Sprawa WGI oczami oskarżonych

Emil Górecki
opublikowano: 2013-10-08 06:02

Dziś kolejny dzień procesu w sprawie Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej (WGI). Wyjaśnienia zakończył składać Maciej S., były prezes i współzałożyciel finansowej grupy.

Sędzia:

fot. Puls Biznesu, Marek Wiśniewski
fot. Puls Biznesu, Marek Wiśniewski
None
None

Odraczam rozprawę do 17 października na 9.30, s 230. Na kolejnym po tym posiedzeniu sąd wezwie na świadka Marka Szuszkiewicza z KNF.

 

Łukasz K.

Po odebraniu licencji mieliśmy pełny dostęp do rachunków i mieliśmy paszporty. Gdybyśmy mieli inne intencje niż ratowanie spółki, szukalibyśmy innych dróg. My ich nie szukaliśmy, wydawaliśmy nasze prywatne pieniądze na doradców i prawników.

 

Łukasz K. o stratach na foreksie uwzględnionych w akcie oskarżenia.

Specyfiką firm walutowych jest to, że szuka się modeli inwestycyjnych okresowych. One nie działają zawsze tak samo, więc testuje się bardzo dużo rozwiązań, by znaleźć na dany rynek to najlepsze. W WGI przez kilka lat działała szkółka inwestycyjna do której przyjmowaliśmy zdolne osoby z systemami i te systemy sprawdzaliśmy. 90 proc. to transakcje stratne, to było realne. Ale te wyniki były minimalne, nie miały znaczenia dla grupy.

 

Łukasz K. o ryzyku:

Transakcje zabezpieczające na których strata wynosi jakieś 40 mln zł. Od 2000 r. mieliśmy osobę powołaną do zabezpieczenia wszystkich transakcji, także w USA. Kwota środków w Wachovii się powieszała, powiększała się pozycja zabezpieczająca w banku w Warszawie. Tak się działo wiele miesięcy. Decyzją z kwietnia 2006 r. komisja kazała nam zamknąć wszelkie pozycje walutowe w bankach. Zwracaliśmy uwagę na to, że cała nasza pozycja inwestycyjna jest w dolarach. Rozmawialiśmy o tym też z syndykiem Kochańskim. Niestety wtedy zdjęto tę pozycję zabezpieczającą, a kurs zmienił się na naszą niekorzyść.

O zabezpieczenia kredytów w Wachovii środkami naszych klientów. Jeśli kupowaliśmy za 10 mln USD akcje spółki notowanej w Nowym Jorku, to zawsze kupowaliśmy akcji za wielokrotność tych pieniędzy, bo lewar. Różnica, że wyprowadziliśmy te 10 mln USD z rachunków w Wachovii, bo nie byliśmy w stanie tego zrealizować w obrębie tego rachunku. Lewar taki był tańszy niż korzystanie z innych środków. W teorii mogliśmy te pieniądze ukraść lub przywłaszczyć, dlatego je przelaliśmy na zewnątrz. Ale dlaczego nie mogliśmy przelać normalnie 10 mln USD z rachunku w ten sam sposób wyprowadzić? Przez pięć lat w Polsce prowadziliśmy działalność poza nadzorem i też mogliśmy wypłacać te pieniądze. NIgdy takiego czegoś nie zrobiliśmy.

 

Łukasz K. o rozliczeniach:

Jeśli budujemy dom za 100, wybudowaliśmy już za 90 i jedna osoba z inwestorów się wycofuje. Jak to rozliczyć? My postanowiliśmy rozłożyć domniemany wynik w czasie, z założeniem, że gdzieś po drodze coś się nie uda. Byliśmy w takim momencie, gdzie wydaliśmy te 90, remonty osiedli były prawie zakończone, cała operacja była poprzedzona rozmowami z funduszem, który miał te nieruchomości odkupić, mieliśmy pełną świadomość tego, za ile i przy jakich warunkach możemy je sprzedać.  Dokładnie w tym momencie środki na rachunku i inwestycje zostały zablokowane.  Kiedy okazało się, że nasze wyceny nie pokryją się z wycenami przekazywanymi do KPWiG, a nasze TFI znów spadło z obrad komisji, wybrałem się do pana Szuszkiewicza z komisji w celu znalezienia jakiegokolwiek wyjścia. Rozmawialiśmy o skrajnych rozwiązaniach, łącznie z zarządem komisarycznym. Finał tych rozmów był taki, że zabrano nam licencję. Idąc do pana Szuszkiewicza wiedziałem, że to moment w którym coś musi się w tej sprawie wydarzyć.

