W lipcu złoty będzie podążał za kursem euro i dolara

Lesław Kretowicz
opublikowano: 2002-07-02 00:00

Lipcowe notowania złotego będą w całości uzależnione od wydarzeń za granicą, a wycena polskiego pieniądza będzie podążać za trendami euro i dolara. Lokalnie tylko budżet i wojna polityków z RPP mogą lekko zawirować kursem.

Historia lubi się powtarzać — celność strzałów analityków, prognozujących na łamach „PB” kurs waluty układa się w dwumiesięczne cykle. Styczeń i luty to spora liczba trafionych prognoz. Marzec i kwiecień zaskoczyły wszystkich. Z kolei maj i czerwiec to sukcesy połowiczne — wycena dolara nie sprawiła większych trudności, ale notowania euro zaskoczyły wszystkich. Nikt nie przewidział, że w czerwcu cena pieniądza UE przekroczy 4 zł. W sytuacji, gdy większość analityków dokładnie przewidziała kurs dolara, prawdziwym wyznacznikiem właściwych prognoz był kurs euro. Najbliżej rzeczywistego poziomu 4,01 zł znalazł się dyrektor Banku Współpracy Europejskiej, Piotr Epsztein, którego prognoza odbiegała od kursu z 29 czerwca „tylko” o 11 groszy.

Wbrew oczekiwaniom ekonomistów, czerwcowa sytuacja na rynku walutowym nie została zdominowana przez wydarzenia krajowe. Ani Rada Gabinetowa, ani spotkanie prezydenta z Radą Polityki Pieniężnej nie wpłynęły na inwestorów. Także decyzja RPP o obniżce stóp procentowych oraz korekcie celu inflacyjnego nie wpłynęły na rynek. Podobnie neutralnie zostały odebrane wszystkie dane makroekonomiczne. W czerwcu oczy wszystkich były zwrócone na giełdy zagraniczne, a kurs złotego podążał za notowaniami na rynku międzynarodowym. Nikt nie spodziewał się jeszcze w połowie miesiąca, że w ostatnim jego dniu do zrównania cen euro i dolara zabraknie w pewnym momencie zaledwie 1 centa.

Analitycy, uczestniczący w lipcowej sondzie, są podzieleni w kwestii dalszych losów euro. Siedmiu sądzi, że waluta UE zrówna się z dolarem jeszcze w tym tygodniu, ośmiu natomiast uważa, iż nastąpi stabilizacja na obecnym poziomie. Zwolennicy tezy o wzmacniającym się euro za najważniejszy czynnik osłabiający dolara uważają sytuację w USA. Brak wyraźnych przesłanek odbicia wraz z kolejnymi aferami w największych firmach osłabiają zaufanie graczy do amerykańskiego rynku.

— Przebicie przez euro parytetu 1:1 jest przesądzone, na to wskazują czynniki fundamentalne. Także nastawienie graczy krótko- i średnioterminowych jest stałe i pozytywne dla euro — uważa Arkadiusz Krześniak, główny ekonomista Deutsche Bank Polska.

Natomiast według zwolenników teorii o silniejszym dolarze, jego pozycję podtrzymają interwencje banków centralnych. Ich zdaniem, piątkowe interwencje na rynku jena były jedynie początkiem działań Japonii, USA i Unii Europejskiej na rzecz umocnienia amerykańskiej waluty. Silne euro nie jest obecnie na rękę nikomu — w USA maleje zaufanie do pieniądza i giełdy, rosną zaś koszty importu.

— Dla Japonii oraz krajów UE mocny jen i euro oznaczają spadek konkurencyjności eksportu. Tymczasem właśnie eksport jest motorem napędowym i szansą na szybką poprawę sytuacji gospodarczej — tłumaczy Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Bank.

Analitycy uważają, że po raz pierwszy od wielu miesięcy wydarzenia krajowe zejdą na dalszy plan. Rynek oczekuje pozytywnych danych makro oraz utrzymania stóp procentowych na obecnym poziomie. Nieznacznie wpłynąć na rynek walutowy mogą jedynie nowe informacje na temat przyszłorocznego budżetu. Jednak determinacja, z jaką wicepremier Marek Belka broni swojej koncepcji wydatków na poziomie 192,5 mld zł, nieco uspokaja. Także rozpoczynający się właśnie sezon wakacyjny nie będzie sprzyjał spektakularnym ruchom na rynku, więc analitycy oczekują spokojnych kilku tygodni. Jedynym zagrożeniem pozostają politycy.

— Na początku sierpnia po raz ostatni przed wakacyjną przerwą zbiera się Sejm i na pewno będzie chciał zająć się sprawą nowelizacji ustawy o NBP. Jakieś nieoczekiwane decyzje mogą wpłynąć na sentyment do naszej waluty — ostrzega Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK.