Hasło przewodnie Fundacji Szansa – Jesteśmy Razem głosi: „Świat jest zbudowany dla wszystkich, a nie dla wybranych”.
– Jako osoba niewidoma wiem, co znaczy zostać w tyle. Dlatego pracujemy nad praktycznymi rozwiązaniami dla osób słabszych i z niepełnosprawnościami, ale równie mocno inwestujemy w edukację, budowanie zrozumienia i empatii – mówi Marek Kalbarczyk, prezes Fundacji Szansa.
Autor, muzyk, wynalazca
Uważa, że słabszym nie pomaga postawa roszczeniowa, i podkreśla, że silni również zmagają się z problemami.
– Zawsze powtarzam, że pycha czy roszczeniowość wywołują niechęć i zamykają drogę do dialogu. Ludzie chętniej pomagają tym, którzy proszą spokojnie i z szacunkiem. Gdy potrafimy o coś poprosić, a nie wymagać, otwierają się drzwi. W dużej mierze nam się to udaje – mówi Marek Kalbarczyk.
Potwierdzeniem jest liczba projektów prowadzonych przez Fundację.
– Nasze idee realizujemy w dziesiątkach projektów rocznie. Głęboko wierzę, że wykształcenie daje szansę, otwiera drzwi i buduje niezależność. Niepełnosprawność, choć bywa wyzwaniem, także wymaga pewnych umiejętności. Każdy musi mieć coś do powiedzenia. A jeśli ktoś z powodu ograniczeń intelektualnych nie może zdobyć formalnej wiedzy? Wtedy może realizować się inaczej. Ważne są pasje, zainteresowania, aktywność w ulubionych dziedzinach, bo to otwiera na świat – mówi Marek Kalbarczyk.
Wie, o czym mówi, bo aktywność w różnych obszarach nie jest dla niego niczym wyjątkowym. Pisze książki, przewodniki, wymyśla rozwiązania usprawniające codzienność dla osób z niepełnosprawnościami, a w wolnych chwilach uwielbia grać na gitarze.
– Dla niewidomych naturalnym źródłem wiedzy są radio oraz inne media. Nie musimy być intelektualnymi orłami, by dzielić się tym, co wiemy o modzie, zmianach w otoczeniu czy piłce nożnej. Każdy z nas ma swoje tematy i swoją perspektywę. Okazuje się, że nawet osoby niewykształcone, ale uważne i zaangażowane, potrafią w ten sposób zaistnieć. Niewiele trzeba, by dać radę. W swoim gronie możemy wymieniać się doświadczeniami, podpowiadać sobie rozwiązania, inspirować się. I to właśnie jest dla mnie najważniejsze: budowanie przestrzeni, w której każdy może zabrać głos i poczuć, że jest częścią wspólnoty. To bardzo istotne, bo osoby niepełnosprawne są często samotne – tłumaczy prezes fundacji.
Podkreśla, że w przypadku osób niepełnosprawnych najważniejszy jest drugi człowiek.
– Korzystamy z nowoczesnych narzędzi, mamy innowacyjne projekty, ale sam nie dałbym sobie rady bez żony i współpracowników, którzy każdego dnia służą wsparciem i inspiracją. To dzięki nim możemy realizować naszą misję i marzenia – mówi Marek Kalbarczyk.
Osiągnięcia okresu przemian ustrojowych
Otwartość, pokora i chęć działania były szczególnie pomocne w zmianie sytuacji osób niepełnosprawnych na początku lat 90. Był to czas głębokich reform, w których Marek Kalbarczyk brał czynny udział.
