To już tradycja, że na katowicki Europejski Kongres Gospodarczy co roku przyjeżdża litewski minister energii. Na tegoroczną edycję minister Zygimantas Vaiciunas przybył po raz pierwszy, bo funkcję sprawuje dopiero od grudnia zeszłego roku. Tekę objął po zeszłorocznych wyborach parlamentarnych, jako osoba bezpartyjna.
W litewskiej polityce energetycznej stawia raczej na kontynuację, ale już w relacjach litewskiego państwa z polskim paliwowym Orlenem można mówić o rewolucji.
Oto trzy najważniejsze wątki z dyskusji Zygimantasa Vaiciunasa z polskimi dziennikarzami.
Po pierwsze, desynchronizacja
- W kwestii desynchronizacji doszliśmy do momentu przełomowego. W miniony poniedziałek, w Tallinie, koncepcja została zatwierdzona przez rządy państw bałtyckich oraz rząd Polski, reprezentowany przez premier Beatę Szydło. Na początku 2018 r. rozpoczną się prace nad warunkami tej operacji, przy udziale ENTSO-E (europejskie zrzeszenie operatorów systemów elektroenergetycznych – red.) – mówił w Katowicach Zygimantas Vaiciunas.

Desynchronizacja to klucz do zrozumienia litewskiej polityki energetycznej. Litwa, a także Łotwa i Estonia, jest wciąż częścią systemu przesyłowego, którym steruje centralnie Moskwa. Oznacza to, w uproszczeniu, że jeśli Rosja chce zwiększyć produkcję np. w elektrowni w Petersburgu, a zmniejszyć w Smoleńsku, to kraje bałtyckie widzą w swoich sieciach niekontrolowane przepływy prądu z północy na południe. Przeszkadza im to, ale zablokować tego nie mogą. Musiałyby się najpierw zdesynchronizować z Rosją, a potem zsynchronizować z innym dużym systemem – albo skandynawskim, poprzez Finlandię, albo kontynentalnym, poprzez Polskę. Dziś już wiadomo, że będzie to Polska.
Polska patrzyła dotychczas na te plany z dystansem. Powodów było kilka, wśród nich – kwestia importowanego przez Litwę prądu ze Wschodu. Tu też doszło do przełomu.
Po drugie, Białoruś
Kolosalnym problemem dla Litwy jest budowana przez Białoruś elektrownia atomowa w Ostrowcu. To ledwie 40 km od Wilna, a budowa – czym się Białoruś szczyci – idzie szybko i tanio. Kłopoty, czyli np. upuszczenie zbiornika reaktora, powodem do zaszczytu już nie są. Dlatego Litwę inwestycja skrajnie niepokoi. Alarmuje europejskich nadzorców atomowych i domaga się przestrzegania przez Białoruś europejskich standardów przejrzystości. Bez większych efektów.
- Mamy dyskusją na temat tego, jak zablokować wpływ na Litwę prądu z tego źródła. Specjalne przepisy zostały już przyjęte i właśnie weszły w życie. Odwołujemy się w nich do kwestii bezpieczeństwa narodowego. Ponadto planujemy rozebranie jednej z linii transgranicznych. Piotr Naimski, polski minister, powiedział kiedyś, że Polska nie jest zainteresowana importem energii z tej elektrowni. My też nie – deklarował litewski minister energii.
Po trzecie, Orlen
- W stosunkach z Orlenem rozpoczynamy nowy rozdział – zadeklarował Zygimantas Vaiciunas.
Może to budzić nadzieje, bo życie Orlenu na Litwie nie jest usłane różami. Przykładowo, w 2008 r. Koleje Litewskie rozebrały tory z Możejek (rafineria należąca do Orlenu) do łotewskiego miasta Renge. Była to trasa dogodna, wiodąca z Możejek prosto do portów na Łotwie. Teraz paliwa, wysyłane na Łotwę i do Estonii, są wożone przez Rygę, czyli dłuższą drogą. To podwyższa koszty.
Zwiastunem przełomu była grudniowa dymisja niechętnego Orlenowi szefa Kolei Litewskich.
- Dochodzi do zmian, np. w spółce kolejowej. Idziemy naprzód, a punkty sporne zostaną wyjaśnione. Mam tu na myśli np. taryfy kolejowe dla Orlenu, kwestią otwartą jest również budowa ropociągu na linii Możejki-Kłajpeda – przekonuje Zygimantas Vaiciunas.