Nie ma na razie projektu, który wprowadzałby zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych, i nic nie zapowiada, by wkrótce miał powstać. To najważniejszy wniosek z dyskusji, jaka odbyła się w czasie obrad połączonych sejmowych komisji zdrowia i gospodarki.
Deklarację wprowadzenia takiego zakazu już w kwietniu ubiegłego roku złożyła ministra zdrowia Izabela Leszczyna. Z czasem jej propozycja ewoluowała: już w lecie mowa była tylko o zakazie nocnej sprzedaży i miał on zacząć obowiązywać z początkiem tego roku. Ostatecznie w planie nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości, która miała ten zakaz wprowadzać, taka regulacja w ogóle się nie znalazła.
Obietnica spełniona w połowie
Na razie w założeniach do projektu nowelizacji ustawy, jakie znalazły się w wykazie prac legislacyjnych rządu, mowa jest jedynie o kilku rozwiązaniach, które zamierzało wprowadzić Ministerstwo Zdrowia. Pierwsze dotyczy tzw. tubek z alkoholem. Po tym jak do sprzedaży trafił alkohol w opakowaniach przypominających musy dla dzieci, resort zaproponował, by opakowania o pojemności do 300 mililitrów mogły być wykonane wyłącznie ze szkła lub metalu. MZ chce też zabronić wprowadzania do sprzedaży alkoholu w postaci proszku, kryształu, żelu lub pasty.
Nowelizacja nakładałaby też na sprzedawców lub podających napoje alkoholowe obowiązek odmowy sprzedaży lub podania napojów alkoholowych osobom, które nie okazały dokumentu potwierdzającego ich wiek.
Pomysł ograniczenia sprzedaży alkoholu na stacjach czy zakaz promocji wyrobów alkoholowych nie przeszły, bo zablokowało je Ministerstwo Rozwoju i Technologii. Jak dotąd zdania nie zmieniło.
MRiT: równe zasady dla wszystkich
Wiceminister rozwoju i technologii Michał Jaros w czasie środowego posiedzenia komisji sejmowych mówił, że jego resort co do zasady nie jest przeciwny zakazowi promocji czy ograniczeniu sprzedaży alkoholu. Chodzi jednak o to, żeby takie regulacje obejmowały wszystkie podmioty gospodarcze, a nie tylko wybrane grupy.
- Jeśli mówimy o ograniczaniu promocji na alkohol, to należałoby ją ograniczyć wszędzie, a nie tylko w sklepach czy przez esemesy wysyłane przez sieci handlowe. Na przykład różnego rodzaju promocję alkoholu robią influencerzy w internecie, a dziś mają oni o wiele większy wpływ na zachowania konsumentów niż reklamy sieci handlowych – mówił wiceminister Jaros.
Nocny zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych byłby, według niego, ograniczeniem swobody prowadzenia działalności gospodarczej, bo dotyczyłby wybranej grupy firm. Wiceminister odwoływał się przy tym do przykładów miast, które wprowadziły takie zakazy, ale obejmujące wszystkie sklepy, nie tylko wybrane.
- Oczywiście to nieprawda, że wolność gospodarcza jest ważniejsza niż zdrowie. Dla mnie zdrowie jest najważniejsze, ale wolność również jest ważna. Istotne jest to, żeby prowadząc działalność gospodarczą w Polsce, każdy miał takie same prawa – mówił Michał Jaros.
MZ nie rezygnuje
Ministerstwo Zdrowia jednak podtrzymuje swoje postulaty. Jak mówił wiceminister Wojciech Konieczny, propozycja ograniczenia sprzedaży alkoholu na stacjach można porównać do zakazu sprzedaży papierosów w szpitalach. Stacja benzynowa nie jest odpowiednim miejscem do handlu alkoholem w sytuacji, gdy Polska ma ciągle duży problem z liczbą pijanych kierowców i wypadkami, jakie powodują.
Wojciech Konieczny zwraca jednocześnie uwagę, że nawet w przypadku zmian, które już uzgodniono, nie ma decyzji, kiedy miałby zająć się nimi rząd. Choć, jak dodał, powinno to się stać "w niedługim czasie".
- Co do pozostałych [nieuzgodnionych propozycji – red.], to decyzja miała został podjęta w najbliższych tygodniach. Te „najbliższe tygodnie” właśnie mijają – mówił wiceminister w czasie posiedzenia sejmowych komisji.
Ile nas kosztuje picie alkoholu?
Wiceminister przedstawił jednocześnie posłom, jakie są koszty nadmiernego spożycia alkoholu. Jak mówił, według oszacowań z 2020 r. łączne koszty społeczno-ekonomiczne picia alkoholu w Polsce sięgają 93 mld zł rocznie. Na tę kwotę składają się wydatki ochrony zdrowia na pomoc dla pacjentów, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu po spożyciu alkoholu, ale też pieniądze na świadczenia pomocy społecznej kierowane do osób dotkniętych przemocą przez osoby pod wpływem alkoholu. Do tego dochodzą wydatki policji i wymiaru sprawiedliwości na ściganie przestępstw będących następstwem picia. Poza tym to również wartość utraconego PKB w wyniku utraty zasobów pracy, będącej wynikiem podwyższonej śmiertelności po nadużywaniu alkoholu i w wyniku absencji w pracy ze względu na choroby wywołane przez alkohol.
Wiceminister zdrowia zestawił te dane z informacjami o wpływach z akcyzy alkoholowej. I tak w 2020 r. do budżetu państwa trafiło 13,3 mld zł z tego podatku. W kolejnych latach kwota ta nieznacznie rosła.
- Gdy porównamy kwoty z akcyzy za 2020 r. i szacowane koszty społeczno-ekonomiczne w tym samym roku, to jasne jest, że koszty są dużo wyższe, o ponad 79,9 mld zł, i stanowią aż 3,45 proc. PKB - powiedział Wojciech Konieczny.