Ubezpieczenia 2014, czyli krajobraz po bitwie

Mariusz GawrychowskiMariusz Gawrychowski
opublikowano: 2015-03-23 00:00

W branży dominuje kolor czerwony. Tak źle nie było od powodziowego roku 2010

Najlepszym barometrem kondycji branży ubezpieczeniowej jest fakt, że musi dokładać do sprzedaży polis komunikacyjnego OC. Pod tym względem ubiegły rok był bardzo zły. Strata całego rynku na tym kluczowym dla niego produkcie sięgnęła blisko 0,5 mld zł i była prawie dwa razy większa od tej z 2013 r. To najgorszy wynik od upiornego dla ubezpieczycieli 2010 r., w którym kosztowna wojna cenowa w komunikacji oraz jeszcze droższe dwie powodzie zmusiły branżę do ostrego zaciśnięcia pasa.

Wszędzie spada

Potwierdza to raport Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) za 2014 r. We wszystkich kluczowych obszarach nastąpiły spadki. Przypis w segmencie życiowym skurczył się o 8 proc. (do 28,7 mld zł), a w majątkowym o nieco ponad 1 proc. (do 26,2 mld zł). Statystyka zakłamuje obraz ostatniego segmentu, bo w najważniejszych liniach produktowych spadki wywołane wojną cenową były znacznie głębsze. W OC komunikacyjnym w ciągu roku wyparowało około 400 mln zł składki przy wzroście wypłacanych odszkodowań o blisko 300 mln zł. Pogarszają się wskaźniki finansowe całej branży. Według KNF, zysk ubezpieczycieli skurczył się o ponad 2 mld zł i wyniósł prawie 6,8 mld zł. Wyraźnie gorszy jest także wynik techniczny i inwestycyjny całego rynku.

Pogarszające się wyniki, spadające ceny oraz presja ze strony nowych regulacji powoduje, że ubezpieczyciele nie patrzą optymistycznie na ten rok. Andrzej Jarczyk, prezes Uniqa TU, przyznaje, że przestał już zajmować się tematem końca wojny cenowej. Wydawało się, że zakończy się ona w kwietniu, wraz z wejściem w życie wytycznych nadzoru, które podnoszą koszty likwidacji szkód komunikacyjnych. Ostra konkurencja powoduje, że towarzystwa nie palą się do wprowadzenia podwyżek.

— To, czy ceny przestaną spadać, jest wyłącznie indywidualną decyzją zakładów ubezpieczeń i ich polityki. Po tegorocznych wynikach widać, do jak dużej nierównowagi walka na ceny może doprowadzić — mówi Jan Grzegorz Prądzyński, prezes Polskiej Izby Ubezpieczeń.

Nadziei brak

Skoro wytyczne nadzoru zawiodły, szansą na unormowanie sytuacji może być makroekonomia.Prezes Uniqa TU zwraca uwagę na pogarszające się wyniki z inwestycji, które do tej pory kryły fatalny obraz samego biznesu ubezpieczeniowego.

— Na razie mamy to szczęście, że kupowaliśmy obligacje i bony skarbowe, kiedy ich oprocentowanie było wyższe niż obecnie, ale niedługo także nas dosięgną niskie stopy procentowe, co odbije się na wynikach z lokat. Dlatego postępująca wojna cenowa może być bardzo widoczna w wynikach całego rynku już w tym roku — mówi Andrzej Jarczyk. Brak nadziei na lepsze jutro widać także na rynku życiowym. Ten rok będzie ciężki, bo uderzą w niego z całą siłą ostatnie działania KNF i Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów dotyczące polis inwestycyjnych.

— Szansa na znaczącą poprawę w tym roku jest niewielka. Ubezpieczyciele są skoncentrowani na dostosowaniu oferty i modeli dystrybucyjnych do rekomendacji U i wytycznych KNF przy zachowaniu istniejących poziomów sprzedaży — uważa Łukasz Kalinowski, prezes Metlife.

Jego zdaniem, w dłuższej perspektywie szansą dla rynku życiowego jest rozwój produktów emerytalnych. Od wielu lat ten obszar to poszukiwanie świętego Graala — na razie nic nie wskazuje, by Polacy zaangażowali się w dodatkowe oszczędzanie na starość.

— Główne pytanie, na które branża próbuje znaleźć odpowiedź, brzmi: jak będzie wyglądał rynek życiowy za kilka lat. Raczej nie będziemy mieć do czynienia z kierunkiem wyznaczonym przez jedno towarzystwo. Każdy próbuje znaleźć nową pozycję na rynku. Dopóki ubezpieczenia się sprzedaje, a nie kupuje, wyzwaniem jest szukanie efektywnych kanałów dotarcia do klientów — mówi Maciej Szwarc, prezes AXA Polska.