To zły moment, by stawiać na marihuanę

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2018-10-22 22:00

Inwestorzy obstawiający wielkie zyski z inwestycji w marihuanę mogą się sparzyć, ostrzega Aswath Damodaran, profesor finansów Uniwersytetu Nowojorskiego

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • dlaczego tak mocno rosną indeksy skupiające spółki z branży produkcji i dystrybucji marihuany
  • czy inwestowane w te spółki to mądra decyzja inwestycyjna

Od sierpniowego dołka notowania indeksu Prime Alternative Harvest, skupiającego spółki z branży produkcji i dystrybucji marihuany skoczyły o 75 proc. Stworzony na jego bazie fundusz ETF umocnił się w tym czasie o 62 proc. Inwestycyjna euforia to skutek zniesienia prohibicji marihuany w Kanadzie. Jej stosowanie jako używki już wcześniej dozwolone było w Urugwaju oraz w dziewięciu stanach USA, w tym w Kalifornii (dodatkowo w 29 stanach legalne jest używanie marihuany do celów medycznych). W rezultacie do branży zaczęły wchodzić nowe firmy, zwłaszcza kanadyjskie, a od przedstawicieli sektora zaroiło się na giełdach zza oceanu.

Fikcja i prohibicja

Według Marcina Szuby, zarządzającego funduszami w Trigon TFI, rząd premiera Justina Trudeau zgodnie z obietnicą wyborczą zalegalizował marihuanę, żeby zacząć kontrolować rynek i czerpać korzyści z podatków.

— Według Justina Trudeau prohibicja była fikcją. Odsetek młodych Kanadyjczyków stosujących tę używkę był jednym z najwyższych na świecie, a gangi zarabiały na tym ponad 6 mld USD rocznie — zauważa Marcin Szuba.

Specjalista przyznaje, że inwestowanie w branżę jest obciążone wysokim ryzykiem, a profesor Uniwersytetu Nowojorskiego i autor książek o wycenie przedsiębiorstw Aswath Damodaran ostrzega wprost: po euforycznych zwyżkach moment do zakupów nie jest dobry.Inwestując w portfel spółek związanych z marihuaną, na przykład poprzez fundusz ETF, naraziłoby się nie tylko na przewartościowane, ale także na to, że przyszli liderzy tego rynku będą rekrutować się spoza grona, które do tej pory się pojawiło. Mimo to są pewne szanse, by na legalizacji marihuany zarobić, przyznaje Aswath Damodaran, który tematowi przyjrzał się we wpisie na swoim blogu.

Będzie palone

Można pokusić się o obstawianie, czy powstający rynek będzie oparty na sile marek handlowych — tak jak dzieje się to w podobnych branżach — piwowarskiej, gorzelniczej i tytoniowej — czy też konsumenci nie będą rozróżniali między marihuaną od poszczególnych dostawców. W pierwszym przypadku w poszukiwaniu przyszłych zwycięzców należałoby przyglądać się polityce marketingowej spółek, w drugim postawić na obecnego lidera rynku, Canopy Growth, licząc że przewagę nad konkurentami dadzą mu korzyści skali.

Inwestorzy o nastawieniu tradingowym mogą próbować wykorzystywać duże wahania notowań spółek — przykładowo od wejścia na giełdę akcje Tilraya podrożały w dwa miesiące dziesięciokrotnie, by od wrześniowego szczytu stracić blisko połowę wartości. Najbardziej konserwatywną strategią, jednak wciąż dającą szanse na skorzystanie na końcuprohibicji, jest śledzenie, którzy gracze o solidnej pozycji w innych branżach usiłują wchodzić na nowy rynek. Na rynek marihuany jako używki zapewne będą próbowali wchodzić producenci alkoholu i wyrobów tytoniowych, a marihuaną medyczną zainteresować się mogą firmy farmaceutyczne.

„To może być dobra strategia, zważywszy że w notowaniach wielu firm w tych branżach uwzględniony jest niski wzrost przychodów i spadające marże” — komentuje Aswath Damodaran.

