Decyzję umotywował względami osobistymi.

Jego przygoda z Radą Giełdy trwała niespełna rok. Do rady trafił 22 czerwca 2016 r. Wybrano wtedy dwóch członków rady. Jednego na miejsce odwołanego prezesa rady Wojciecha Nagela, drugiego — na wakat wywołany rezygnacją Łukasza Hardta, po nominacji do Rady Polityki Pieniężnej.
Wojciech Nagel wrócił jednak do rady w listopadzie 2016 r. i ponownie został jej prezesem.
W czerwcu 2016 r. na dwa opróżnione miejsca zostali powołani Marek Dietl i właśnie Jarosław Dominiak.
Jarosław Dominiak został przy tym powołany w zwykłym trybie, podczas gdy miejsce zarezerwowane dla akcjonariuszy mniejszościowych niebędących członkami giełdy zajął kilka miesięcy wcześniej kandydat zgłoszony przez grupę PZU.
Bezpośrednio po powołaniu do nadzoru GPW Jarosław Dominiak, tłumaczył „PB”, że inwestorzy indywidualni wciąż mają większy udział w obrotach na warszawskiej giełdzie niż na innych rynkach, a SII wielokrotnie artykułowało, że giełda może podejmować decyzje strategiczne bardziej przyjazne dla tej grupy inwestorów.
- Dla uwzględnienia punktu widzenia inwestorów indywidualnych w procesach decyzyjnych uczestnictwo w Radzie Giełdy jest istotne. Rada Giełdy jest organem bardziej aktywnym niż typowa rada nadzorcza i z różnych moich spotkań z jej dotychczasowymi członkami wynikało, że niekiedy nie analizowała pewnych aspektów decyzji istotnych dla inwestorów indywidualnych, bo brakło jej informacji z tego środowiska. Takich sytuacji było bardzo dużo, niezależnie od tego. czy mieliśmy hossę czy bessę. Przykładem może być konflikt domów maklerskich z giełdą. Zapomniano w nim, że na końcu to inwestor indywidualny jest odbiorcą usług. Jestem więc przekonany, że moja obecność w radzie będzie stanowić wartość dla giełdy jako organizacji – mówił Jarosław Dominiak.