za zwyżką cen surowców przemawia także osłabienie dolara. Amerykańska waluta jest obecnie najsłabsza od maja, a jej deprecjacja rozpoczęta jesienią wspierała zwyżkę cen surowców wyrażonych przecież w USD.

Na fali oczekiwanego wzrostu chińskiego popytu analitycy Goldman Sachs właśnie podnieśli prognozę dla cen aluminium. Najniższe od 20 lat jawne zapasy białego metalu skłoniły ich do podniesienia oczekiwanej ceny o przeszło 20 proc., do średniorocznego poziomu 3 125 USD/t. Za rok ceny w Londynie mają sięgnąć 3 750 USD/t. Obecnie aluminium na Londyńskiej Giełdzie Metali wyceniane jest na 2624 USD/t.

Powtórki z 2021 r. nie będzie?

Tyle że zanim Chiny się w pełni otworzą… to najpierw się zamkną. W grudniu przez drugą największą gospodarkę świata przeszła fala koronawirusowych infekcji, co siłą rzeczy ograniczyło mobilność ludności, doprowadziło do przestojów w fabrykach oraz zredukowało konsumpcję. A już najbliższy weekend to początek chińskiego Księżycowego Nowego Roku i z tej okazji Państwo Środka z przyczyn całkowicie niecovidowych będzie zamknięte praktycznie do końcówki stycznia. Zatem dopiero od lutego można oczekiwań faktycznego ożywienia koniunktury za murem.

Jednak nie wszyscy ekonomiści są przekonani o tym, że chińskie otwarcie przyniesie istotną zmianę zapotrzebowania na surowce. Po pierwsze, Chiny są zarówno najważniejszym konsumentem, jak i producentem metali nieżelaznych oraz stali. W związku z tym zerwanie z covidowymi restrykcjami może pobudzić nie tylko stronę popytową, ale też podażową. Po drugie, nawet podczas najbardziej drakońskich lockdownów chiński przemysł nie został zamknięty i fabryka świata wciąż zaopatrywała nas w swoje wyroby. Po trzecie, zużycie surowców (a zwłaszcza metali przemysłowych) w Państwie Środka jest mocno uzależnione od decyzji politycznych, czasami ignorujących realia ekonomiczne. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co chińskie politbiuro wymyśli w kwestiach polityki energetycznej, kredytowej czy mieszkaniowej.

Po czwarte, powtórzenie w Chinach scenariusza z USA i Europy sprzed dwóch lat (gdy koniec polityki lockdownów wywołał eksplozję aktywności gospodarczej) jest raczej mało prawdopodobne. Przede wszystkim dlatego, że Pekin nie zdecydował się na stymulację fiskalną i monetarną, jakiej na wielką skalę dopuściły się rządy na Zachodzie. Chińczycy nie otrzymywali covidowych czeków, zasiłków czy innych dotacji. Nie ma więc nadmiarowych oszczędności, które mogłyby zostać wykorzystane na zaspokojenie odroczonego popytu, jaki wywołał surowcowy boom w 2021 r..

I wreszcie po piąte, nie zapominajmy, że w tym roku prognozowana jest recesja w Europie oraz bardzo słaby wzrost gospodarczy w Stanach Zjednoczonych. Jako świat weszliśmy w dezinflacyjną fazę spowolnienia gospodarczego (podczas której maleją zarówno inflacja jak i dynamika PKB), co raczej nie powinno służyć wzrostowi cen surowców.

Reasumując, rynki surowcowe stanęły na rozdrożu pomiędzy hossą a bessą. Za tą pierwszą przemawia otwarcie Chin oraz osłabienie dolara. Za drugą stoi oczekiwana recesja w Europie (i być może także w USA) oraz niekorzystna dla surowców fala globalnego cyklu koniunkturalnego.