Choć rynek marihuany może potencjalnie być bardzo duży (ostrożne prognozy mówią, że globalnie sprzedaż wzrośnie do 2024 r. do 70 mld USD), to nie musi to oznaczać, że działające na nim firmy zarobią, zaznacza wykładowca. Aby tak się stało, podmioty te będą musiały zdobyć przewagę konkurencyjną lub na rynku będą musiały pojawić się bariery wejścia. W dającej się przewidzieć przyszłości lista wchodzących do branży spółek tylko będzie się wydłużać, a emitenci, z których praktycznie wszyscy generują teraz straty, prawdopodobnie nieprędko zaczną wychodzić nad kreskę. To nie jedyne problemy. Utrzymywał się będzie zapewne nielegalny rynek, gdzie konkurencja będzie unikała wysokiego opodatkowania i regulacji, z którymi zmierzą się firmy działające legalnie. Do tego dochodzi znany z branży tytoniowej problem zagrożenia roszczeniami ze strony klientów, których marihuana narazi na problemy zdrowotne, wylicza Aswath Damodaran.

„Za sprawą panującego na rynku optymizmu spółki związane z marihuaną są przewartościowane” — uważa wykładowca.

 

Jest na to sposób

W Polsce od ponad roku obowiązuje ustawa, która zalegalizowała medyczną marihuanę. Na warszawską giełdę emocje konopnej hossy zza oceanu jeszcze jednak nie dotarły, choć pojawiły się już nad Wisłą firmy-oddziały zagranicznych, które zamierzają sprzedawać medykamenty. Na razie inwestorzy giełdowi zmuszeni są więc korzystać z zagranicznych funduszy pasywnych (ETF), dostępnych w ofercie niektórych pośredników, działających w Polsce. Wybór jest coraz większy, choć fundusze miały trudny start i trudno im było znaleźć depozytariuszy (banki obawiały się pogorszenia reputacji i problemów prawnych). ETF inwestują głównie w firmy farmaceutyczne i biotechnologiczne, produkujące lub opracowujące leki na bazie marihuany. W portfelach znaleźć można też podmioty z branż pokrewnych (jak producenci alkoholi czy nawozów sztucznych), którzy kupili udziały w firmach z sektora medycznego. [KZ]

 

TRZY PYTANIA DO... MARCINA SZUBY, ZARZĄDZAJĄCEGO TRIGON TFI

Niskie bariery mogą być kluczowe

1 Jak oceniłby pan relację potencjalnych zysków do ryzyka, związaną z inwestowaniem w branżę marihuany?

Wydaje się, że ryzyko jest wysokie. Zadałbym sobie pytanie, jaka jest bariera wejścia na ten rynek w przypadku zniesienia prohibicji. Czy trudno jest uprawiać marihuanę? Weźmy na przykład kanadyjską firmę Tilray notowaną na Nasdaq, której kurs wzrósł w ostatnich trzech miesiącach pięciokrotnie, windując jej kapitalizację do 14 mld USD. Przy prognozach przychodów sięgających 41 mln USD w tym roku, czy nawet 225 mln w 2020 r. przy zakładanych ogromnych zwyżkach, wskaźnik kapitalizacji do przychodów będzie przekraczał 60. Wskaźnik EV/EBITDA sięgnąłby w 2020 r. niemal 150. Dla porównania wskaźnik EV/EBITDA dla Apple oczekiwany w 2020 r. to około 12, a dla Merck’a, sprzedającego jeden z najlepszych leków onkologicznych na świecie, to 11,5.

2. Czy pana zdaniem za 10 lat rynek będzie zdominowany przez firmy, które obecnie reprezentują go na giełdzie, przez firmy, które dopiero się pojawią, czy przez wchodzących na niego reprezentantów innych branż?

Teraz pięć minut mają głównie firmy kanadyjskie. W przypadku szerszegozniesienia prohibicji w innych krajach na pewno liczniej pojawią się spółki także z innych krajów. Dodatkowo, jeśli używanie marihuany będzie powszechnie dozwolone, to czy np. Coca-Cola albo Altria (producent papierosów Marlboro) nie będą chciały mieć swoich produktów?

3. Czy za bardziej perspektywiczny uznałby pan segment marihuany jako używki czy tej do celów medycznych?

Rynek marihuany jako używki jest znacząco większy niż rynek medyczny. W branży medycznej toczy się żywa dyskusja pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami jej stosowania. Są dowody medyczne na jej skuteczność w terapii przeciwbólowej czy w ciężkich padaczkach lekoopornych, ale to jest margines w porównaniu z potencjałem rynku marihuany jako używki.

Rozmawiał: Marek Wierciszewski