Przypisywana XVII-wiecznemu wodzowi Stefanowi Czarnieckiemu gorzka maksyma była jego aluzją do źródeł majątków hetmanów, czyli żup solnych rodu Lubomirskich oraz majątków rolnych Potockich.



O ile posiadłości ziemskie były i są symbolem bogactwa w każdej epoce i ustroju, o tyle umieszczenie na równie wysokiej półce soli może budzić zdziwienie współczesnego konsumenta drobnych kryształków, które są przecież tanie. Tymczasem sól od starożytności zajmowała trzecie miejsce w hierarchii ludzkiego pożądania, zaraz za szlachetnymi kruszcami. Absolutnym liderem było złoto, za nim srebro, a medal brązowy przez wieki trzymała właśnie sól — dotyczy to epoki sprzed rewolucji przemysłowej i sięgnięcia przez ludzkość do pokładów węgla, a później ropy naftowej.
Sól miała strategiczne znaczenie nie tyle dla smaku, ile dla gospodarowania zasobami żywności. Solenie mięsa i ryb było podstawową, wobec małej skuteczności ówczesnego mrożenia, metodą zapewnienia ich trwałości i przechowywania. Znano także możliwość zwalczania solą zimowych śliskości, ale była zbyt cenna, by marnować ją do celów tak przyziemnych…
Najprostsze było odparowywanie
Sól to monomineralna skała o różnym zabarwieniu, będąca produktem krystalizacji wód morskich lub słonych jezior. W Polsce największe eksploatowane złoża znajdują się na Kujawach. Historycznie najsłynniejsze są jednak szare pokłady mioceńskie w Małopolsce, obecnie już wyeksploatowane. Pod koniec XX w. kopalnie w Wieliczce i Bochni przestawiły się definitywnie na działalność turystyczno-leczniczą.
Bochnia jest XIII-wieczną siostrą Wieliczki, równie wartościową, ale odczuwającą pewien kompleks, bo zdecydowanie mniej znaną w świecie — po prostu leży… dalej od Krakowa. Królewska kopalnia w Wieliczce została wpisana przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa już w 1978 r., w pierwszej grupie po ustanowieniu tej szczytnej kategorii, a Bochnia dopiero w 2013 r. Wtedy wpis wielicki został rozszerzony o Zamek Żupny na powierzchni.
Niniejszy tekst w naszym cyklu „Było, nie minęło” dotyczy Wieliczki, ale wiele jego elementów można odnieść do Bochni. Od początków ludzkiej cywilizacji najprostszym i najtańszym sposobem pozyskiwania soli kamiennej było jej odparowywanie z naturalnych źródeł. Wzrost popytu wiązał się jednak z ich wysychaniem, dlatego w poszukiwaniu cennego surowca zaczęto schodzić pod ziemię, tak głęboko, jak pozwalał postęp technologiczny. Najpierw kopano zwykłe studnie, a potem już głębsze szyby.
Papież nie mógł królowi odmówić
W Wieliczce do pierwszych brył soli kamiennej dotarli górnicy węgierscy, sprowadzeni w 1251 r. przez 17-letnią wówczas księżniczkę Kingę z dynastii Arpadów, poślubioną księciu krakowsko-sandomierskiemu Bolesławowi.
Małżeństwo nigdy nie zostało skonsumowane, co księciu przyniosło niezasłużony przydomek Wstydliwego, natomiast Kinga za dochowanie dziewictwa została wyniesiona na katolickie ołtarze. Beatyfikował ją w 1690 r. papież Aleksander VIII — po zwycięstwie Jana III Sobieskiego pod Wiedniem nie mógł polskiemu królowi odmówić — a kanonizował w Starym Sączu w 1999 r. papież Jan Paweł II.
Legenda dotycząca nie cnoty, lecz soli głosi, że swój zaręczynowy pierścień Kinga wrzuciła do szybu węgierskiej kopalni w Marmarosz, skąd przepłynął on wodami podziemnymi i został wydobyty właśnie w podkrakowskiej Wieliczce razem z pierwszym tzw. bałwanem, czyli wielką solną bryłą.
Wieliczka, obecnie siedziba podkrakowskiego powiatu, otrzymała status miasta w 1290 r. na prawie frankońskim. W 1361 r. przeszła na korzystniejsze prawo magdeburskie. Jej herb nawiązuje do solnej tradycji górniczej — na niebieskiej tarczy umieszczono żółty drewniany młot i dwa mniejsze żółte kilofki. Nazwa miasta pochodzi zaś od przetłumaczonego z łaciny terminu Magnum Sal — Wielka Sól.
Kamieniem milowym w rozwoju miasta i kopalni było wydanie przez króla Kazimierza III Wielkiego w 1368 r. statutu porządkującego prawo górnicze, wcześniej zwyczajowe. Regulując zasady wydobywania soli, monarcha zadbał o skarbiec. Żupy krakowskie, obejmujące Wieliczkę i Bochnię — staropolska nazwa żupa przetrwała kilka wieków — stały się własnością władcy, gwarantując budżetowi państwa stabilne, wysokie dochody, niemal jak obecny… VAT. Notabene własnością państwową pozostały do dzisiaj. Na czele solnej firmy stał żupnik, a pracowali m.in. sztygarzy, bachmistrzowie, kopacze, trybarze, otrocy, piecowi i tragarze. Kazimierzowski statut uregulował również dwie wielkości wydobywanych bałwanów — w przeliczeniu na obecne miary ważyły po 520 i 390 kg.
