O tym, dlaczego inwestuje w start-upy i co musi mieć projekt, by się nim zainteresował — mówi Sebastian Kulczyk, założyciel funduszu Manta Ray i programu InCredibles, partner konkursu dla start-upów Imapct Arena.

Dlaczego inwestuje pan w start-upy? Przecież mógłby pan kupować nieruchomości, które dawałyby przewidywalny przychód, albo akcje technologicznych gigantów?
Sebastian Kulczyk, inwestor, twórca programu InCredibles: Powodów jest wiele, ale szczerze — bo dają dreszczyk emocji, a jednocześnie dzięki nowym technologiom niosą ze sobą rozwiązania, które poprawiają jakość ludzkiego życia, a to jest dla mnie ważne. Technologia od zawsze była moją pasją i zaangażowanie w start-upy to po prostu kolejny etap tej fascynacji. A poza tym lubię tworzyć i współtworzyć projekty biznesowe. Inspirujące jest obserwowanie rozwoju młodych firm, szczególnie na etapie, gdy wszystko może się wydarzyć. Zresztą w życiu podobnie - lubię zmiany, różnorodność, nieco niepewności oraz ryzyko.
Czyli nie szuka pan teraz okazji do inwestycji w nową platformę e-handlu?
Nie wykluczam zaangażowania w takie spółki, ale dzisiaj koncentruję się na rozwoju Manta Ray — VC, którego zespół dobrze wie, co i jak ma robić. Założyłem ten fundusz sześć lat temu, a przez pierwsze dwa lata zajmowałem się analizowaniem okazji inwestycyjnych. Następnie zaczęliśmy budować portfel, utrwalać relacje z innymi inwestorami, uczyliśmy się rynku. Dzisiaj jesteśmy zaangażowani w blisko 40 bardzo solidnych spółek na całym świecie, zainwestowaliśmy w nie prawie 200 mln EUR. To obiecująca pula.
Dlatego teraz mam nieco więcej swobody w wyszukiwaniu projektów, które nie muszą gwarantować najwyższej stopy zwrotu, ale niosą ze sobą możliwość pozytywnych zmian dla ludzkości. Tylko żebyśmy się dobrze zrozumieli — to nie jest fanaberia. To także poważny proces inwestycyjny, ale oparty na innych kryteriach, dłuższym horyzoncie czasowym, wyjątkowej wizji i osobowości założycieli firm. To takie moje autorskie rozumienie pojęcia luksus. Nie kupuję jachtów czy samolotów, lecz swobodnie, bez konieczności innych uzasadnień korzystam z luksusu, jakim jest wybór pożytecznych biznesów, w których sukces wierzę.
Na co pan patrzy, oceniając projekty: na ideę, plan rozwoju, zespół za nim stojący, a może potencjał rynku, na którym działa?
Zawsze analizuję trzy rzeczy. Po pierwsze, sektor produktu czy usługi. To jest kluczowe, pierwsze sito. Po drugie, zespół, który stoi za projektem. Weryfikuję jego doświadczenie, osiągnięcia, zaangażowanie, energię i wizję. Po trzecie, dotychczasową bazę inwestorską, czyli kto i dlaczego już zainwestował w ten projekt.
Nie udajemy, że znamy się na wszystkim. Chcemy specjalizować się w wybranych obszarach i pod tym kątem zbudowaliśmy zespół, sieć doradców partnerskich funduszy VC. Decyzje inwestycyjne tych, których sobie cenię, z którymi realizowaliśmy już inne obiecujące projekty, są dla mnie zawsze mocnym argumentem za kolejnymi zakupami.
InCredibles, program Sebastiana Kulczyka, razem z Pulsem Biznesu oraz Impact’23 są organizatorami konkursu dla start-upów Impact Arena. Szukamy projektów, które odpowiadają na współczesne wyzwania cywilizacyjne i społeczne. Zwycięzca otrzyma nagrody, które pozwolą mu przenieść biznes na wyższy poziom. Wielki finał odbędzie się 10 maja w Poznaniu na scenie Impact’23. Szczegóły znajdziesz tu
Jakie sektory są teraz dla pana funduszu interesujące?
Od lat niezmiennie trzymamy się kilku - to edukacja, medycyna, nieruchomości, czyli rozwiązania pozwalające taniej i lepiej budować, technologie pozwalające optymalizować procesy produkcji żywności czy wspierające ekologię, zrównoważone rolnictwo oraz transport i logistyka. Coraz częściej analizujemy też sektor energetyczny, czyli narzędzia do optymalizacji zużycia prądu, technologie przechwytywania CO2 czy wodorowe źródła energii. Nie mamy w tym obszarze jeszcze żadnej inwestycji, ale intensywnie zbroimy się w kompetencje i kontakty.