 

Łukasz K.

Pan Śledziejewski z Wachovii - bardzo dużo pracy nas kosztowało, żebyśmy zostali jego klientem. To był bardzo dobry, uznawany makler, co w tamtym czasie skutecznie udowadniał. Nieprawdą jest to, że aktywa naszych klientów były niezdywersyfikowane, bo dotyczyły rynku walutowego, a 90 proc. w Wachovii. Ale portfel Wachovii był sam bardzo zdywersyfikowany, miał kilkadziesiąt różnych walorów. Cały nasz portfel w Wachovii był oparty o strategię długoterminową. Wycena 30 mln USD na dany moment to nie jest wartość aktywów, wszystko zależy od momentu rynku i płynności. Zawsze na początku ponosimy koszty. Najlepszą wyceną jest wynik aktywów, które pozostały pod jurysdykcją syndyka.

 

Łukasz K.

Potrzebowaliśmy systemu komputerowego, więc zwróciliśmy się do firm które to robią. Nie było problemu, rozmawialiśmy z Comarchem i Prokomem, ale minimum implementacji systemu to 18 miesięcy. Szukaliśmy takiego systemu w Czechach. Korzystaliśmy z systemu księgowego stworzonego przez firmę MAT Groszek, więc zapytaliśmy ich o stworzenie tego systemu. Ich system na początku działał, ale na kliku klientach. Duża baza danych go przerosła. Błędy tego systemu to dodatkowy problem przy różnicach w księgowaniu na rachunkach klientów i do KPWiG.Liczyliśmy, że system w końcu zacznie działać.

 

Łukasz K.

Co do przekształcenia: okres przejściowy (między instytucją inwestującą na rynku Forex na Dom Maklerski), żeby przeprowadzić w sposób rozsądny to 2-3 lata, my mieliśmy pół roku. Pierwszy nasz krok to było zbadanie, jaka kancelaria na rynku jest w stanie się tego podjąć. To nie było oczywiste. Słuchaliśmy kancelarii, która została wybrana i postrzegana jako wszechstronna, bardzo dobrze zorientowana na rynku kapitałowym i rozumiejąca relacje z komisją. Dostaliśmy rekomendacje, jak ma wyglądać procedura i rozpoczęliśmy jej realizację. Kiedy okazało się, że wszystkie elementy spełniliśmy, ale nie jesteśmy w stanie zaadoptować do firmy naszego głównego motoru inwestycyjnego - Wachovii - wróciliśmy do kancelarii z zapytaniem, jak tę sytuację rozwiązać. Potem dostaliśmy pismo z KPWiG ze wskazówką, że powinniśmy stworzyć WGI Consulting oraz informację, że ten schemat jest akceptowalny przez komisję. Dokładnie taką spółkę stworzyliśmy.

 

Łukasz K.

Wiele decyzji konsultowaliśmy z prawnikami. Nie chodzi o to, że chcemy przenieść na nich konsekwencje. Chodzi o to, że każda, nawet najdrobniejsza sprawa była konsultowana z jedną z naszych kancelarii prawnych. Identycznie sprawa wyglądała w kwestii naszych kluczowych pracowników - to osoby z długim doświadczeniem na podobnych stanowiskach w bankach, przywiązywaliśmy wagę do tego, by zatrudniać z rynku najlepsze osoby. To się wiąże m.in. z zarobkami w naszej spółce. Od powstania do ostatniego dnia nigdy nie zarabialiśmy najwięcej. Nasza najwyższa pensja, przez około rok wynosiła około 18 tys. zł. Na rynku finansowym wtedy zarabiało się istotnie więcej niż dzisiaj. Regularnie na koniec roku mogliśmy pobierać dywidendy. Pobraliśmy ją tylko raz i wynosiła około 40 tys. zł na osobę: mnie i Macieja S. Nigdy więcej z żadnej spółki nie pobraliśmy innych pieniędzy poza omawianymi pożyczkami. Co do pożyczek: po raz pierwszy w jednej z naszych spółek WGI Europe były środki, które w danej chwili nie były wykorzystane. Wszystko w grupie rozwijało się bardzo dobrze. Dlatego na podstawie normalnych umów pożyczyliśmy 875 tys USD, które mieliśmy w określonym czasie zwrócić.

