Na pierwszy rzut oka TakeTask to typowy przykład spółki, dla której koronawirus był jak manna z nieba. Warszawski start- -up, który w ubiegłym roku miał 1,8 mln zł straty przy 0,96 mln zł przychodów, zaproponował Ministerstwu Cyfryzacji (MC) swoją aplikację, stworzoną pierwotnie z myślą o sieciach handlowych.

Rozwiązanie zostało szybko dostosowane do potrzeb kontroli przestrzegania obowiązkowej kwarantanny. Zlecenie, które trafiło do firmy na podstawie przepisów specustawy o COVID-19, początkowo opiewało na 2,7 mln zł. Już z początkiem marca jego wartość wzrosła do 2,9 mln zł, w połowie kwietnia — do 3,3 mln zł, a dwa tygodnie później — do 3,7 mln zł. W czerwcu MC podpisało ze spółka wartą 1,37 mln zł umowę na utrzymanie aplikacji i usługi dodatkowe z terminem obowiązywania do dnia 19 czerwca 2021 r. Łączna wartość umów to już ponad 5 mln zł. Na tym może się nie skończyć.
— Plany w zakresie dalszego utrzymania i rozwoju aplikacji uzależnione będą od rekomendacji Ministerstwa Zdrowia dotyczących sytuacji epidemicznej w kraju i na świecie, od której zależy liczba osób obejmowanych obowiązkową kwarantanną domową — twierdzi biuro prasowe Ministerstwa Cyfryzacji.
Ujemny bilans
TakeTask cieszy się ze zlecenia, ale nie czuje się wygrany. Zdaniem Sebastiana Starzyńskiego, prezesa i największego akcjonariusza, na COVID-19 spółka więcej straciła, niż zyskała.
— Wybuch pandemii przerwał nasze rozmowy z inwestorami na temat kolejnej rundy finansowania. Wszyscy skupili się na tym, by dotychczasowe projekty nie zbankrutowały — mówi Sebastian Starzyński.
Podkreśla, że kontrakt w sektorze publicznym — jak ten z MC — jest neutralny w oczach inwestorów, którzy oceniają wartość start-upu na podstawie zleceń komercyjnych.
— Z punktu widzenia budowania wartości spółki dobrze, że w zaistniałych okolicznościach zdobyliśmy ten kontrakt, ale bylibyśmy teraz znacznie bardziej zaawansowani w rozwoju, gdyby nie pandemia. Na kwiecień mieliśmy zaplanowane globalne testy naszego rozwiązania u kilku klientów. Wszystkie projekty zostały zawieszone na kilka miesięcy, a my większość energii poświęciliśmy na Kwarantannę Domową — tłumaczy prezes TakeTasku.
Grunt to komercja
Dla start-upu bieżące wyniki finansowe są mniej istotne niż tempo pozyskiwania klientów i rozwój produktu.
— Nowi inwestorzy zwracają uwagę na powtarzalne przychody — wskaźnik MRR [monthly recurring revenue — red.]. To on jest wyznacznikiem wartości w szybko rosnących spółkach. W ubiegłym roku nasz MRR wzrósł niemal pięciokrotnie, w tym urośnie ponadtrzykrotnie — mówi Sebastian Starzyński.
Twierdzi, że tempo wzrostu przychodów już przewyższa tempo wzrostu kosztów i w ciągu 2-3 lat spółka powinna osiągnąć próg rentowności.
— Na początku przyszłego roku chcemy osiągnąć 400 tys. zł powtarzalnego miesięcznego obrotu, co pozwoli nam zamknąć kolejną rundę finansowania z inwestorami zagranicznymi. Pieniądze przeznaczymy na rozwój produktu oraz marketing i sprzedaż za granicą — informuje prezes.
Pieniądze na rozwój
Pod koniec sierpnia TakeTask podpisał umowę z akceleratorem Betatron z Hongkongu, w ramach której dostanie 250 tys. USD. Z rundy inwestycyjnej zaplanowanej na pierwsze półrocze 2021 chce pozyskać około 2 mln USD. W ubiegłym roku start-up zdobył 1,6 mln zł kapitału na rozwój w formie pożyczki konwertowalnej. Wśród pożyczkodawców są: fundusz EEC Magenta, który jest akcjonariuszem spółki, japońska spółka Elpsina Veinz (partner firmy w Japonii) i EF Investment. W gronie inwestorów start-upu jest też fundusz Simpact. Sebastian Starzyński zapewnia, że w perspektywie czterech lat żaden akcjonariusz nie zamierza się wycofać.
— Po tym okresie naturalną ścieżką będzie sprzedaż inwestorowi branżowemu. Rozważamy też wejście na jedną z giełd zachodnich, najlepiej w Londynie lub Nowym Jorku, gdyż tam jesteśmy w stanie uzyskać wyższą wycenę — informuje prezes.