Groźba odsunięcia od władzy brazylijskiego prezydenta Michela Temera odbiła się szerokim echem na rynkach. BOVESPA, główny indeks tamtejszej giełdy, zanurkował w czwartek o 9 proc., real stracił do dolara 7 proc. Powodem było ujawnienie tajnych nagrań, z których wynika, że Michel Temer przekupił osobę odpowiedzialną za impeachment byłej prezydent Dilmy Rousseff. Powodów niechęci do inwestowania nie tylko w Brazylii, ale również na innych rynkach wschodzących, zdaniem Rafała Janczyka, dyrektora inwestycyjnego w Aviva Investors Poland TFI, jest więcej.
— Po turbulencjach społeczno-politycznych choćby w krajach arabskich inwestorzy bardziej obawiają się modnych do niedawna tzw. frontier markets [kraje dopiero aspirujące do rynków wschodzących — red.]. Dawny urok straciły także silnie uzależnione od surowców i rolnictwa kraje BRICS [Brazylia, Rosja, Indie i Chiny — red.]. W ramach rynków wschodzących przyszła pora na kraje o silnym rynku wewnętrznym i konsumpcji, z przedsiębiorstwami z nowoczesną, eksportową produkcją i wysokim poziomem świadczonych usług, również kontrahentom zagranicznym — mówi Rafał Janczyk.
Polska dobrym wyborem
Kraju, który spełnia te parametry, nie trzeba szukać daleko.
— Polska jest dobrym wyborem dla inwestujących na rynkach wschodzących. Nasza gospodarka nie jest zdominowana przez surowce, bazuje natomiast na solidnym rynku wewnętrznym i mocnej konsumpcji. Istotne jest także to, że na GPW dużo jest spółek, które od samego początku były prywatne. W porównaniu z krajami z regionu mamy także relatywnie dużo ciekawych spółek z sektora nowoczesnych technologii, takich jak np. CD Project, Medicalgorithmics, Benefit Systems, Mabion czy Selvita. Z tej perspektywy nasz rynek wydaje się ciekawy, zarówno dla inwestorów zagranicznych, jak i krajowych — przekonuje zarządzający Avivy.
Niekwestionowanym atutem polskiego rynku, w porównaniu z krajami sąsiedzkimi, jest jego wielkość.
— Polska czasem wrzucana jest do jednego worka z Węgrami, Czechami, Rumunią czy Bułgarią. Jeżeli jednak spojrzymy na parametry,nie tylko giełdowe, ale również gospodarcze na czele z PKB, okaże się, że jesteśmy tak duzi jak wszystkie pozostałe kraje z regionu razem wzięte. To zapewnia naszemu rynkowi znaczną przewagą. Jesteśmy samodzielnym bytem, wyróżniającym się punktem na inwestycyjnej mapie regionu, ze znacznie mniejszym ryzykiem pomijania przez globalnych graczy — mówi Rafał Janczyk.
Niedoszacowany potencjał
Dynamika wzrostu warszawskiej giełdy w pierwszych miesiącach tego roku zaskoczyła ekspertów z Aviva Investors Poland TFI. Założenie o kilkunastoprocentowym potencjale wzrostu GPW w całym 2017 r. stanęło pod znakiem zapytania w momencie, gdy już w pierwszym kwartale WIG urósł o 12 proc. — Na początku roku przyjęliśmy, że spółki są wyceniane mniej więcej fair, a wzrost ich notowań będzie proporcjonalny do prognozowanego przez nas wzrostu zysków i wyniesie około 10-15 proc. Dynamika wzrostu zarówno cen akcji, jak i wyników finansowych spółek w pierwszym kwartale nieco nas zaskoczyła, na plus. Mieliśmy wówczas dwa wyjścia: przyjąć, że cały potencjał został już wyczerpany i zrealizować zyski lub w racjonalny sposób uzasadnić podwyższenie prognoz na ten rok — mówi Rafał Janczyk. Uzasadnienia dla wyboru drugiej ścieżki dostarczyły raporty spółek.
— W trakcie ogłaszania wyników za pierwszy kwartał podjęliśmy decyzję o podniesieniu prognoz wzrostu zysków spółek na około 20-25 proc. w skali roku i na tyle szacujemy potencjał wzrostu GPW na 2017 r. — mówi Rafał Janczyk.
Trzeźwe myślenie
Od końca marca krajowy indeks szerokiego rynku urósł o kolejne 4 proc., a to oznacza, że od początku roku ma już na koncie 16 proc. Na taki wynik zapracowała przede wszystkim dynamika wzrostu w styczniu i lutym.
— Dynamiczny wzrost w pierwszych miesiącach tego roku, zakładający znaczącą poprawę wyników spółek, sprawił, że rynek wyprzedził fundamenty. Dlatego jeżeli chodzi o inwestowanie w akcje w krótkim, kilkumiesięcznym terminie, czas nie jest najlepszy. W perspektywie długoterminowej — kilkuletniej lub przynajmniej średnioterminowej — kilku kwartałów, sytuacja wygląda znacznie lepiej — twierdzi ekspert. Plusem jest dobra kondycja gospodarki. Według wstępnych szacunków GUS, PKB Polski wzrósł w pierwszym kwartale o 4 proc. w ujęciu rok do roku. Pozytywny efekt dla giełdy z tego tytułu może być jednak ograniczony.
— Mówi się, że giełda jest barometrem gospodarki. Owszem, są kraje, w których praktycznie cały PKB jest odzwierciedlony w notowaniach giełdowych, np. Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania. Ekstremalnym przykładem jest Singapur — gdzie giełda przerasta gospodarkę. W przypadku Polski jest odwrotnie. Innymi słowy, giełda odzwierciedla jedynie część gospodarki, przede wszystkim dlatego, że wiele zagranicznych podmiotów, które są kluczowymi graczami na naszym rynku w swoich branżach, nie jest notowanych na GPW. W bardzo dużym uproszczeniu można oczekiwać, że przy wzroście PKB do 2 proc. zyski spółek pozostaną mniej więcej na niezmienionym poziomie, w przypadku wzrostu gospodarki o 3 proc. może to być wzrost zysków rzędu 10 proc., a gdy gospodarka urośnie o 4 proc., wyniki powinny poprawić się o co najmniej 20 proc. — mówi Rafał Janczyk. Z silnej gospodarki giełda może uszczknąć najwięcej za sprawą konsumpcji.
— Producenci dóbr konsumpcyjnych, deweloperzy mieszkaniowi i inne branże z ekspozycją na końcowego konsumenta to główni beneficjenci dobrej kondycji gospodarki. Oprócz nich stawiamy obecnie na eksporterów i nowoczesne technologie. Z rezerwą podchodzimy natomiast do spółek bazujących na zamówieniach publicznych. Nie przekonują nas rządowe zapowiedzi dotyczące budownictwa czy zamówień w obszarze IT i idące w parze z nimi optymistyczne oczekiwania niektórych analityków — mówi Rafał Janczyk.