Ryzykowny eksperyment. Koncepcja Trumpa wadliwa z dwóch powodów

Gabriel ChrostowskiGabriel Chrostowski
opublikowano: 2025-04-03 17:23

Prezydent Donald Trump wprowadził cła jako odpowiedź na to, co administracja USA uważa za niesprawiedliwe - praktyki handlowe innych krajów polegające na stosowaniu różnorodnych barier w handlu względem amerykańskiego importu. Jednak jego strategia pomija dwie fundamentalne kwestie.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Donald Trump przedstawił strategię "wzajemnych ceł", która polega na nałożeniu barier handlowych na kraje, które – zdaniem amerykańskiej administracji – stosują niesprawiedliwe praktyki handlowe. Praktyki te - rzekomo - osłabiają amerykański eksport i przyczyniają się do głębokiego deficytu handlowego USA. W rezultacie administracja w Waszyngtonie nałożyła cło w wysokości co najmniej 10 proc. na wszystkich partnerów handlowych, a wyższe stawki będzie płacić około 60 krajów mających nadwyżkę handlową z USA. Na przykład cła na całkowity import z UE wynoszą 20 proc., z Chin 34 proc., a z Wietnamu 46 proc. Pojawia się zasadnicze pytanie: jaka jest logika tych konkretnych stawek celnych?

Stawka celna na dany kraj jest wyznaczona przez podzielenie nadwyżki handlowej tego kraju z USA przez dwa w stosunku do jego eksportu do USA. Na przykład w 2024 r. państwa Unii Europejskiej miały nadwyżkę handlową z USA na poziomie 236 mld USD, przy całkowitym eksporcie do USA wynoszącym 606 mld USD. Według formuły administracji Trumpa UE nałożyła skuteczne cło w wysokości 39 proc. na towary z USA (czyli 236 mld USD/606 mld USD). Stąd wzajemna stawka celna USA wobec UE wynosi około połowy tej wartości, czyli 20 proc. Ta metoda obliczeń jest stosowana konsekwentnie we wszystkich 60 krajach objętych cłami powyżej 10 proc., bezpośrednio wiążąc stawki celne z bilansem handlowym kraju z USA. Cel tego mechanizmu jest jasny: zmniejszenie deficytu handlowego USA i ożywienie krajowej produkcji. Jednak koncepcja ta jest co najmniej wadliwa z dwóch powodów.

Po pierwsze, skupia się wyłącznie na handlu towarami, pomijając sektor usług, gdzie gospodarka USA odnotowuje nadwyżkę handlową. Ta pominięcie jest prawdopodobnie celowe, gdyż nie wpisuje się w narrację ochrony krajowych branż.

Po drugie, cła są zasadniczo nieskuteczne w długoterminowym zmniejszaniu deficytu handlowego. Mogą one tymczasowo zmniejszyć krajowy popyt i obniżyć import – co pozornie prowadzi do redukcji deficytu handlowego – jednak efekt ten jest złudny. Z czasem sytuacja wraca do stanu wyjściowego. Wzrost ceł prowadzi do wyższej inflacji i stóp procentowych, wzmacnia walutę, osłabia konkurencyjność eksportu i pogłębia deficyt handlowy. Tym samym, choć w krótkim terminie popyt i import spadają, prowadząc do zmniejszenia deficytu, w dłuższym okresie, gdy gospodarka dostosowuje się, stopy procentowe rosną, waluta się umacnia, eksport słabnie, a bilans handlowy ponownie pogrąża się w głębokim deficycie.

Co zatem musi się stać, aby kraj mógł zbilansować swoje saldo handlowe? Saldo handlowe, a dokładniej saldo bieżące, które w głównej mierze składa się z bilansu handlowego, jest pochodną relacji między oszczędnościami a inwestycjami w gospodarce. Chcesz osiągnąć nadwyżkę handlową? Zwiększ oszczędności – albo przez zmniejszenie konsumpcji, albo przez obniżenie deficytu budżetowego. Jednak ani jedna, ani druga opcja nie jest prawdopodobna.

Amerykanie są przyzwyczajeni do stylu życia opartego na konsumpcji, a duża redukcja deficytu fiskalnego jest politycznie niewykonalna, szczególnie że rząd USA może swobodnie emitować dług ze względu na dominującą rolę dolara w światowym systemie finansowym. Jeśli zatem administracja Trumpa pragnie redukcji deficytu handlowego i powrotu produkcji do kraju, samo nałożenie ceł nic nie zdziała. Potrzebne jest zmniejszenie popytu i zwiększenie oszczędności, co wydaje się mało prawdopodobne. Zamiast tego radykalne cła prawdopodobnie spowodują wstrząs w światowym handlu i spowolnienie gospodarcze – paradoksalnie najsilniej odczuwalne w USA.