 

Łukasz K.

Po odebraniu nam licencji nikt nie pakował walizek i nie planował ucieczki, ale zastanawialiśmy się, jak dalej prowadzić działalność. Powołaliśmy sztab kryzysowy z prawnikami, ekonomistami, osobami od przekazu medialnego, aby spróbować stworzyć rozwiązanie które pozwoli nam jakoś funkcjonować dalej. Pomysłów było dużo. Dwa kluczowe, to przekazanie części rachunków klientów do innego DM, drugi rozważany i nawet realizowany to zakup domu maklerskiego w USA. Były bardzo realne szanse, że część klientów pozostanie z nami, może nie 100 proc., ale w wartościach kwotowych to bardzo duża większość chciała podjąć inne rozwiązanie. Nasza argumentacja o potencjalnych konsekwencjach szybkiego zamykania jest słuszna - trafiała do nich. Potem cały pomysł został zniweczony. Po pierwsze to nakaz KPWiG rozliczenia się z klientami do 30 maja 2006 r. To nakaz niewykonalny, ani wtedy, ani dzisiaj. Po drugie zablokowano środki WGI Consulting w Wachovii. To dziwne, bo z akt sprawy wynika, że motorem napędowym tego działania była KPWiG, któa z formalnego punktu widzenia z WGI Consulting nie miała nic wspólnego. Nie twierdzę absolutnie, że nasze działania względem komisji były bez skazy, ale forma zamykania WGI nie miała precedensu. Trudno oceniać dlaczego, z czego to wynika.

 

Sąd zaczyna przesłuchanie drugiego oskarżonego Łukasza K., który nie przyznaje się do winy i chce odpowiadać na pytania obrony i Wysokiego Sądu. Łukasz K. - ma 35 lat i również para się doradztwem w sprawach wizerunkowych za około 3 tys. zł miesięcznie. Razem z kolegą Maciejem S. był współwłaścicielem restauracji. Dla wymiaru sprawiedliwości ważniejsza jest dziś jego rola, jako wiceprezesa WGI TFI, członka zarządu WGI Financial, członka zarządu WGI, a kiedy przekształciło się w WGI Dom Maklerski – wiceprezesa. Łukasz K. krótko był też wiceprezesem WGI Consulting, potem został współwłaścicielem tej firmy. 

 

Zeznania Macieja S. z listopada 2012 r.: o spotkaniu z tajemniczym Arturem Ekertem, który chciał porozmawiać o zakupie jednej z nieruchomości pana S., a także o relacjach biznesowych z ojcem dotyczących nieruchomości przy ul. Koprowej. Dziś to nieruchomość należąca do teściowej Macieja S.

 

Maciej S. o WGI Financial: spółka powstała do dystrybucji certyfikatów spółek WGI. WGI Financial zarabiała na prowizji od sprzedanych produktów finansowych. Nie wpływałem na zatrudnienie pracowników w tej spółce, decydowała o tym pani prezes Barbara Łukasiak. Poprosiłem ją o rozmowę z moją siostrą, ale nie wpływałem na jej zatrudnienie. Dobrze oceniam współpracę z panią prezes. WGI Financial prowadził aktywną sprzedaż. Do chwili problemów z KPWiG spółka była rentowna.

 

Z przesłuchania Macieja S. z 2009 r.: Formalnie klienci DM byli właścicielami obligacji WGI Consulting. Klient miał możliwość złożenia dyspozycji wypłaty w DM, ale miał też prawo do korzystania z praw z tytułu bycia obligatariuszem WGI Consulting. Klient który po odebraniu licencji DM, kiedy DM nie realizował wypłat, mógł się zgłosić do WGI Consulting o umorzenie obligacji. Póki były pieniądze, wykonywaliśmy te dyspozycje, inaczej narazilibyśmy się na zarzut przywłaszczenia tych pieniędzy. Działaliśmy w sposób szybki.

