Zarząd Sojuszu Lewicy Demokratycznej finalizuje prace nad programem wyborczym, opartym na triadzie „człowiek– –demokracja–europejskość”. Środowiska biznesowe, oczekujące na jakieś konkrety od partii startujących w wyborach, powinny każdą taką informację przyjmować z uwagą — albowiem politycy różnych opcji na razie tylko deklarują, że świetne pomysły w sferze gospodarczej „mają”.
Fakt, że akurat SLD uprzedza konkurencję, nikogo nie dziwi — wszak towarzysze zawsze byli mistrzami w produkowaniu dokumentów tyleż szczytnych, co pustych i nic się nie zmieniło po przemianie PZPR w SdRP, a poźniej w SLD. Problem polega na tym, że w roku 2005 koncepcje SLD zdecydowanej większości elektoratu w Polsce już nic nie obchodzą. Cztery lata temu o tej samej porze każda wiadomość z obozu lewicy była rozchwytywana, ponieważ można było zakładać jej przełożenie się po wyborach na zapisy ustawowe. Dzisiaj natomiast jedyną wieścią ważną dla Polski i oczekiwaną przez społeczeństwo byłoby zadeklarowanie przez Sojusz Lewicy Demokratycznej głosowania 5 maja za samorozwiązaniem się Sejmu — takiej jednak na pewno się nie doczekamy...