Banki kredytujące w euro i franku (choć frank jest już walutą niszową) wpadły w popłoch. Udzieliły już tyle kredytów walutowych, że mogłyby dawać wyłącznie kredyty złotowe, gdyby wytyczne nadzorcy weszły w życie.
Rekomendacja nie zakazuje wprost udzielania kredytów walutowych. Jednak podczas spotkania z bankowcami w miniony czwartek Stanisław Kluza, przewodniczący KNF, dał do zrozumienia, że stanowisko komisji wcale nie musi być najbardziej radykalną opcją, jaka może zostać zrealizowana.
— W kuluarach dowiedzieliśmy się, że jeszcze ostrzejsze poglądy mają Ministerstwo Finansów oraz Narodowy Bank Polski — opowiada uczestnik spotkania zastrzegający sobie anonimowość.
Resort krzywo patrzy na kredyty walutowe, ponieważ mogą one popsuć wizerunek Polski na rynkach międzynarodowych. Jesteśmy zieloną wyspą, ale inwestorzy obserwują, jak pożyczamy w walucie obcej, wystawiając się na ryzyko kursowe.
— Ministerstwo obawia się, że dalsze powiększanie zadłużenia może doprowadzić do obniżenia ratingu polskich papierów skarbowych, które trudniej będzie uplasować i trzeba będzie dać wyższą cenę — opowiada nasz rozmówca.
Z kolei NBP martwi się o stabilność makroekonomiczną, którą moga zachwiać zmiany kursów walutowych. Po ostatnim posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej Marek Belka, prezes banku centralnego, powiedział, że dla zachowania równowagi ważne jest ograniczanie szybkiego przyrostu kredytów walutowych dla gospodarstw domowych.
NBP w swojej opinii do rekomendacji S poparł stanowisko KNF w sprawie nowych regulacji.
— Nadzorca znalazł się pośrodku między resortem finansów i bankiem centralnym a środowiskiem bankowym — mówi prezes jednego z banków.
Co na to prezesi polskich banków? Jak jest w innych krajach? Czytaj w poniedziałkowym "Pulsie Biznesu"!