 

Z wyjaśnień Macieja S. w trakcie śledztwa: Roman Śledziejewski z Wachovii został nam polecony przez klientów. Sami nawiązaliśmy z nim kontakt. Byliśmy zadowoleni z rezultatów miesięcznych osiąganych przez Wachovię na naszym portfelu - duża stabilność, małe wahania wartości portfela. 31 maja 2006 r. założono blokadę na rachunek WGI w Wachovii o wartości około 33 mln USD, były tam akcje. Zawsze wykupowane były opcje zabezpieczające przed spadkami wartości. Rachunek powiien być cały czas odnawiany przez maklera. Brak zarządzania powodował, że wygasały opcje zabezpieczające, na rachunku pozostawały tylko akcje powiększone o lewarowanie, bez żadnych zabezpieczeń. Dźwignia finansowa była pięciokrotna. Spadek do 7 mln USD jest prawdopodobny, ale informowaliśmy o tym KPWiG.

Na rachunkach klientów księgowane były wartości nieruchomości spółki WGI Property - ok 50 mln USD przypadające na WGI. Wejście tej spółki na nowojorską giełdę NASDAQ tylko potwierdziłoby tę wycenę. Tych wartości nie było na raportach do KPWiG.

 

Wracamy po przerwie. Sędzia cytuje wyjaśnienia Macieja S. z jesieni 2006 r. dotyczące sprzedaży spółki WGI Europe, przekazywania płatności Wachovii na działalność inwestycyjną czy przekazywania płatności niektórym z wierzycieli.

 

Sędzia Anna Bator-Ciesielska ogłasza przerwę do godziny 13.00

 

Sędzia:Czy wiadomo Panu coś na temat rozwiązań tych samych problemów z systemem informatycznym, zastosowanych przez drugi podmiot, który dostał licencję.

Maciej S. Zastosował bardziej sprytny sposób prawny. WGI całe przekształciło się w Dom Maklerski, ten drugi podmiot zawiązał nową pustą spółkę i sukcesywnie przenosił swoją działalność do nowego podmiotu w nieznanym mi czasie. WGI było wóczas jedyną firmą, która poddała się przekształceniu w dom maklerski z całą swoją historią.

Sędzia: Czy orientowaliście się, czy taki system informatyczny można sprowadzić spoza Polski.

Maciej S. Tak, były, ale specyfika przepisów regulujących kwestie ewidencyjne (rozbicie rachunku na rachunek pieniężny i instrumentów finansowych), to powodowało, że wykorzystanie tych zagranicznych systemów było niemożliwe. Programy te miały też licencjie, zabraniające przerabiania tych systemów.

 

W zeznaniach z 2006 r.: Czy WGI prowadził podwójną księgowość?

Maciej S. - Absolutnie się z tym nie zgadzam. WGI przed rozpoczęciem działalności maklerskiej miała inwestycje które nie mogły być księgowane na rachunku DM, klienci mieli więc na rachunkach informacje o stanie rachunków inwestycyjnych z uwzględnieniem tych wszystkich inwestycji. Stąd różnica z danymi do KPWiG. Szacuje, że ta róznica wynosiła około 40 proc. Klienci musieli być informaowani o wycenie rónież przyszłych zysków z instrumentów finansowych. KPWiG nie mogła dotsawać danych o innym standardzie niż z innych domach maklerskich. WGI powinno od początku działać jako TFI, które mogłoby księgować wszystkie posiadane przez nas instrumenty finansowe.

 

Sędzia cytuje zeznania z 2006 r., zaraz po odebraniu licencji domu maklerskiego.

Maciej S. dodaje do zeznań: liczba firm, któa wówczas wykonywała działalność na rynkach finansowych była liczona w setkach. Tylko dwie, w tym WGI, chciało objąć swą działalność nadzorem. To przecież działanie w celu podniesienia bezpieczeństwa. W tamtym czasie co najmniej kilku doradców doradzało nam wstrzymanie się z ubieganiem o licencję. Mówili, że w tym czasie na pewno będzie bałagan, doradzali nam przyglądanie się jak te nowe regulacje będą stosowane w innych firmach. Uznaliśmy jednak, żę trzeba być objętym nadzorem i działać z licencją, tak też uczyniliśmy. 