Znacznie płytsza od węglowej
Do końca XV w. wielicką sól wydobywano z głębokości 64 m, czyli obecnego poziomu pierwszego. W zestawieniu z powstającymi kilka wieków później kopalniami węgla, złota czy miedzi parametry Wieliczki (maksymalna głębokość to 327 m) wyglądają na geologiczną błahostkę. Ale tylko pozornie, bo praca górników solnych była równie ciężka i ryzykowna. W poszukiwaniu brył chodniki drążono nieregularnie, czasami je zapętlając. Formowane w kształcie walca solne bałwany przetaczane były w kierunku szybów, a do góry wyciągane kieratami. Żupy pochłaniały ogromne ilości drewna używanego do zabezpieczania chodników i wielkich komór. Na górników czyhały zagrożenia indywidualne, np. upadek z dużej wysokości, i zbiorowe — pożar czy zalanie chodników wodą. W 1644 r. wielki pożar, wyniszczający kopalnię przez osiem miesięcy, został zaprószony w sianie zwożonym dla pracujących na dole koni. Historia kopalni za zły okres uznaje żupnictwo rodu Lubomirskich na przełomie XVI i XVII w. Magnaci postanowili przełamać monopol królewski, bijąc własne szyby i dbając głównie o swoje interesy. Właśnie do tego skoku na solną kasę odnosił się zacytowany na początku Stefan Czarniecki. Mimo problemów z nadzorem właścicielskim Wieliczka jednak się rozwijała, w końcu XVII w. fedrując na trzech poziomach. Co ciekawe, żupa już wtedy prowadziła działalność turystyczną. Podróż do wnętrza ziemi wymagała zgody króla, zatem możliwość obejrzenia baśniowej krainy dostępna była tylko wybrańcom.
Austriackie porządki i technologie
W 1772 r. po pierwszym rozbiorze Polski do Wieliczki wkroczyli Austriacy. Najbardziej liberalny z trzech zaborców okazał się dobrym gospodarzem kopalni. Doceniając jakość soli, władze wprowadzały nowe technologie. Stopniowo pojawiły się parowe maszyny wyciągowe, stalowe liny, a także tory kolejowe. Chodniki drążono już nie na oko, lecz według planu — południkowo lub równoleżnikowo. W 1886 r. pod ziemią rozbłysło oświetlenie elektryczne. Zbudowana w 1912 r., czyli tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej, kopalniana elektrownia pozwoliła oświetlić także miasto. Po odzyskaniu przez Polskę w 1918 r. niepodległości handel solą pozostał monopolem państwowym. Kopalnia w Wieliczce sprawnie funkcjonowała, wprowadzając kolejne nowinki technologiczne. Przed drugą wojną światową opracowano metodę tzw. ługowania, czyli uzyskiwania solanki poprzez rozpuszczanie złoża wodą. Chodniki i szyby rozrosły się do dziewięciu poziomów, osiągając głębokość 327 metrów. Okupację niemiecką kopalnia przetrwała bez większego uszczerbku. Po wojnie zaś wprowadzenie gospodarki centralnie planowanej oznaczało dla Wieliczki stopniowe ograniczanie wydobywania soli kamiennej, które wygasło w 1964 r.
Eksplozja zdradliwej Miny
Produkcja soli warzonej trwała dłużej i zakończyła się na skalę przemysłową w III RP, po jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń w dziejach kopalni. Nastąpił atak największego wroga górnictwa solnego — podziemnych wód. Jeszcze na przełomie XIX i XX w. Austriacy zbudowali na głębokości 175 m chodnik łącznikowy, tzw. poprzecznię, o złowróżbnej nazwie Mina. Wkrótce się okazało, że ściana przecieka i kiedyś może pęknąć. Mijały lata, zmieniały się ustroje, ale chodnik trwał. Wreszcie w 1992 r. przystąpiono do jego umocnienia. Niestety, w pechowy piątek 13 kwietnia, który był… Wielkim Piątkiem, Mina eksplodowała. Woda z materiałem skalnym zalewała kopalnię, zagrażając siedmiu wiekom historii i dziedzictwu UNESCO. Walka trwała kilkanaście miesięcy, kopalnia została uratowana dzięki nowatorskim rozwiązaniom — m.in. część zabytkową zabezpieczono tamą z żywicy. Zniszczenia wystąpiły również na powierzchni, teren miejscami osiadł o 2 metry, miasto z górniczym herbem poczuło realne zagrożenie powstaniem zapadliska i wodnego leju. W Polsce nie występują trzęsienia ziemi, szkody górnicze na Śląsku ograniczają się do pękania domów, natomiast posadowiona nad płytką kopalnią Wieliczka już niejeden raz ciężko odczuła podziemne sąsiedztwo. Na szczęście w 1992 r. do katastrofy stulecia nie doszło.
