280 mln USD — tyle Polska obiecała pożyczyć Wietnamowi w ramach pomocy
krajom biedniejszym. Część pieniędzy wróci jednak nad Wisłę — m.in. do
Stoczni Gdańsk.
— Prowadzimy rozmowy o współpracy projektowo-technologicznej z
Wietnamem, dotyczące budowy czterech statków ratownictwa morskiego. W
maju lub czerwcu umowy powinny być gotowe do podpisu — mówi Arkadiusz
Aszyk, wiceprezes gdańskiej spółki.
Wartość budowy statków ocenia na „kilkadziesiąt milionów dolarów”.
Stoczniowy deal może być pierwszym kontraktem realizowanym w ramach
pomocowej linii kredytowej, która przez kilka lat była uśpiona, bo
polskim firmom nie udawało się dogadać z wietnamskimi. Chemiczną fabrykę
za 100 mln USD chciał zbudować w Wietnamie Polimex-Mostostal (Police
miały dostarczyć technologię).
— Nie ma żadnego postępu, można powiedzieć, że dziś w tej sprawie nic
się nie dzieje — mówi Konrad Jaskóła, prezes giełdowej spółki. Ambitne
plany współpracy z azjatyckim partnerem miała także grupa Bumar, ale tu
również brak sukcesów.
— Wietnamczycy kupili od nas dwa pokazowe peryskopy i na tym się
skończyło. Władze tego kraju są bardziej nastawione na współpracę w
sektorze morskim, więc stocznia może mieć większe szanse na kontrakt —
mówi Ryszard Kardasz, szef grupy Bumar Żołnierz, przypuszcza, że w
wietnamskich wojskach lądowych silne są wciąż wpływy rosyjskie, co
utrudnia wejście na ten rynek polskim firmom zbrojeniowym.
Rosyjskie połowy
Z Rosjanami Polsce trudno współpracować nie tylko w zbrojeniówce.
Przekonała się o tym gdańska stocznia.
— W kwietniu mieliśmy zaczynać budowę trawlera rybackiego dla
rosyjskiego armatora. Wartość kontraktu przekracza 80 mln EUR. Niestety,
armatorowi ostatecznie nie udało się uzyskać finansowania z banków
rosyjskich. Trwają jednak rozmowy, których celem jest rozpoczęcie budowy
tego statku w innym terminie — mówi wiceszef gdańskiej stoczni.
— Rosyjskie banki są raczej niechętne finansowaniu budowy statków poza
Rosją — mówi osoba znająca kulisy kontraktu. Jednak w Rosji zbudować je
trudno, bo tamtejsze stocznie nie specjalizują się w produkcji
trawlerów. Gdańska stocznia zbudowała natomiast do tej pory 360 takich
jednostek. I mimo obecnych trudności nie rezygnuje z powrotu na ten
rynek.
— Na świecie jest 400 trawlerów, które mają ponad 35 lat, co oznacza, że
muszą zostać w najbliższym czasie wymienione. Liczymy więc na pozyskanie
nowych kontraktów — mówi Arkadiusz Aszyk. Stocznia ma coraz więcej
zamówień. W przyszły czwartek zwoduje prom samochodowo-pasażerskidla
norweskiego armatora.
— Coraz mocniej wchodzimy w segment budowy w pełni wyposażonych statków,
bo produkcja kadłubów, na których się dotychczas koncentrowaliśmy, nie
przynosi oczekiwanych wyników — mówi Arkadiusz Aszyk.
Sprzedaż w górę, zyski w dół
Widać to zwłaszcza w ubiegłorocznym sprawozdaniu spółki. W stosunku do
2010 r. ponaddwukrotnie zwiększyła sprzedaż (ze 124 mln zł do 290,5 mln
zł), ale strata na sprzedaży wzrosła z 5 do 112 mln zł. Zysk netto z 13
mln zł w 2010 r. zmienił się w 5-milionową stratę w 2011 r.
— Dostawca z Rumunii przekazał nam wadliwe elementy stalowe, co
wykryliśmy dopiero po ich wspawaniu. Koszty usunięcia usterek były jedną
z przyczyn pogorszenia wyników — mówi Arkadiusz Aszyk. Stocznia idzie
więc przeciwko rumuńskiemu dostawcy do sądu.
— Kolejna przyczyna strat to awaria transformatora w hucie, która
spowodowała przerwy w dostawie blach dla stoczni, co odbiło się na
tempie budowy — wylicza wiceprezes.
W tym roku stocznia planuje zwiększyć sprzedaż, zwłaszcza w sektorze
konstrukcji stalowych (dzięki dzierżawie majątku Mostostalu Chojnice,
która pozwoliła jej wejść na rynek konstrukcji offshore), i poprawić
wyniki finansowe.