 

Obrona nie ma pytań, oskarżony nie chce odpowiadać na pytania prokuratorów. Pytanie zadaje Sędzia, cytując obszerne fragmenty z zeznań. W cytowanych fragmentach oskarżeni mówią o pracy nad układem i ratowaniem pieniędzy klientów, wskazują na wzorowe wywiązywanie się z obowiązków, niepdejmowania wyjazdu z kraju i stawianie się na policji.

Maciej S.

Podejmowaliśmy wówczas prace nad odblokowaniem środków w USA i doprowadzenia do układu. Starania amerykańskiej kancelarii nie przyniosły rezultatu, w obecnej sytuacji WGI Consulting nie dysponuje swoim majątkiem, więc żadna próba zbudowania porozumienia jest nierealna. 

 

Maciej S.

Nie chciałbym, żeby moje wyjaśnienia były uznawane jako zrzucanie z nas odpowiedzialności. Podejmowanie działalności inwestycyjnej zawsze wiąże się z podejmowaniem ryzyka. Wierzyliśmy w firmę, razem z Łukaszem K. wpłaciliśmy po odebraniu nam licencji, ponad 1 mln zł na wypłaty dla naszych pracowników. Mogliśmy je wydać na wygodne życie, Tak nie robią osoby, które chcą dokonać jakiegoś przestępstwa. Straciliśmy wszystko, firmę, reputację i szansę na jakikolwiek nowe życie zawodowe w tym kraju. Jest mi niezmiernie przykro z powodu tego, co się stało i deklaruję pełną gotowość do współpracy z Wysokim Sądem.

 

Maciej S.

Samo odebranie licencji nie przekreślało nam możliwości rozsądznego wygaszenia działalności i zaspokojenia klientów w rozsądnym czasie. Dopiero kolejne zdarzenia to zrobiły: wrzawa w mediach, zamrożenie inwestycji w USA i upadłość spółek w grupy WGI. Zamrożenie aktywó było gwoździem do trumny spółki i naszych klientów. Można demagogicznie zaatakować to wszystko, zadać pytanie gdzie są pieniądze klientów. Odpowiedź jest prosta: po odebraniu licancji przez KPWiG domowi maklerskiemu, nawet uznając że było to zasadne, to jednak w wyniku tego kroku i sposobu zamykania przez urząd tej firmy, nierynkowych zaleceń co do rozliczenia się z klientami, w wyniku paniki klientów, w wyniku oszczerczego donowu do władz amerykańskich co do nieprawdziwego rzekomego prania brudnych pieniędzy zaistniało szereg zdarzeń, które tydzień po tygodniu skutkowały spadkiem aktywów WGI i nimożłiwość dokończenia inwestycji oraz realizacji zysków. Te zdarzenia w dużej mierze były od nas niezależne.

 

Maciej S.

Zarzut uniemożliwienia ustalenia rzeczywistej kwoty straty klientów. Trudno się do tego odnieść, bo jest on enigmatycznie sformułowany, nie wiem do końca jaki zarzut się za tym kryje. Wiemy o problemach z raportami, co wynikało m.in. z wad systemu komputerowego. Z drugiej strony nie została przeprowadzona żadna analiza, z której wynikałoby, że rzeczywista wycena aktywów i inwestycji WGI była inna niż deklarowana przez spółkę swoim klientom.

