Według Broniarza manifestacja będzie jeszcze liczniejsza, bo dołączą do niej nauczyciele ze stołecznych szkół.
Manifestanci chcą złożyć petycję w Kancelarii Premiera, w resorcie edukacji i Sejmie. Do protestujących mają wyjść doradca premiera do spraw społecznych Michał Boni, minister edukacji Katarzyna Hall oraz marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.
"Przed wyborami pełne usta, po wyborach kasa pusta" i "W szkole ciężka praca - marna płaca" - takie hasła można przeczytać na transparentach trzymanych przez nauczycieli.
Nauczyciele nie akceptują 10-procentowych podwyżek zaproponowanych przez MEN. Domagają się wzrostu płac o 50 procent - o 600 złotych brutto dla nauczycieli stażystów oraz 1100 złotych dla nauczycieli dyplomowanych.
Pedagogom chodzi nie tylko o podwyżki. Domagają się także utrzymania korzystnych uprawnień emerytalnych, odstąpienia MEN-u od planów decentralizacji systemu wynagradzania wszystkich nauczycieli i wycofania się z pomysłu bonu oświatowego.
Decyzję o demonstracji w Warszawie ZNP podjęło w połowie grudnia, po przeanalizowaniu ankiet wypełnionych przez ponad 26 tysięcy nauczycieli.
Dzisiejsza manifestacja w stolicy to ostrzeżenie. Jeśli rząd nie spełni oczekiwań związkowców, to w maju, w okresie matur, rozpocznie się prawdziwy - już nie jedniodniowy, ale bezterminowy strajk nauczycieli.
IAR