Socjologowie: sondaże zawiodły, bo wyborcy wstydzili się PiS i Kaczyńskiego

Polska Agencja Prasowa SA
opublikowano: 2005-11-03 21:17

Według socjologów, przyczyną rozbieżności między sondażami a wynikami wyborów parlamentarnych i prezydenckich był wstyd ankietowanych przed przyznaniem się do głosowania na niektórych kandydatów. Ostatnie wybory były tematem czwartkowej sesji socjologicznej w Warszawie.

Według socjologów, przyczyną rozbieżności między sondażami a wynikami wyborów parlamentarnych i prezydenckich był wstyd ankietowanych przed przyznaniem się do głosowania na niektórych kandydatów. Ostatnie wybory były tematem czwartkowej sesji socjologicznej w Warszawie.  

    W konferencji naukowej w Warszawie, zorganizowanej przez Polskie Towarzystwo Socjologiczne, wzięło udział grono przedstawicieli tej dyscypliny. Dyskutanci byli zgodni, że rozbieżność między sondażami a wynikami wyborów nie jest winą ośrodków badania opinii publicznej.

    "Główną przyczynę widzę w tym - że wyborcy - z powodów, o których przed publikacją badań trudno mówić - wstydzili się przyznawać do zwycięskiej PiS i Kaczyńskiego" - powiedział PAP politolog i socjolog dr Radosław Markowski, kierujący Polskim Generalnym Studium Wyborczym. "Niektórzy ankietowani niezgodnie z prawdą twierdzili, że nie wiedzą jeszcze, na kogo pójdą głosować, albo podawali nazwiska innych kandydatów" - dodał.

    Zwrócił także uwagę na wielką chwiejność wyborców. "Z badań wynika, że w porównaniu z ostatnimi wyborami parlamentarnymi blisko 40 proc. Polaków zmieniło swoich wyborczych faworytów" - powiedział Markowski. 

    Na to, że ankietowani ukrywali swoje prawdziwe sympatie, zwracał też uwagę Janusz Durlik z Organizacji Firm Badania Opinii i Rynku.  "Ankietowani wstydzili się mówić, że będą głosować na Lecha Kaczyńskiego, bo był on gorzej postrzegany przez media" - uważa Durlik. 

    Według niego, nie tylko w Polsce firmy badawcze pomyliły się tak bardzo w wyborczych przewidywaniach. "Wystąpił efekt podobny, jak niedawno przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi w Niemczech. Tamtejsze ośrodki badania opinii publicznej przeszacowały poparcie dla chadecji o kilkanaście procent" - powiedział Durlik.

    Socjologowie nie byli zgodni co do oceny niskiej frekwencji wyborczej. Według Markowskiego, jest ona "pierwszym, a nawet dramatycznym problemem", ponieważ jest najniższa z wszystkich krajów Europy Środkowo-Wschodniej. 

    Odmiennego zdania był dr Tomasz Żukowski z Uniwersytetu Warszawskiego. "Od lat do wyborów w Polsce chodzi poniżej połowy uprawnionych. Histeria z powodu niższej o kilka procent frekwencji w wyborach parlamentarnych jest nieuzasadniona" - podkreślił