Nie 301,5 zł za MWh, jak proponuje Ministerstwo Klimatu, ale nie mniej niż 325,62 zł za MWh rekomenduje Ministerstwo Aktywów Państwowych. Przynajmniej tyle, według resortu Jacka Sasina, powinna wynosić cena referencyjna dla morskich wiatraków, czyli maksymalna cena za wyprodukowaną przez nie przyszłości energię. To ważny temat dla inwestorów, czyli m.in. PGE, PKN Orlen i Polenergii.

Kto więcej, kto mniej
Propozycję podwyższenia ceny resort aktywów złożył w ramach zakończonych w zeszłym tygodniu konsultacji dotyczących projektu rozporządzenia. Opinia tego resortu ma duże znaczenie, ponieważ nadzoruje on energetyczne spółki skarbu państwa, które zamierzają inwestować na Bałtyku.
O ile MAP zainteresowany jest finansowym komfortem spółek, o tyle MK odpowiada za całą politykę energetyczną kraju, w tym również za ostateczny poziom rachunków za prąd dla odbiorców końcowych. Tymczasem wsparcie państwa dla morskich inwestycji zawsze znajdzie odzwierciedlenie w rachunkach. Dlatego w tym konkretnym obszarze interesy MAP i MK nie są całkowicie zgodne, choć resortowi klimatu zależy jednocześnie na tym, by wiatraki powstały i zazieleniły polską energetykę, opartą wciąż na węglu.
Za znacząco wyższą ceną referencyjną wypowiedziało się też w konsultacjach Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej – proponuje 372,17 zł/MWh. Przekonuje, że obecna „nie pozwoli na oczekiwany przez ustawodawcę rozwój sektora morskiej energetyki wiatrowej”.
Tylko nieco niżej wycelowała kanadyjska firma Northland Power, która jest partnerem Orlenu przy jego bałtyckich inwestycjach. Według NP, cena referencyjna powinna wynieść ok. 365 zł/MWh.
Ile godzin się kręci?
PGE, największa polska firma energetyczna, pożądanego poziomu ceny nie podała, ale jako członek PSEW brała zapewne udział w tworzeniu branżowego stanowiska. W swojej opinii PGE zauważyła, że MK przyjęło w założeniach zbyt wysoki poziom wykorzystania mocy farm wiatrowych, czyli godzin, kiedy wiatraki będą się kręcić i produkować prąd.
„Zaproponowana wartość 45,7 proc. (…) daje odniesienie jedynie do jednostek planowanych w najbardziej sprzyjających lokalizacjach” – podkreśla PGE.
Polenergia, kontrolowana przez Dominikę Kulczyk, alarmuje z kolei, że cena maksymalna na poziomie 301,5 zł/MWh „nie tylko zredukuje łączną moc projektów, które mają szansę zostać zrealizowane przed 2030 r., ale też może istotnie ograniczyć możliwość wykorzystania potencjału krajowego przemysłu, jako źródła dostaw materiałów i usług dla morskich farm wiatrowych na Morzu Bałtyckim”.
W pierwszej fazie na morzu mają powstać farmy o łącznej mocy 5,9 GW. Według dzisiejszych szacunków, wybudowanie na morzu 1 MW mocy kosztuje ok. 13 mln zł.
Walka o obligo trwa
Równolegle do konsultacji w sprawie ceny dla morskich wiatraków MK prowadziło konsultacje w sprawie planowanego zniesienia obowiązku sprzedaży energii poprzez Towarową Giełdę Energii. To popularnie zwane obligo wynosi dziś 100 proc., choć z powodu wyłączeń w praktyce wynosi mniej (URE szacuje, że jest to poziom 46 proc.).
„Zniesienie obliga giełdowego na energię elektryczną ma na celu zapewnienie swobody funkcjonowania podmiotów na rynku energii elektrycznej” – przekonuje MK.
O ile rządowi chodzi o ułatwienie życia konsolidującej się państwowej energetyce, o tyle dla niezależnych firm handlujących energią pomysł jest szokujący. Raport w tej sprawie wydało Towarzystwo Obrotu Energią, zrzeszające firmy z tej branży.
„Zniesienie obligatoryjnej sprzedaży energii niesie ze sobą duże ryzyko znacznego spadku płynności w handlu na giełdzie, co może spowodować duże wahania cen, zwłaszcza na rynku terminowym. Tym samym mogą one być bardziej podatne na działania spekulacyjne” – alarmuje TOE.
Podkreśla też, że szybkie zmiany w regulacjach powodują wzrost niepewności uczestników rynku. Warto przypomnieć, że obligo podniesiono do 100 proc. ledwie w 2019 r, a minister Krzysztof Tchórzewski przekonywał wówczas, że podniesienie zapobiegnie nieuzasadnionym wzrostom cen prądu.