Mina w praktyce zakończyła działalność produkcyjną kopalni. Od tamtego czasu jedyną formą pozyskiwania soli w Wieliczce jest utylizacja kopalnianych wód, których nie wolno zrzucać do Wisły. Wykorzystywana jest nowoczesna warzelnia, w której produktem ubocznym odparowywania jest jak najbardziej jadalna, markowa wielicka sól.
Branża pierwsza, druga i trzecia
Pierwszych turystów, a dokładniej gości królewskich, żupa w Wieliczce przyjmowała jeszcze w średniowieczu. Przez wieki bywali najróżniejsi, do solnej krainy zjechał także ciekawy świata krakowski student Mikołaj Kopernik. Po przejęciu kopalni Austriacy założyli w 1774 r. oficjalną księgę gości. Wpisali się do niej m.in. cesarz Franciszek Józef I, Fryderyk Chopin, Jan Matejko, Johann Wolfgang von Goethe, Stanisław Moniuszko, Józef Piłsudski, Ignacy Jan Paderewski, wreszcie — Karol Wojtyła.
Ogólnodostępną trasę turystyczną Austriacy urządzili dopiero pod koniec XIX w. W komorach powydobywczych i nieużywanych chodnikach powstały pierwsze sale balowe, solne kaplice, ołtarze, posągi, restauracje, żyrandole, a także… przystanki kolejowe i jeziorka z łodziami. Szlak zwiedzania początkowo współgrał z wydobywaniem soli, turyści mogli nawet zobaczyć górników przy pracy. W II Rzeczypospolitej, a zwłaszcza w PRL rozwinął się obyczaj zwiedzania kopalni przez wycieczki szkolne i zakładowe. Finałem było wykonywanie zbiorowego zdjęcia ze stałą tablicą informacyjną, mającą zmienną datę. Tradycja zwiedzania trwa do dzisiaj, niemal każdy polityk czy celebryta, przebywający w Krakowie, myśli o wygospodarowaniu czasu na zobaczenie słynnej Wieliczki. Urzędującego papieża na dole jednak nie było, chociaż Jan Paweł II kilka razy, a ostatnio Franciszek przy okazji Światowych Dni Młodzieży mieli naprawdę blisko.
Przez długie lata w kopalni harmonijnie współgrały dwie branże: górnicza i turystyczna. Przemiany gospodarcze spowodowały niemal wygaszenie po siedmiu wiekach pierwszej, a zamiast niej funkcjonuje trzecia — podziemny ośrodek rehabilitacyjno-leczniczy. Mikroklimat kopalnianego uzdrowiska sprzyja leczeniu astmy i innych schorzeń dróg oddechowych.
Wieliczka na wystawach światowych
Kopalnia nie tylko jest perłą przyciągającą gości z całego świata, lecz… sama wyjeżdża. Już w 1900 r. na wystawie EXPO w Paryżu zaprezentowano w pawilonie Austrii solną kopię ołtarza z jednej z kopalnianych kaplic. Natomiast podczas EXPO 2000 w niemieckim Hanowerze i EXPO 2005 w japońskim Aichi w polskim pawilonie zaaranżowano z oryginalnych bloków solnych namiastki chodników, umożliwiające zwiedzającym liźnięcie Wieliczki — dosłowne. &
NA ZDJĘCIACH:
Końskie zdrowie. Zachowany w komorze króla Kazimierza III Wielkiego kierat to orginalna XVIII-wieczna maszyna, służąca do transportu soli z kolejnych poziomów na powierzchnię.
Dziwy natury. Standardowe stalaktyty w jaskiniach powstają w wyniku naciekania wody z węglanem wapnia. Sól ma większe zdolności artystyczne, gdy np. upatrzy sobie drabinę w kopalnianym szybie.
Na przodku. Warunki pracy górników wyglądają na archiwalnym zdjęciu na lepsze niż w kopalni węgla, ale to pozory — wydzierając sól ziemi, fedrowali równie ciężko.
Naoczny świadek. Jan Gotfryd Borlach, wybitny geometra oraz administrator żup krakowskich, tak widział Wieliczkę w 1719 r., gdy miała tylko trzy poziomy. Jego rysunek utrwalił jako sztych w 1790 r. grawer Johann Esaias Nilson.
135 metrów pod ziemią. Tak wyglądał w XIX wieku dworzec kolejki (wtedy konnej) w komorze hrabiego Agenora Gołuchowskiego na trzecim poziomie. Finalizowane są prace nad odtworzeniem tej niezwykłej linii turystycznej. Ponad trzy dekady temu zapuszczony dworzec zagrał natomiast w... „Seksmisji” — był to epizod tzw. dekadencki.
Cesarski szyk. XIX-wieczna sala balowa w reprezentacyjnej komorze Łętów nie przetrwała do naszych czasów. Widocznie walce wiedeńskie bywały zbyt głośne, bo strop w końcu runął — na szczęście nie było wtedy gości.
Dla każdego. Trasy zwiedzania mają różną skalę trudności. Na tzw. górniczej bardziej zaawansowani turyści czują posmak kopalnianego życia.
