Średnia rentowność obligacji high yield (a więc poniżej ratingu inwestycyjnego; kategoria ta obejmowałaby większość z spółek z Catalyst, gdyby te miały jakikolwiek rating) na rynku pierwotnym we wrześniu wyniosła 7,47 proc., według danych serwisu highyieldbond.com. To dość daleko od minimum osiągniętego w styczniu (5,79 proc.). Jednocześnie benchmarkowy indeks BofA Merrill Lynch US High Yield Master II Effective Yield (istnieje od 1989 r.) wycenia średnią rentowność obligacji tego typu na amerykańskim rynku na 7,79 proc. (ale po spadku z 8,07 proc. na początku miesiąca) wobec 5,16 proc. notowanych jeszcze w drugiej połowie czerwca.
Na globalnym rynku obligacje typu high yield są w odwrocie, pomijając ocieplenie z ostatnich tygodni. Catalyst jeszcze długo nie będzie wrażliwa na światowe tendencje.
Trend na światowym rynku jest wyraźny — obligacje spółek o wysokim kuponie tanieją, co jest efektem przeceny na rynku surowców i spowolnienia w Chinach. Cierpią na nim głównie spółki surowcowe (w ich przypadku średnia rentowność sięga 12 proc.), co najlepiej może ilustruje rentowność obligacji Glencore. Koncern działa w 50 krajach, jego zadłużenie obligacyjne wynosi 36 mld USD, a rentowność obligacji właśnie zbliżyła się do 13 proc. — inwestorzy już nadali grupie rating śmieciowy, mimo że agencje jeszcze utrzymują inwestycyjny (choć z negatywną perspektywą). W każdym razie wyraźny odwrót od spółek surowcowych, a przy okazji też energetycznych, skłonił inwestorów do umarzania jednostek w funduszach obligacjihigh yield (trend ten jest kontynuowany w Europie, w USA powróciły zaś napływy po czterech miesiącach odpływu aktywów), co z kolei ma przełożenie na wyprzedaż obligacji spółek także z innych branż i oczywiście wzrost rentowności ich obligacji oraz konieczność oferowania wyższych kuponów w przypadku refinansowania.
Catalyst długo jeszcze nie będzie miejscem tego typu powiązań. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że obecnie efekt jest wręcz odwrotny. Inwestorzy szukając bezpieczeństwa wolą obligacje z ratingiem inwestycyjnym (np. Polski), zaś tanie surowce odwlekają perspektywę końca okresu deflacji, co — łącznie — obniża perspektywę wzrostu stóp WIBOR i w konsekwencji wzrostu oprocentowania obligacji (a więc i rentowności), bo większość papierów tu notowanych ma zmienny kupon.
Obserwując zmiany na globalnych rynkach można łatwo dojść do wniosku, że emitenci z Catalyst oferują o wiele za niskie kupony w porównaniu do tych dostępnych na zagranicznych rynkach. Co prowadzi do następnego wniosku, że ta pewna nieefektywność rynku jest korzystna dla emitentów, którzy mogą plasować obligacje nawet wówczas, gdy nie potrzebują pieniędzy, ale chcą wykorzystać moment na zdobycie taniego finansowania. Nie jest to oczywiście aż tak proste — nasz rynek obligacji ma większą korelację z lokalnym rynkiem kredytowym niż globalnym rynkiem obligacji korporacyjnych, a skoro kredyty na powrót stały się tanie i relatywnie łatwo dostępne, skłania to emitentów do dyktowania korzystnych dla siebie warunków emisji.
Upowszechnienie ratingów jest pewnym sposobem na wprzęgnięcie naszego rynku w globalny rynek obligacji. Dokonywanie porównań i szacowanie ryzyka przez detalicznych inwestorów byłoby dzięki nim znacznie łatwiejsze. Oznaczałoby to więc także większe szanse na uzyskanie takiego oprocentowania, jaki dany emitent powinien (a nie chciałby) zapłacić. Bez oddolnej presji klientów to się jednak nie uda.