– W 1991 r. byłem społecznym doradcą pełnomocnika rządu do spraw osób niepełnosprawnych. To wtedy powstawała ustawa o rehabilitacji społecznej i zawodowej i cały system, który później przekształcił się w dzisiejszy model organizacji pożytku publicznego. Uważam, że polski system wsparcia jest naprawdę dobry. Nie tylko zapewnia środki do życia, ale przede wszystkim aktywizuje. W wielu państwach osoby z niepełnosprawnościami otrzymują wsparcie finansowe, ale jednocześnie są wykluczane z życia społecznego. Tak też było w Polsce 30 lat temu. A przecież chodzi o to, by człowiek był potrzebny, widoczny, obecny wśród innych. Niepełnosprawność nie musi oznaczać samotności. Są kraje, które ciągle nie potrafią tego problemu rozwiązać. W Polsce, mimo trudności, zrobiliśmy w tym zakresie ogromny krok naprzód – tłumaczy Marek Kalbarczyk.
Pozyskiwanie pieniędzy na działania fundacji polega przede wszystkim na składaniu wniosków do instytucji dysponujących finansowaniem przeznaczonym na wyrównywanie szans osób z niepełnosprawnościami.
– Konstytucja zobowiązuje państwo do takiego wsparcia. W Polsce pieniądze na te cele ma PFRON, a dodatkowy strumień stanowi 1,5 proc. podatku przekazywanego organizacjom społecznym. Jeśli widzimy, że nasz pomysł wpisuje się w cele danych instytucji, przystępujemy do konkursów. Mamy zespół ludzi, którzy wiedzą, jak to robić: od koncepcji przez budżet po uzasadnienie społecznej wartości projektu. Raz są to działania dotyczące edukacji, np. zwiększania czytelnictwa wśród osób niewidomych i słabowidzących, kiedy indziej chodzi o otwieranie świata kultury na osoby z niepełnosprawnościami – mówi Marek Kalbarczyk.
Finansowanie działań fundacji
Jego zdaniem w świecie biznesu pokutuje przekonanie, że od pomagania jest państwo. Dlatego wsparcie sektora prywatnego dla działań społecznych ocenia jako znikome.
– W wielu projektach musimy zapewnić wkład własny. Ministerstwo Kultury finansuje 80 proc. kosztów, ale pozostałe 20 proc. musimy pokryć sami. Niewidomi nie mogą za to zapłacić. Jeśli jedna książka kosztuje 100 zł, a cały cykl ma 22 tomy, potrzebujemy wsparcia z zewnątrz. Fundację Szansa – Jesteśmy Razem wspiera moja firma, ale to wciąż za mało. Właściciele firm są skoncentrowani na rozwoju, inwestycjach, wynagrodzeniach. Często po prostu nie mają przestrzeni mentalnej na filantropię. Paradoksalnie częściej pomagają osoby niezamożne niż najbogatsi. W Stanach Zjednoczonych wygląda to inaczej. Tam działalność charytatywna jest naturalnym elementem biznesu, a bycie sponsorem to kwestia honoru. U nas dopiero wyrosło pierwsze pokolenie ludzi zamożnych – mówi Marek Kalbarczyk.
O sobie mówi, że nie jest biznesmenem nastawionym na zysk, ale człowiekiem z misją.
– Kiedy zakładałem firmę, nie planowałem kariery przedsiębiorcy. Najpierw chciałem być profesjonalnym muzykiem, ale zostałem tylko amatorem. Potem matematykiem. Studiowałem matematykę i informatykę, ale ostatecznie też tego nie uprawiam. Przełom nastąpił, kiedy po 1989 r. wymyśliłem syntezator mowy. Uczyłem się biznesu od przyjaciół, którzy sami jeszcze nie do końca go rozumieli. Fascynował mnie model amerykański, ale nigdy nie chciałem się dorobić za wszelką cenę. Pieniądze były i są dla mnie narzędziem do działań społecznych. Honor i misja są dla mnie ważniejsze niż zysk – mówi przedsiębiorca.
Podkreśla, że największą radość sprawiało mu pomaganie innym, kupienie czegoś komuś, kto tego potrzebuje. Wierzy, że kiedy robi się coś dobrego, pieniądze same przychodzą.
