Samorządy nie pomogą rządowi w poprawianiu płynności

JKW
opublikowano: 2010-09-23 10:54

Rząd proponuje samorządom, by te oddawały mu swoje nadwyżki, zamiast trzymać je w bankach. Ma to ograniczać dług publiczny. Ale oferuje im 2 proc. zysku, a to zdecydowanie za mało, żeby skusić samorządowcom.

Samorządowcy mogą odetchnąć z ulgą - nie sprawdziła się plotka, że rząd zamierza zmusić samorządy do lokowania nadwyżek na rachunku resortu finansów w Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK). Minister finansów zdecydował, że przymusu nie ma. Zapowiadana przez rząd reforma płynności sektora finansów publicznych (eliminująca zjawisko, że jedne instytucje publiczne muszą się zapożyczać, a inne w tym czasie trzymają pieniądze na depozytach banków komercyjnych) nie obejmie więc samorządów.

Słaba motywacja

- Czasem w kuluarowych rozmowach padały sugestie, że rząd myśli o zmuszeniu samorządów do włączenia się w reformę. Zgłaszaliśmy wtedy swój sprzeciw na spotkaniach z kierownictwem Ministerstwa Finansów, bo uderzałoby to w ideę samorządności. Dobrze, że ten pomysł nie jest realizowany - mówi Stanisław Lipiński, skarbnik Szczecina.

Rząd zostawił jednak samorządom furtkę - kto chce ratować finanse publiczne i ograniczyć przyrost długu (udostępniając za pośrednictwem rachunku w BGK innym instytucjom publicznym swoje nadwyżki), może to zrobić. Taki paragraf znalazł się w projekcie nowelizacji ustawy o finansach publicznych. Czy samorządy z tej furtki skorzystają? Wątpliwe. Oferowane przez rząd 2 proc. (stopa depozytowa Narodowego Banku Polskiego) z depozytów w BGK to o wiele za mało, by skusić samorządowców.

- W sektorze prywatnym jesteśmy w stanie założyć lokatę oprocentowaną na 5-6 proc. Co ma nas przekonać do zadowolenia się 2 proc. w BGK? Naszym ustawowym celem jest dobre gospodarowanie finansami publicznymi, a zaproponowane przez rząd rozwiązanie bynajmniej tego nie gwarantuje - mówi Marek Miesztalski, skarbnik województwa mazowieckiego.

Samorządy tłumaczą, że chętnie skorzystałyby z propozycji, ale zaproponowane warunki są nie do przyjęcia. Depozyt w BGK prawdopodobnie nie ochroniłby kapitału nawet przed inflacją.

- Gdyby rząd dał nam oprocentowanie przynajmniej zbliżone do rynkowego, nie byłoby problemu. Zdajemy sobie sprawę z problemu narastania długu publicznego. Proponowaliśmy rządowi wypracowanie wspólnych rozwiązań, żeby temu zjawisku zaradzić. W projekcie ustawy nasze propozycje nie zostały jednak uwzględnione - mówi Danuta Kamińska, skarbniczka Katowic, przewodnicząca Komisji Skarbników w Unii Metropolii Polskich.

Linia podziału

Jedyne, na co samorządowcy są w stanie przystać w kwestii ograniczania przyrostu długu to propozycja resortu finansów sprzed kilku miesięcy, żeby zamiast zakładać lokatę w bankach, kupowały obligacje skarbu państwa. Jeśli bowiem ministrowi finansów pożycza pieniądze inny podmiot sektora finansów publicznych (czyli samorząd), zadłużenie sektora nie rośnie. Ale nawet tu do entuzjazmu daleko.

- Od początku sygnalizowaliśmy ministrowi finansów, że oprocentowanie, jakie otrzymujemy na rynku, jest o wiele atrakcyjniejsze niż oprocentowanie obligacji. Teraz proponuje się nam jeszcze gorsze warunki depozytu w BGK. Oczekujemy specjalnej oferty obligacji dla samorządów, z oprocentowaniem, jakie zdobywamy na rynku. Wtedy byłaby to uczciwa oferta - my nie tracimy dochodów, a rząd osiąga cel - tłumaczy Danuta Kamińska.

Samorządy nie są jedynymi instytucjami, którym minister finansów dał wolną rękę w sprawie lokowania nadwyżek w BGK. Podobną furtkę mają uczelnie wyższe, państwowe zakłady opieki zdrowotnej, Polska Akademia Nauk i publiczne instytucje kultury.

Obligatoryjne udostępnianie nadwyżek dotyczyć będzie natomiast funduszy celowych i Lasów Państwowych (które na tym w ogóle nie zarobią) oraz agencji wykonawczych i Narodowego Funduszu Zdrowia.