Bierzemy wymaz z gardła, nakrapiamy na urządzenie wielkości pendrive’a, kilka minut i już wiadomo. Czerwona lampka — mamy grypę, pora na herbatkę z malin i kilkudniowy odpoczynek w domu, zielona — zaatakowały nas inne mikroby, to sygnał dla lekarza, że może wypisać antybiotyk. Nad takim innowacyjnym czujnikiem pracuje zespół Dawida Nidzworskiego, gdańskiego naukowca i założyciela firmy Eton Group.

— To rewolucja na skalę światową. Będzie można diagnozować grypę szybko, tanio, wykrywając nawet minimalne stężenie wirusa — mówi Dawid Nidzworski, właściciel patentu. Grypa i wirusy grypopodobne co roku atakują od 330 mln osób nawet do 1,6 mld, a w wyniku zakażenia wirusem umiera rocznie 250-500 tys. osób — szacuje Światowa Organizacja Zdrowia.
W Polsce rocznie choruje kilkaset mln osób, a w latach szczególnego natężenia wirusa nawet milion. Gospodarka traci ponad 800 mln zł rocznie z powodu zachorowań, jeśli wliczymy koszt nieobecności w pracy i leczenia powikłań. Wczesne wykrywanie grypy pomogłoby zmniejszyć liczbę zachorowań i obniżyć straty dla gospodarki. Naukowcy z Gdańska uznali, że dotychczasowe sposoby wykrywania grypy są albo za drogie, albo zbyt czasochłonne i uciążliwe.
— Nie znaleźliśmy nigdzie na świecie równie miniaturowego urządzenia, z którego odczyt można obejrzeć na smartfonie — mówi Dawid Nidzworski. Grypa to dopiero początek. W kolejce czeka wiele chorób, o których mógłby informować sensor.
— Prowadzimy zaawansowane rozmowy, które mają na celu wprowadzenie do urządzenia możliwości wykrywania nowotworów płuca i piersi — mówi Dawid Nidzworski.
Biznesowe schody
Dawid Nidzworski wychodzi właśnie z laboratorium i zaczyna pokonywać biznesowe schody, a jego projekt wchodzi w bardzo newralgiczną fazę. Opracowanie Flusensora kosztowało do tej pory stosunkowo niewiele — 150 tys. zł. Teraz przedsiębiorczy naukowiec potrzebuje 16 mln zł na miniaturyzację, certyfikację i testy kliniczne urządzenia.
— Złożyliśmy wniosek do NCBR, które może dofinansować nas kwotą 11 mln zł. Spodziewamy się decyzji w ciągu miesiąca — mówi Dawid Nidzworski. Na razie pendrive jest obietnicą, naszkicowaną na papierze — model laboratoryjny naukowców to komputer, elektrody i urządzenia pomiarowe. Teraz trzeba go zmniejszyć.
— Chcemy rozpocząć pierwsze testy urządzenia w kolejnym sezonie grypowym. Będziemy mogli w kontrolowany sposób zaprezentować je na rynku — mówi Dawid Nidzworski.
Już raz się udało
Brakujące 5 mln zł dołożą Piotr Krych i Artur Kupczunas, założyciele Saule Technologies. Dzięki ogromnej determinacji znaleźli inwestora dla perowskitów Olgi Malinkiewicz i teraz chcą powielać ten sukces w kolejnych projektach.
Projekt Dawida Nidzworskiego spodobał im się tak bardzo, że objęli połowę udziałów w Eton Group. Ich wejście do spółki otwiera duże możliwości dla projektu, którego kolejnym newralgicznym punktem będzie skuteczna promocja i sprzedaż. Partnerzy rozpoczęli też szukanie inwestora dla projektu — wejście kapitałowe dużego gracza pomogłoby przyspieszyć prace nad rozwiązaniem.
Eton Group prowadzi też rozmowy z sieciami medycznymi i diagnostycznymi, by udostępnić Flusensor w możliwie szerokiej sieci placówek. Spółka zakłada też sprzedaż sensora z lekami na grypę, co ma rozpropagować produkt. Nie ogranicza się do rynku polskiego — już teraz szuka dystrybutora produktu w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Francji. Równolegle przygotowuje się do zatwierdzenia go w Europie i USA. — Chcemy wejść na rynek z ostatecznym produktem w 2017-18 r. — mówi Dawid Nidzworski.
Dużo i tanio
Rynek diagnostyki in vitro, bo w tej kategorii mieści się urządzenie, jest wart 40-50 mld USD rocznie i rośnie co roku o 5-7 proc. Diagnostyka chorób zakaźnych ma generować przychody na poziomie 18 mld USD do 2019 r. — wynika z raportu MarketAndMarket.
Eton szacuje, że na jego rynkach docelowych na grypę choruje rocznie 117 mln osób, co — zdaniem twórców urządzenia — powinno przełożyć się na sprzedaż 3,6 mln sztuk rocznie. — Chcemy, by jednorazowy test kosztował 10-20 zł. Nawet tak niska cena zapewni marżę nam i dystrybutorom — mówi Dawid Nidzworski. © Ⓟ