Ściągawka z rynku drogiego wina

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2017-07-19 22:00
zaktualizowano: 2017-07-19 20:19

Nie należy mnożyć bytów ponad potrzebę, dlatego reguły rynku wina będą proste: im droższe, tym lepsze dla inwestora

Mając na uwadze złożoność rynkowych procesów, obie części mogą być przestarzałe — zasada o bytach jest średniowieczna, a klasyfikacja trunków wyłącznie pod względem ceny z połowy XIX w. Kiedy inwestor natrafi gdzieś na paraliżująco długi zlepek „la classification officielle des vins de Bordeaux”, będzie chodziło właśnie o ten podział, którego zażyczył sobie Napoleon III na okoliczność Wystawy Światowej w Paryżu. W czasach mniej spekulanckich, kiedy jakość wina rzeczywiście mogła bezpośrednio przekładać się na cenę, obrano kryterium ogólnej reputacji château i stawki na rynku. Jako Primer Cru, czyli najznakomitsze, uznano więc wina najdroższe — a jak się okazało w lipcu tego roku, niektóre pozycje w tabeli pozostały nienaruszone do tej pory. Analitycy winiarskiej giełdy Liv-ex co jakiś czas sporządzają tę klasyfikację na nowo, dlatego warto poznać parę etykiet ze szczytu, zwłaszcza że dzisiaj zasięg jest szerszy niż u Napoleona III, bo niby mowa o winach bordoskich, a w tabeli jakiś „krzyczący orzeł” z Kalifornii.

Fot. Axiom-forum

Château Lafite Rothschild na lewo

Mowa o tzw. Lewym Brzegu Żyrondy, czyli ujścia, którym dwie inne rzeki spływają do Atlantyku, dzieląc umownie Bordeaux na dwie części. Po lewej stronie najdroższe okazuje się Lafite Rothschild, które można znaleźć też w napoleońskiej klasyfikacji, również jako Primer Cru. Cena podana przez analityków Liv-ex to ponad 5,5 tys. GBP (26 tys. zł), przy czym próg do pierwszej kategorii wynosił 2,5 tys. GBP (12 tys. zł). Jak na butelkę bordoskiego wina byłoby drogo, dlatego trzeba zwrócić uwagę na metodologię, bo średnie stawki na giełdzie wina podawane są dla skrzynek po dwanaście standardowych butelek. Te z Château Lafite plątały się już na kuchennym zapleczu Wersalu, bo zanim udziałami zainteresował się baron Rothschild, trunek nazywany był już „winem króla” — dzięki Ludwikowi XV, który tak skutecznie częstował nim hrabiny i markizy, że zapisał się licznością towarzyszek w dziejach.

Pétrus prawy i czekoladowy

Dla winnic prawego brzegu nie ma już odniesienia względem słynnej napoleońskiej klasyfikacji, chociaż najdroższe wino regionu Pomerol kosztuje prawie 19 tys. GBP (90 tys. zł) za skrzynkę dwunastu butelek. Jak podają eksperci z Wine Searcher, Pétrus zawdzięcza ten próg m.in. swojemu bogactwu i nasyceniu, a także nutom korzennym, czekoladowym i ciemnych owoców. Od początku roku średnia cena w światowym obiegu wzrosła o 5 proc., ale jeśli na giełdzie butelka kosztowałaby 7,5 tys. zł, to przy marżach pośredników nawet ok. 10 tys. zł — teoretycznie, bo pojedyncza sztuka na platformie do handlowania skrzynkami raczej się nie zdarza. Chcąc wylicytować jedną butelkę, można poprzeglądać katalogi aukcji albo zwyczajnie internetowe sklepy, ale warto mieć wcześniej odniesienie, bo przy tej kategorii oferenci zamiast ogólnodostępnych stawek lubią napisać „zapytaj o cenę”.

DRC jak amen w pacierzu

Za budzącym największe emocje skrótem stoi Domaine de la Romanée-Conti — burgundzkie wino, o którym w codziennym życiu usłyszeć można chyba tylko w programach o miliarderach co sezon zmieniających odrzutowiec. Nie jest prawdą, że trunkiem interesują się wyłącznie tacy konsumenci, bo popyt jest też inwestycyjny, ale jeśli za próg wejścia przyjmie się średnią cenę na Liv-ex, będzie wysoki, bo wyniesie 98,7 tys. GBP (469 tys. zł). W przybliżeniu za butelkę zapłacilibyśmy prawie 40 tys. zł, co wynika również z niskiej podaży, bo teren samego Romanée-Conti zajmuje zaledwie 2 ha. Przekłada się to na około 6 tys. butelek rocznie, jak podaje Wine Searcher, dlatego trudno nie zgadnąć, że DRC jest nie tylko ulubionym trunkiem właścicieli odrzutowców, ale też fałszerzy, którzy drukują i przyklejają etykiety w garażowym zaciszu.

Screaming Eagle jak Air Force One

Tak jak obecność DRC w klasyfikacji najdroższych win jest obowiązkowa, tak początkujący inwestor może być zaskoczony ceną 20,6 tys. GBP (98 tys. zł) za skrzynkę wina z Kalifornii. Burgundzkie stoki Romanée-Conti dawały już owoce w XIII wieku, tymczasem trunku Screaming Eagle z doliny Napa można się napić od 1992 r. — płacąc za butelkę kilkanaście tysięcy złotych. Bez wątpienia, jest najsilniejszą na rynku pozycją ze Stanów Zjednoczonych, bo klasyfikacja win spoza Bordeaux ujmuje je już na trzecim miejscu, w ciasnym otoczeniu DRC, których jest wiele. Poza winem Romanée-Conti producent Domaine de la Romanée- -Conti ma do zaoferowania inne drogie propozycje, dlatego w pierwszej dziesiątce zestawienia, skrót pojawia się aż sześć razy. Podaż Screaming Eagle jest natomiast trudna do oszacowania, bo sprzedaż z winnicy odbywa się zgodnie z listą — można się zapisać, ale nie wyżej niż za kilkoma tysiącami nazwisk innych niecierpliwców.

Pingus to prymus, Masseto w oślej ławce

W tej samej tabeli win spoza Bordeaux dwa sąsiednie miejsca zajmują Pingus z Hiszpanii i Masseto z Włoch. Pierwsze za 5,6 tys. GBP (26,6 tys. zł), drugie za 5,1 tys. GBP (24 tys. zł), czyli właściwie jak bordoski lider Lafite Rothschild, dlatego inwestor nie może pominąć ich na ściągawce. Dominio de Pingus jest małym producentem z Ribera del Duero, a wino ma wbrew pozorom wiele wspólnego ze Screaming Eagle — pierwszy rocznik też powstał w latach 90., a o błyskawicznym sukcesie na rynku również zadecydował Robert Parker, najbardziej kontrowersyjny i wpływowy krytyk w historii. W tych przypadkach rozwój był aż niespodziewanie świetlany, ale nie wszystkie inwestycyjne wina miały tak przyjemną drogę, a już z pewnością nie tzw. supertoskany. Wina takie jak Masseto powstały z czystego złamania winiarskich reguł, dlatego na samym początku formalnie trafiały nawet do kategorii stołowych. Dzisiaj trudno byłoby je podejrzewać o tak burzliwą młodość, bo gdyby miały oczy, patrzyłyby z góry na konkurencję — szczególnie rocznik 2004, który od maja 2016 w rok zdrożał o ponad 58 proc.