Po zapowiedzi prezydenta USA Donalda Trumpa o wprowadzeniu w najbliższych tygodniach 50-procentowych ceł na miedź kontrakty terminowe na Comeksie, amerykańskiej giełdzie surowców, wystrzeliły o 17 proc. Wywindowało to cenę metalu do 13 tys. USD za tonę, a różnicę względem ceny w Europie do rekordowych 2,3 tys. USD. Na Londyńskiej Giełdzie Metali (LME) kurs kontraktów spadł do 9722 USD za tonę.
Bez ekonomicznego sensu
Eksperci nie mają wątpliwości, że za oceanem w pośpiechu budowane będą zapasy surowca. Analitycy banku inwestycyjnego Goldman Sachs przypominają, że cło w wysokości 50 proc. to dwukrotnie więcej od oczekiwań rynkowych. Tymczasem w Europie pogłębiły się obawy związane z możliwymi barierami celnymi i spodziewanym pogorszeniem koniunktury - i dlatego ceny się rozeszły.
- Zapowiedź prezydenta USA dotycząca ceł na miedź nie ma ekonomicznego sensu. Wydaje się być raczej kolejnym straszakiem niż rzeczywistą groźbą, która może zostać zrealizowana w najbliższym czasie i mieć realne konsekwencje dla globalnej gospodarki – uważa jednak Dariusz Nawrot, analityk Noble Securities.
Donald Trump uzasadnił deklarację celną koniecznością przywrócenia produkcji surowca w Stanach Zjednoczonych, co trudno zrozumieć w obecnych realiach gospodarczych.
- Połowa miedzi zużywanej na rynku amerykańskim pochodzi z importu. Dodatkowo część surowca wydobywanego u siebie Amerykanie wysyłają w postaci nieprzetworzonej, czyli tzw. koncentratu, do hut w innych krajach. W ostatnich latach za oceanem w zasadzie nie inwestowano w rodzime hutnictwo, natomiast zagraniczne zakłady unowocześniły się i produkują przy zdecydowanie niższych kosztach – mówi Dariusz Nawrot.
Ewentualne uruchomienie nowych zakładów w Stanach Zjednoczonych zajęłoby co najmniej kilkanaście lat.
- Gdyby jednak Donald Trump zrealizował zapowiedzi, to konsekwencją byłoby dłuższe spowolnienie gospodarcze w USA, co negatywnie wpłynęłoby na koniunkturę na świecie. W średnim terminie zaowocowałoby to również spadkiem cen miedzi – ocenia analityk Noble Securities.
Michał Stanek, analityk Q Value przypomina, że kilka miesięcy temu Donald Trump również straszył wysokimi cłami, a później się z tego wycofywał.
- Zdecydowanie spokojniejsza reakcja inwestorów świadczy o tym, że prawdopodobnie traktują oni zapowiedzi prezydenta USA raczej jako kolejny blef. Kilka tygodni temu Donald Trump straszył nałożeniem ceł na Unię Europejską. Temat pojawił się w piątek, w weekend prezydent dogadał się z Ursulą von der Leyen, szefową Komisji Europejskiej, więc w poniedziałek sprawa ucichła – mówi Michał Stanek.
Kontrakty mocno reagują
Zdaniem Dariusza Nawrota spread, a więc różnica w cenach kontraktów na obu rynkach - amerykańskim i europejskim - nie powinien się już zwiększać po kilkunastoprocentowym skoku.
- Trzeba jeszcze pamiętąć, że po zakupach miedzi statki z surowcem muszą dotrzeć do USA przed ewentualnym terminem obowiązywania nowych taryf. W przeciwnym razie zostaną zawrócone, co wywoła kolejne turbulencje i będzie miało dodatkowo negatywny wpływ na równowagę cenową – uważa Dariusz Nawrot.
Zdaniem Michała Stanka gdyby doszło do realizacji negatywnego scenariusza, to oprócz osłabienia globalnej gospodarki można byłoby też oczekiwać np. wzrostu inflacji, z którą banki centralne jeszcze nie tak niedawno zaciekle walczyły.
- Z całą pewności cła i zapowiedzi dalszego zaostrzania kursu w tym zakresie będą również istotnym elementem wojny handlowej prowadzonej przez Amerykę nie tylko ze Starym Kontynentem, ale przede wszystkim z Chinami – ocenia Michał Stanek.
Skutki dla KGHM
Na zapowiedź wprowadzenia ceł kurs KGHM zareagował zwyżką na początku sesji w środę, ale szybko zszedł pod kreskę.
- Do koncernu należy jedna ważna kopalnia w Stanach Zjednoczonych. Robinson odpowiada za kilkanaście procent skonsolidowanej EBITDA, więc wyższe ceny na lokalnym rynku przysłużyłyby się grupie [przy założeniu wejścia ceł w życie - red.]. Z drugiej strony dla pozostałej części biznesu, zlokalizowanej w Polsce i Chile, wzrost taryf byłby lekko negatywny. Uważam jednak, że należy oczekiwać ceł zdecydowanie niższych niż zapowiadane przez Donalda Trumpa 50 proc. – dodaje Dariusz Nawrot.
Do maja tego roku spółka nie mogła zawierać kontraktów na rynku Comex. Dopiero w marcu wystąpiła o taką zgodę i dostała ją w ostatnich tygodniach.
Specjalista podkreśla, że miedziowa spółka zabezpiecza się na wypadek wahań na rynku terminowym.
- Pozycje zabezpieczające sięgają obecnie nieco ponad 10 proc. produkcji KGHM w perspektywie najbliższych czterech kwartałów. Nie są one znaczące, ponieważ ceny miedzi nadal są w miarę wysokie w ujęciu dolarowym. Amerykańska waluta powinna się nieco umocnić, ale do tego potrzebna jest bardziej racjonalna polityka gospodarcza w Stanach Zjednoczonych – mówi ekspert Noble Securities.
Według niego krótkoterminowo dolar może się jeszcze znajdować pod presją, co w tym okresie będzie korzystne dla miedziowego koncernu. W efekcie spadek kursu amerykańskiej waluty przyczyni się w najbliższym czasie do wzrostu konkurencyjności produkcji i eksportu KGHM.
- W odniesieniu do zawieranych umów terminowych trzeba też podkreślić, że dla KGHM kluczowe znaczenie ma możliwość kontraktowana przede wszystkim na LME. Natomiast do maja tego roku spółka nie mogła zawierać kontraktów na rynku Comex. Dopiero w marcu wystąpiła o taką zgodę i dostała ją w ostatnich tygodniach – mówi Dariusz Nawrot.
Jego zdaniem mimo widocznych zawirowań perspektywy dla miedziowego koncernu są obiecujące przy nadal wysokim poziomie cen miedzi, liczonych w dolarze.
-Spodziewam się nieznacznej poprawy wyników finansowych KGHM w całym roku. Prognozuję 8,5 mld zł na poziomie EBITDA – mówi analityk Noble Securities.
Na wynik netto w 2026 r. pozytytwnie wpłynęłoby uchwalenie zmian w podatku miedziowym. Dariusz Nawrot szacuje, że uwzględniając założenia przedstawione przez Ministerstwo Finansów, obciążenie byłoby o około 0,5 mld zł niższe od wyjściowych 4 mld zł.