Sformułowanie "Doprowadzili do dowolnego wypłacania przez znaczną część osób nienależnych im zysków". Nie wiem co to jest nienależny zysk, jeśli zadna analiza nie została dokonana, nie ma wiedzy w akcie ostarżenia o tym jakie zyski te projekty miały przynieść. Nie wiem, jak można mówić o wypłacaniu nienależnych zysków. Na tym etapie nie będę się odnosił do opinii biegłych i pozostałych zarzutów. Przez ostatnie siedem lat nie zabierliśmy głosu w tej sprawie, nie inicjowaliśmy żadnych działań medialnych, czekaliśmy cierpliwie na proces. Mając przekonanie, że sala sądowa będzie najwłaściwszym miejscem, żeby opowiedzieć tę historię. Media żyją z sensacji, nadal są sformuowania "oszustwo", "piramida finansowa". NIe mieliśmy intencji żadnego oszustwa, ale nikt z dziennikarzy nie ma tyle wiedzy, by zrozumieć tę sprawę. W mediach można przeczytać, jakobyśmy kusili jakimiś wielkimi zyskami. Wystarczy spojrzeć na dane historyczne i na fakty, czego nie udało się zrobić, lub się nie chciało. Najwyższy wynik osiągnięty przez WGI miał miejsce w 2000 r., było to 45 proc., co z dzisiejszej perspektywy brzmi nieźle, ale nikt nie nadmienia, że w tym samym czasie lokaty bankowe byłyna poziomie 17-20 proc. a fundusze stabilnego wzrostu 30-40 proc. Nasz wynik nie był niczym nadzwyczajnym. W laatch 2001-2004 pobiły nas istatna większość funduszy inwestcycyjnych jeśłi chodzi o wynik. W ostatnim roku działalności DM WGI wypracowałą 5 proc. zysków. Lokaty były na poziomie 4,5 proc. To bardzo naciągana teoria, jakobyśmy kusili klientów ponadprzeciętnymi zyskami.

 

Maciej S.

Zarzut o zabezpieczenie rachunku jednego z kilentów środkami innych klientów. W mojej ocenie to pogląd zupełnie nie trafiony. Po raz kolejny to duże uproszczenie sprawy i pominięcie kilku faktów. Nie wspomina się o tym, że oprócz indywidualnego rachunku ten klient posiadał również swoje środki w ramach tzw. worka wsz ystkich klientów. Nie można sugerować, że inni klienci zabezpieczali pieniądze jednego klienta. Na koniec każdy klient, w tym również ten, każdy kilent miałby potrącane środki z pieniędzy zdeponowanymi w WGI DM. Rachunek ten był zabezpieczony środkami na któe złożył się również ten klient, na koniec zostałby rozliczony z jego środków. Co do kwestii przelewów do WGI Europe i pieniędzy przelewanych mnie i Łukaszowi K. Czytając akt oskarżenia można odnieść wrażenie, że to sugestia wyprowadzania pieniędzy przy użyciu WGI Europe, gdzie znowu zapomina się o tym, że nie były to działanai przez nas kamuflowane czy ukrywane. WGI Europe obsługiwałą płatności na rzecz spółek celowych w USA. Pożyczki dla mnie i pana K., które są nazywane wyprowadzaniem pieniędzy na nasze rachunki - to nie był żaden akt niegospodarności czy działań ukrytych. To zwykłe umowy cywilno-prawne zawarte na piśmie z oprocentowaniem korzystnym dla pożyczkodawcy. Wynikały one z faktu, że środki i tak czekały na użycie w kolejnych transzach na rzecz budowanych osiedli, znaliśmy harmonogram wypłat i niewielką część środków przekazane były na pożyczki, które miały być zwrócnowe wraz z odsetkami. Akt oskarżenia nie próbuje wyjaśnic tych kwestii, a te czynności były absolutnie zgodne z prawem. Pożycza, jaką otrzymałem jest grubo poniżej 1/100 skali jaką wskazywano.

 

Maciej S.

Co do utraty pieniędzy klientów. W mojej ocenie wydarzenia niezależne od nas miały wpływ na to, że projekty nie zostały dkończone zgodnie z założeniem, nawet wtedy z naszej strony wyszła inicjatywa w kierunku syndyka, by podjąć kontakt z panem Śledziejowskim i postarać się w maksymalny sposób te inwestycje spieniężyć. To my doprowadziliśmy do ich spotkania w USA, pomagaliśmy syndykowi nawet w kwestii hoteli i koordynacji wyjazdu. Naszą intencją było jak najszybsze odzyskanie pieniędzy klientów. Tu niestety zostaliśmy wyłączeni z procesu negocjacji między nimi. Rezultat tych negocjacji i odzyskane kwoty uważam za niewystarczające. Przyczyną utraty środków z inwestycji z Wachovią w żadnym wypadku nie były nasze działania.

