Szymany w zamrażarce...

MIR
opublikowano: 2008-05-08 00:00

Choć spółka EBP otrzymała zgodę na wejście do mazurskiego portu, to wciąż nie może rozpocząć inwestycji.

Choć spółka EBP otrzymała zgodę na wejście do mazurskiego portu, to wciąż nie może rozpocząć inwestycji.

Mazury nadal pozostają białą plamą na lotniczej mapie Polski. Nie zmieniła tego nawet z trudem uzyskana zgoda Urzędu Lotnictwa Cywilnego (ULC) na objęcie 60 proc. udziałów przez European Business Partners (EBP). Spółka należąca do Aleksandra Rechtera, przedsiębiorcy z Izraela, otrzymała ją mimo negatywnej opinii resortu obrony narodowej. Zgoda jednak niewiele zmieniła, bo Port Lotniczy Mazury-Szczytno pogrąża się w długach. Jarosław Jurczenko, prezes spółki, podkreśla, że inwestor nie chce angażować się w przedsięwzięcie bez gwarancji długoletniej umowy na dzierżawę lotniska.

— Rozmowy z przedstawicielami Agencji Mienia Wojskowego (AMW) nie przynoszą skutku. Poprzednia umowa, podpisana na pięć lat, wygasa w 2011 r. W takiej sytuacji nikt nie zdecyduje się wyłożyć pieniędzy na inwestycję, która się nie zwróci — mówi Jarosław Jurczenko.

Spółka funkcjonuje dzięki wpływom z zakładu produkcyjnego i stacji diagnostycznej.

EBP liczy, że umowa zostanie zawarta na 25 lat.

— AMW każe nam czekać na ustawę o przekazywaniu zarządzania gruntami samorządom. Do tego czasu spółka może nie dotrwać, a pieniądze unijne przepadną — dodaje prezes.

Port może liczyć na 34 mln EUR z Unii. Najpierw jednak tyle plus 50 proc. musi wyłożyć sam. To miał zagwarantować inwestor — uregulować dług (blisko 5 mln zł) i wyłożyć kilkanaście milionów na uruchomienie lotniska.

Od 1996 do 2001 r. port obsłużył 18 tys. pasażerów.

— Gdybyśmy otrzymali zielone światło, lotnisko mogłoby ruszyć jeszcze w tym roku — twierdzi prezes.