– Mnie również życie wspaniale wynagrodziło. W skromnej skali finansowej, ale za to ogromną liczbą wyróżnień, dobrych ludzi i poczuciem sensu. To jest dla mnie najważniejsze. Moja firma działa właściwie jak organizacja non profit — nie pobieramy dywidend poza dwoma sytuacjami przez 34 lata, kiedy byliśmy w realnej potrzebie. Najważniejsze, żeby firma miała zapas i mogła się rozwijać. Nie mam wielkich wymagań. Nie znam biedy z własnego doświadczenia, ale znam historię mojej rodziny: dziadek przed wojną radził sobie świetnie, a po powstaniu warszawskim babcia i mama zostały z jednym tobołkiem. Od zera budowały życie na nowo. Może dlatego potrafię żyć bardzo skromnie. Nie potrzebuję luksusów, lotów biznesowych ani drogich samochodów – mówi Marek Kalbarczyk.
Zarabianie, by pomagać
Prowadzenie firmy nauczyło go też pokory i cierpliwości.
– Czasem się wygrywa, czasem przegrywa. Zdarzało się, że na koncie firmy było zero i trzeba było wypłacić pensje. Czasem przychodził komornik i odpowiadałem majątkiem prywatnym. Niekiedy bezzasadnie, gdy urzędy chciały zabrać wszystko, a mimo to firma przetrwała i się rozwijała. Takie sytuacje wymagają wiary i konsekwencji. Musiałem nauczyć się radzić sobie przy ograniczonym dostępie do informacji. Jako niewidomy polegałem na tym, co usłyszę. Nie mogłem doczytać czegoś ani zobaczyć np. min słuchaczy. Podczas wystąpień publicznych, nie widząc reakcji widowni, nauczyłem się polegać na głosie, emocjach i energii słuchaczy. To wymagało uwagi i wyczucia, ale dało poczucie, że można sobie poradzić w każdej sytuacji – tłumaczy Marek Kalbarczyk.
Choć, jak mówi, czuje zmęczenie intensywną pracą, wciąż lubi to, co robi.
– Duma mnie rozpiera, gdy patrzę na firmę prowadzoną teraz przez syna. Po przejęciu przez niego sterów nie tylko nie straciła pozycji, ale dalej się rozwija. Wciąż jesteśmy numerem jeden w oferowaniu rozwiązań i urządzeń brajlowskich. Bardzo chciałbym, żeby firma pozostała organizacją non profit – taką, która zarabia, by pomagać, a nie odwrotnie. Chciałbym, by nowoczesna firma potrafiła troszczyć się o siebie i pracowników równie dobrze jak o klientów. Tak samo powinna działać fundacja – jako wspólnota, w której sukces przedsiębiorstwa jest ściśle powiązany z sukcesem jego beneficjentów – mówi Marek Kalbarczyk.
Dla niego niepełnosprawność nie była przekleństwem, lecz błogosławieństwem.
– Wiele zawdzięczam temu, że nie widzę. Nigdy nie spotkałem złego człowieka. To brzmi paradoksalnie, ale przy osobie niewidomej ludzie stają się lepsi. Najczęściej pomagają ci, którzy sami są słabsi, zagubieni, czasem nawet pod wpływem alkoholu. W każdym drzemie potrzeba, by choć przez chwilę być lepszym, a kontakt z kimś słabszym wydobywa z ludzi to, co w nich dobre. W tym sensie nie spotkałem w życiu nikogo złego. Źli ludzie omijają cierpienie z daleka. Miałem cudowne życie. Gdybym widział, myślę, że nie wyglądałoby ono tak samo. Nigdy nie przypuszczałem, że napiszę książkę, wiersze, założę firmę i fundację. Ślepota zamknęła mi jedne drzwi, ale otworzyła wiele innych, o których nawet nie marzyłem – mówi prezes Fundacji Szansa – Jesteśmy Razem.

