Czas się skończył, plany restrukturyzacji polskich stoczni zostały wysłane do Brukseli i stoczniowcom, rządowi oraz przyszłym inwestorom pozostaje już tylko nerwowe czekanie na wyrok. Jednak można już dziś wskazać przegranych całej tej awantury. To stoczniowcy.
Przyjmując optymistyczny scenariusz, że za dwa-trzy tygodnie Komisja Europejska zaakceptuje tworzone gorączkowo plany restrukturyzacyjne (skądinąd to ciekawy syndrom, że sprawa stoczni wałkuje się już od trzech lat, a wszelkie plany są zawsze tworzone w ostatniej chwili), to już dziś wiadomo, że redukcje zatrudnienia są nieuchronne. Szef ISD Konstanty Litwinow nie pozostawił złudzeń: część załogi będzie musiała odejść. Związkowcy stają się ofiarami własnych sukcesów. Wygrywali z kolejnymi rządami, przegrali z ekonomią. To przestroga.
Zastanawiający jest optymizm, z jakim rząd i inwestorzy czekają na decyzję Komisji Europejskiej. Przyjmijmy, że będzie pozytywna i plany restrukturyzacji zostaną zaakceptowane. Dopiero wtedy wszak zaczną się problemy, bo trzeba będzie te plany zrealizować, a bogate doświadczenie mamy tylko w tworzeniu planów i strategii. Z realizacją zawsze bywało gorzej. Nie tylko w tej branży.