301,5 zł/MWh – najwyżej tyle za wyprodukowaną energię elektryczną miałyby dostawać morskie farmy wiatrowe, do których budowy szykują się m.in. PGE, PKN Orlen i Polenergia. Taką maksymalną cenę zapisał w projekcie rozporządzenia resort klimatu i uruchomił publiczne konsultacje. Już widać, że inwestorzy chcą więcej.
Można negocjować
„Z naszych analiz wynika, że cena maksymalna podana w rozporządzeniu jest zdecydowanie za niska, a sposób jej wyliczania wymaga korekty. Przy takim jej poziomie inwestycja traci ekonomię, dlatego nie wierzę, że w toku konsultacji zaproponowana przez Ministerstwo Klimatu cena zostanie utrzymana” – pisze w odpowiedzi na nasze pytania Jarosław Dybowski, dyrektor wykonawczy ds. energetyki w Orlenie.
Podobne stanowisko zajęło wcześniej Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej. Branżowa organizacja uważa, że cena na poziomie 301,5 zł stawia pod znakiem zapytania zaplanowane inwestycje.
Ugodową wypowiedź strony rządowej w tej sprawie opublikowała jednak Polska Agencja Prasowa.
- Cena może zostać zmieniona w wyniku konsultacji - poinformował PAP Ireneusz Zyska, wiceminister klimatu i środowiska, pełnomocnik rządu ds. OZE.

Państwo gwarantuje
Cena referencyjna to maksymalna cena, którą farmy wiatrowe, gdy już powstaną, będą mogły uzyskać za wyprodukowaną energię. Cenę tę zagwarantuje im państwo, uzupełniając, jeśli cena rynkowa będzie niższa od gwarantowanej, lub zgarniając nadwyżkę, gdy rynkowa cena będzie wyższa.
Rozporządzenie wskazuje tylko cenę maksymalną, bo o ostatecznym jej poziomie, najprawdopodobniej niższym, zadecyduje Komisja Europejska i Urząd Regulacji Energetyki, który wcześniej przeanalizują koszty inwestycji.
„Nie zapominajmy, że w polskim systemie to URE ma decydujący głos i podejmuje indywidualne decyzje dla każdego projektu uwzględniając jego rzeczywiste koszty. Ostatecznie decyzja musi jeszcze uzyskać akceptację Komisji Europejskiej, co stanowi kolejny mechanizm zabezpieczenia przed zbyt wysokim i nieuzasadnionym wsparciem projektów” – zauważa Jarosław Dybowski z Orlenu.
Polska rusza od zera
301,5 zł to nieco poniżej 70 EUR. Na świecie morskie projekty wiatrowe produkują już energię taniej. Agata Staniewska, reprezentująca duński Orsted (dawny Dong), sprzymierzony na Bałtyku z polską PGE, podawała we wrześniu 2020 r., że o ile w 2012 r. LCOE, czyli średni globalny koszt wyprodukowania energii z morskich farm wiatrowych, był na poziomie 167 EUR/MWh, o tyle w 2019 r. było to już 56 EUR/MWh. To jednak średnia dla świata, nie dla Polski.
„W naszej ocenie trudno jest porównywać koszty planowanych inwestycji (w Polsce – red.) z tak dojrzałymi rynkami, jak te w Wielkiej Brytanii, Danii czy Niemczech. Pamiętajmy, że offshore wind to obszar energetyki, który rozwijamy w Polsce praktycznie od zera. Mówimy tu nie tylko o kosztach przyłączenia farm, ale i konieczności stworzenia całej infrastruktury potrzebnej do ich budowy” – zauważa Jarosław Dybowski.
Miliardy w wodę
W bałtycki wiatr inwestują już PGE w parze z duńskim Orsted, Polenergia z norweskim Equinorem, PKN Orlen z kanadyjskim Northland Power, Ocean Winds (wspólna firma Engie i EDPR) i niemieckie RWE.
W pierwszej fazie na morzu mają powstać farmy o łącznej mocy 5,9 GW. Według dzisiejszych szacunków, wybudowanie na morzu 1 MW mocy kosztuje ok. 13 mln zł.