Staram się, żeby wszystkie nasze projekty miały wspólny mianownik: pozytywny wpływ społeczny. Chcę koncentrować się na tym, na czym się już nieco znamy i co wydaje się nam najbardziej pożyteczne.
Nagrodą w konkursie dla start-upów, który wspólnie organizujemy, jest wejście do programu InCredibles. Co - z punktu widzenia twórcy programu - jest w nim najatrakcyjniejsze dla uczestników?
Największą wartością programu jest nieograniczony, nieformalny kontakt z grupą doświadczonych mentorów, potencjalnych inwestorów, klientów czy kontrahentów. Przez kilka miesięcy każdy z uczestników ma indywidualny zestaw doradców, sam decyduje, z kim i jak chce rozwiązywać problemy. Tworzymy przyjazną, partnerską przestrzeń do wszechstronnej weryfikacji modeli biznesowych oraz kompetencji założycieli. Każdy z finalistów na bieżąco tworzy merytoryczną listę życzeń, które staramy się sprawnie spełniać.
Ostatnie lata to czas rozkwitu start-upów w Polsce. Jak wypadamy na tle świata?
Polska ma swoją specyfikę. Z jednej strony nie brakuje zapału i talentu do przedsiębiorczości, a z drugiej rzadko udaje się budować skalowalne firmy. Powodów jest oczywiście wiele. Polski ekosystem jest wciąż stosunkowo młody, niedojrzały, wszyscy uczą się w biegu na własnych i cudzych błędach, dopiero wykuwają się standardy współpracy. Jednym z największych wyzwań dla młodego przedsiębiorcy jest przejście z etapu firmy małej do średniej, a potem jeszcze większej. Energii i pomysłów nie brakuje, ale w niektórych obszarach pojawia się deficyt kompetencji. Próby przebijania tych sufitów wiążą się często z koniecznością zatrudniania drogich doradców, organizacją firm poza Polską. To już wyższa szkoła jazdy. Bez solidnego, długofalowego inwestora i wszechstronnego wsparcia jest to praktycznie niewykonalne.
Dam przykład z naszego podwórka. Zainwestowałem w Baselinkera, lidera rynku usług e-commerce dla małych firm. Świetna spółka, produkt i fantastyczny założyciel. Od kilkunastu miesięcy wszechstronnie wspieramy zarząd, dając mu nową perspektywę rozwoju. Podwoiliśmy zatrudnienie, stworzyliśmy plan dynamicznej ekspansji zagranicznej od Anglii po Brazylię. Gramy teraz wspólnie o wyższą stawkę, bo chcemy liczyć się na świecie.
Miniony rok to mocna przecena gigantów technologicznych na amerykańskiej giełdzie. Pęknięcie bańki czy chwilowa korekta? Jak to przełoży się na wycenę start-upów?
To kolejny dowów, że na rynku jest mnóstwo emocji i niepewności. Dlatego unikam komentowania bieżącej sytuacji i wyceny konkretnych spółek. Podchodzę do tego z pewnym dystansem, bo inwestuję inaczej. Dla mnie każda korekta giełdowa jest cennym doświadczeniem, które weryfikuje nie tyle model biznesowy spółki, ile jej akcjonariat - grupę inwestorów, którzy za nią stoją.
Zatem kryzys gospodarczy to zagrożenie dla start-upów, choćby ze względu na trudności z finansowaniem, czy szansa, bo świat będzie szukał innowacji i optymalizacji?
I jedno, i drugie. Nic od wieków się nie zmienia. Kryzys to też szansa dla wielu spółek. Jeśli tylko mają dobry produkt i solidną bazę inwestorów, którzy nie zawiodą w chwili rynkowej próby, to nie ma powodu do niepokoju. Jestem inwestorem długoterminowym. Jeśli projekt się broni, a ma chwilowe problemy wynikające z fazy cyklu, to po prostu czekam dłużej. Taki komfort daje mi to, że jestem jedynym inwestorem w Manta Ray. Wielokrotnie miałem możliwość zebrania milionów dolarów od innych, którzy chcieli ze mną inwestować, ale dzisiaj kluczowe dla mnie jest zachowanie niezależności i decyzyjności.
InCredibles to programu mentoringowy dla młodych przedsiębiorców z wizją stworzony przez Sebastiana Kulczyka. InCredibles to kilkadziesiąt godzin indywidualnych i grupowych, szytych na miarę, konsultacji prowadzonych przez uznanych founderów, inwestorów, doradców i specjalistów z zakresu m.in. zarządzania, sprzedaży i marketingu, strategii, komunikacji, finansowania i HR. Zwycięzca Impact Areny będzie pierwszym uczestnikiem 7. edycji programu.