 

Maciej S.

Po odebraniu licencji środki skurczyły się, ale trudno to ryzyko nazwać wprost ryzykiem rynkowym, od którego istnieją jakiekolwiek  instrumenty zabezpieczające. WGI Consulting inwestowała środki własne np w Wachovii, formalnie to były środki własne z emisji obligacji. One oczywiście pochodziły z DM, a pośrednio od klientów, ale WGI Consulting miał wobec DM zobowiązania. W akcie okrażenia miesza się te pojęcia. Formalnie to nie jest jedno i to samo. Kolejna kwestia, że WGI COnsulting łamał zasady emisji obligacji. WGI Consulting nie inwestował w nieruchomości, a w papiery dłużne spółek działających na rynku nieruchomości. Nabywanie papierów dłużnych mieściło się w zasadach emisji papierów dłużnych. Zarzut, że WGI Consulting nie wywiązał się z obowiązku finansowania projektów nieruchomościowych: Mieliśmy dużę zaufanie do pana ŚLedziejowskiego z Wachovii, on zobowiązał się w zamian za wejście do spółki, do poprowadzenia inwestycji. Środki pochodzące z dodatkowej dźwigni finansowej przeznaczyliśmy na to przedsięwzięcie. Pierwsza część pieniędzy zostałą przesłana do amerykańskiej kancelarii prawnej, któa tę transakcję obsługiwałą, kolejne środki trafiały do spółek celowych oraz do spółki WGI Europe, która pełniłą funkcję przechowalni pieniędzy na te inwestycje. Pan ŚŁedziejowski przedstawił harmonogram prac, z któego wynikało, że nie wszystkie pieniędze są potrzebne od razu, więc uznaliśmy, że przekazanie całej kwoty od razu nie jest najlepszym pomysłem. W praktyce pojawiły się pewne opóźnienia w pracach remontowych. Tym samym wcześniejszy harmonogram płatności się przesuwał, pan Śledziejowski o tym nas informował. Kierowaliśmy się w wypłacaniu pieniędzy jego informacjami. Opóźnienia w płatnościach były więc celowe i uzasadnione. Ale ten harmonogram doprowadziłby do zrealizowania inwestycji i ich sprzedaży, a tymczasem a 2/3 procesu inwestycyjnego  wybuchła tzw. afera WGI, zamrożono nasze aktywa w USA, ogłoszono upadłość spółek, czyli dalsza realizacja tych projektów została zachwiana. Twierdzenie, że nie wywiązaliśmy się z realizacji tych inwestycji jest nieporozumieniem. Do czerwca 2006 r. finansowanie projektów nie było zagrożone, a sytuacja krytyczna miałą początek od połowy 2006 r.

 

Maciej S. o poszczególnych zarzutach:

Co do zabezpieczenia kredytów udzielonych przez WGI Wachovii. Akt oskarżenia wadliwie definiuje środki. Ponieważ środki zarządzane przez Wachovię były stabilne, to Wachovia poinformowała nas o możliwości wykorzystania dodatkowej dźwigni finansowej, to rozwiązanie dla tzw. lepszych klientów. Dla WGI Consulting to było niezmiernie korzystne, bo dawało to możliwość wykorzystania dodatkowych środków, mogliśmy zwiększyć wartość aktywów netto. Nie zgadzam się, że skorzystanie z dodatkowego lewara mogło być niezgodne z prawem. Był to klasyczny instrument finansowy. Nie jest brana tu pod uwagę idea relazji WGI Consulting i Wachovii, bo tu każda inwestycja była obciążona ryzykiem. Narażenie pieniędzy w działalności inwestycyjnej zawsze obciąża je ryzykiem.

