Trwa egzamin czeskiej aksamitnej transformacji

Andrzej Sopoćko
opublikowano: 1999-11-09 00:00

Andrzej Sopoćko: Trwa egzamin czeskiej aksamitnej transformacji

KŁOPOTY TRANSFORMACJI: Czesi borykają się ze strukturalnymi problemami gospodarki — uważa Andrzej Sopoćko. fot. Tomasz Zieliński

Czechy są rejonem świata, gdzie od ponad tysiąca lat nie było biedy. Nawet po klęsce pod Białą Górą i w całym okresie wojny trzydziestoletniej straty gospodarcze były nieporównywalnie mniejsze niż w pozostałych rejonach nią dotkniętych. Kiedy historia przyspieszała bieg, działo się to jak gdyby poza czeskimi drogami.

TAK BYŁO DOTĄD także z transformacją. Zdawało się, że aksamitna rewolucja polityczna wysłała także aksamitem ścieżki przemian gospodarczych. Jeszcze dwa lata temu bezrobocie nie przekraczało 5 proc. Wzrost gospodarczy był mizerny, ale jednak zauważalny, co docenić wypada, porównując spadki PKB w innych krajach z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych.

COŚ JEDNAK zacięło się przed dwoma laty, gdy w październiku 1997 r. wystąpił kryzys finansów publicznych i gwałtowne załamanie kursu korony. Wtedy to ujawniły się nieśmiałe jeszcze opinie, że ze strukturą gospodarki, jaką Czechy wnoszą w XXI wiek, trudno będzie podciągnąć się do poziomu krajów UE. Równocześnie zaczął spadać PKB. Jednakże ów ewidentny kryzys znacznie bardziej intrygował ekspertów zagranicznych niż czeskie społeczeństwo, które dotknął w niewielkim stopniu. Bezrobocie początkowo nie wzrastało w ogóle, a dewaluacja korony pozwalała utrzymywać dodatnie saldo obrotów towarowych. Mimo wszystko, były podstawy, by wierzyć, że w tej gospodarce tkwi strategiczna „siła spokoju”, pozwalająca powoli przystosować cały system do wymogów rynku.

OSTATNIE JEDNAK WYNIKI raczej nie potwierdzają tej opinii, aczkolwiek na Schadenfreude ze strony prominentów polskiej transformacji jeszcze jest za wcześnie. Kraj ten dalej potrafi utrzymywać dodatnie salda handlowe. Jakość czeskich towarów nadal zachęca wymagających klientów zagranicznych do ich kupowania. Ponadto został zatrzymany spadek PKB. Co prawda, zamiast spodziewanego wzrostu 1,6 proc. Czechy osiągną prawdopodobnie zaledwie 0,5 proc., ale odkręcenie negatywnej tendencji odbywa się właśnie na tego rodzaju poziomie.

NIEZŁA SYTUACJA w wymianie towarowej i sygnały wzrostu gospodarczego przyćmiewane są jednak innymi wskaźnikami. Mogą one sugerować, że aksamitna droga przekształceń może pójść ostro w górę i po wybojach. Wspomnianemu, bynajmniej nie imponującemu, wzrostowi gospodarczemu towarzyszy wzrost płac realnych aż o 6 proc. Co nieco jest więc przejadane. W interpretacji ekonomicznej oznacza to wzrost deficytu budżetowego i ograniczenie odtwarzania majątku narodowego ze źródeł krajowych. Co prawda napływ kapitału zagranicznego jest tam znacznie większy niż w Polsce (uwzględniając wielkość gospodarki), jego strumień jednak szybko się zmniejsza, jeśli wydarzenia w kraju każą zwątpić w stabilność systemu.

NIE MA ŻADNYCH twardych przesłanek, że w Czechach nastąpi tąpnięcie. Napięcia jednak wzrastają, także w wymiarze społecznym. Wskaźnik bezrobocia we wrześniu osiągnął 11 proc. Dalsze zwolnienia są koniecznie, co zresztą i tak nie przynosi gwarancji przetrwania na rynku wielkich firm, głównie z przemysłu ciężkiego. Z kolei ich bankructwo oraz ograniczenie produkcji pociągnąć może, jak łańcuszek św. Antoniego, dużą część całej gospodarki czeskiej, tak mocno od tej gałęzi uzależnionej.

CZESI UMIEJĄ pracować, prawdopodobnie szybciej niż w innych krajach tego regionu znajdą pracę w nowych przedsiębiorstwach. Czy jednak uda się to uzyskać bez przejścia przez głębokie bezrobocie, spadek poziomu życia — oto jest główne pytanie czeskiego eksperymentu transformacji. Ma ono w tym kontekście szczególne znaczenie, ponieważ wspomniane problemy znają oni tylko z mass mediów. Ale może właśnie z tej przyczyny uda się ich uniknąć.

Andrzej Sopoćko jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, doradcą prezesa PBK