Od miesiąca na warszawskiej giełdzie zamiast jednej Selvity są dwie spółki. Jedna nazywa się Ryvu i koncentruje się na potencjalnie bardzo zyskownym, ale też bardziej ryzykownym z punktu widzenia akcjonariuszy poszukiwaniu nowych leków. Druga, która zachowała stary szyld, działa w segmencie CRO, czyli świadczy dla innych firm farmaceutycznych usługi badawczo-rozwojowe. Ryvu jest obecnie wyceniane na 700 mln zł, a Selvita — na 400 mln zł. Spółka usługowa, której zyski w poprzednich latach pomagały w finansowaniu poszukiwań nowych leków, teraz — jako samodzielny byt — ma szybko zwiększać skalę działalności. Jak? W dużej mierze dzięki przejęciom.



— Pierwszą transakcję chcemy przeprowadzić w przyszłym roku. Analizujemy kilkadziesiąt spółek, głównie z Polski oraz Europy Środkowej i Wschodniej. To na przykład nasi dotychczasowi podwykonawcy, których właściciele poszukują kupca, oraz firmy, które samodzielnie wyszukujemy, analizując bazy danych. Krystalizuje się już krótka lista celów, z niektórymi prowadzimy wstępne rozmowy — mówi Dawid Radziszewski, członek zarządu i szef działu prawnego Selvity, odpowiedzialny za realizację przejęć.
Zakupowa konieczność
Po trzech kwartałach Selvita miała 73,2 mln zł przychodów (o 32 proc. więcej niż rok wcześniej) i 13,6 mln zł zysku EBITDA. Portfel zamówień na przyszły rok jest już o 38 proc. większy od tegorocznego — sięga prawie 100 mln zł.
— W europejskiej branży jest mało spółek takiej wielkości jak Selvita. Są albo wyraźnie więksi gracze, np. Charles River i Evotec, albo wyraźnie mniejsi — dla dużych za mali do przejmowania. My możemy być ich agregatorem — uważa Dawid Radziszewski.
Selvita w tym roku może urosnąć organicznie o około 40 proc., a w przyszłym — o około 30 proc. Więksi konkurenci rosną organicznie w jednocyfrowym tempie, ale dystans do nich się nie zmniejsza.
— Firmy te już dawno nastawiły się na rozwój poprzez akwizycje i my też musimy pójść tą drogą. Cele są dwa. Po pierwsze chcemy kupować na rynku kompetencje, których nie mamy, a których zbudowanie od zera byłoby droższe od przejęcia. Po drugie chodzi nam o zwiększanie skali i zdobywanie dostępu do klientów — mówi Dawid Radziszewski.
Zbieranie małych
Krakowska spółka rozgląda się m.in. za mniejszymi firmami, które mają własne zwierzętarnie.
— Samodzielne zbudowanie zwierzętarni jest bardziej kosztowne i czasochłonne od jej kupienia, m.in. ze względu na konieczność przejścia długiego procesu certyfikacji — mówi Dawid Radziszewski.
Selvita celuje w spółki, które zatrudniają 30-150 osób i mają przychody większe niż 10 mln zł.
— Na rynku jest sporo spółek, założonych zazwyczaj przez naukowców, które zbudowały potrzebne nam kompetencje i mają dobre zespoły pracowników,ale nie zdobyły wystarczająco dużego finansowania, by osiągnąć dużą skalę, lub nie zbudowały odpowiednich struktur sprzedażowych. Takie podmioty mogą być dla nas atrakcyjne — mówi Dawid Radziszewski.
W dalszej perspektywie w grę wchodzą też akwizycje w Europie Zachodniej.
— Tam koszty działalności są wyższe, ale opłacalne może okazać się przejęcie firmy z silną lokalną marką i dostępem do klientów. Zdajemy sobie sprawę, że dokonanie zakupu to pierwszy krok, kluczowa jest integracja. Jesteśmy również świadomi, że jej koszty mogą odbijać się na rentowności całej grupy — mówi Dawid Radziszewski.
Pieniądze się znajdą
Selvita ma kilka scenariuszy finansowania akwizycji. Obecnie, wyłączając koszty leasingu, nie jest obciążona długiem.
— Standardem w branży jest dług netto w wysokości trzykrotności zysku EBITDA, co oznacza, że jesteśmy w stanie pozyskać na przejęcia 50-60 mln zł — mówi Dawid Radziszewski.
W grę wchodzi także współpraca z inwestorami finansowymi i dokonywanie akwizycji poprzez spółki celowe, możliwe są też emisje akcji.
— Mogą one być skierowane do dotychczasowych akcjonariuszy Selvity lub do udziałowców spółek, które chcemy przejąć — mówi Dawid Radziszewski.
Sprawdź program "Venture Capital Forum", 10 grudnia 2019, Warszawa >>