 

Maciej S. kontynuuje wyjaśnienia:

Wycena rachunku WGI Consulting w Wachovii z 33 mln USD po zamrożeniu aktywów w USA spadła do 7 mln USD. Po działaniach syndyka Lechosława Kochańskiego i nas po 1,5 roku udało się odzyskać zamrożone aktywa w wysokości 16 mln USD. Warto zaznaczyć, że w tym czasie wycena wzrosłą o 135 proc., mimo że nie był on poprawnie zarządzany, nie był zarządzany w ogóle. Gdyby przyjąć na start kwotę 33 mln USD, to jego wartość wzrosłaby do 77 mln USD. Z inwestycji w nieruchomości spodziewany zysk był w wysokości 24 mln USD. Na potwierdzenie tego faktu były odpowiednie wyceny, te osiedla mieszkaniowe miały być sprzedane do funduszy inwestycyjnych. To w przeliczeniu po 3,15 zł za 1 USD, w najprostszym podejściu do oceny aktywów na początku 2008 r. wartość tych aktywów wynosiłaby ok., 322 mln zł. To pozwoliłoby w 100 proc. pokryć wszelkie zobowiązania wobec klientów WGI. W naszej ocenie, gdyby nie wydarzenia po odebraniu licencji, WGI byłaby w stanie rozliczyć się z klientami.

 

Na dzień dobry zła wiadomość. Poprzednia rozprawa na skutek awarii sprzętu, nie została w ogóle zarejestrowana. Sędzia ma informacje, że w najbliższym czasie ma zostać zakupiony nowy sprzęt. 

 

Na ostatniej rozprawie zeznawał Maciej S., 37-latek, były prezes WGI, a po 2005 r. także domu maklerskiego w który WGI się przekształciło. Prezesował także spółkom zależnym WGI Consulting i WGI Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych (TFI). Jego wyjaśnienia mają być dziś kontynuowane.

Z dotychczasowych zeznań Macieja S. wynika, że WGI powierzało pieniądze działającemu w USA Wachovia Securities. Wachovia inwestowała je w zakup i modernizację osiedli z mieszkaniami na wynajem w Stanach. W 2004 r. zmiana ustawy o obrocie papierami wartościowymi z dnia na dzień miała pozbawić WGI możliwości działania w dotychczasowy sposób. Grupa powołała więc WGI Dom Maklerski, który w maju 2005 r. rozpoczął działalność z wadliwym systemem komputerowym do księgowania transakcji. Dodatkowo pojawił się problem zakazu współpracy domów maklerskich, a taki status miała Wachovia. Szefowie WGI nie wyobrażali sobie zrezygnowania z tej współpracy, więc postanowili powołać WGI Consulting – spółkę z o.o., która miała obejmować obligacje emitowane przez WGI i pozyskane pieniądze powierzać Wachovii.

Według oskarżonego, legalność takiego rozwiązania potwierdziła KPWiG. Wkrótce jednak urzędnikom miało się to rozwiązanie przestać podobać. Szefowie WGI zdecydowali się więc na zmianę formuły prawnej i złożyli wniosek o zgodę na prowadzenie TFI. Wniosek miał spadać z porządku obrad szefów KPWiG grubo ponad pół roku. Nieformalnie urzędnicy mieli dawać sygnały, że będzie spadał, póki istnieje WGI Consulting. Grupa nie mogła jednak tego zrobić, bo musiałaby szybko wyprzedawać aktywa w USA z dużymi stratami. W kwietniu 2006 r. cofnięto WGI licencję na działalność maklerską i nakazano WGI rozliczyć się z klientami w ciągu miesiąca. To spowodowało panikę. Później decyzję o miesięcznym terminie cofnięto, ale bez jej rozpowszechniania. W wyniku informacji z polskiego nadzoru, zajęto też aktywa Wachovii w USA, które miały być podstawą rozliczenia z klientami.

Grupa WGI działała do 2006 r. W radzie nadzorczej DM WGI zasiadali dr Bohdan Wyżnikiewicz (były prezes GUS, i wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, dr Richard Mbewe (był również głównym ekonomistą WGI, a potem Domu Kredytowego Notus) i prof. Tomasz Szapiro (dziś rektor Szkoły Głównej Handlowej). W nadzorze spółek powiązanych z WGI, których jednak akt oskarżenia nie dotyczy, zasiadali również prof. Witold Orłowski, dr Henryka Bochniarz i prof. Dariusz Rosati.

Proces ruszył po siedmiu latach śledztwa. Prokuratorzy oskarżają menadżerów o nadużycie uprawnień i wyrządzenie szkody w wielkich rozmiarach – łącznie 1,2 tys. poszkodowanych straciło 248 mln zł.