Na początku lipca rząd w Budapeszcie rozszerzył listę krajów spoza UE, których obywatele mogą przyjeżdżać na Węgry z rodzinami jako gastarbeiterzy bez przechodzenia kontroli bezpieczeństwa. Nowe zasady, wprowadzające tzw. kartę narodową dla pracowników czasowych, obowiązują już od początku roku, ale dotąd dotyczyły głównie krajów Ameryki Łacińskiej i Azji.
W lipcu do tej listy dołączyły Rosja i Białoruś. Rząd węgierski uzasadniał to zapotrzebowaniem na siłę roboczą do budowy nowych bloków elektrowni jądrowej w Paksu, realizowanej przez rosyjski koncern Rosatom.
Jak informuje we wtorek brytyjski dziennik „Financial Times”, szef Europejskiej Partii Ludowej (EPL) Manfred Weber napisał w tej sprawie do przewodniczącego Rady Europejskiej Charles'a Michela. Zdaniem szefa największej grupy w Parlamencie Europejskim decyzja Budapesztu stwarza poważne ryzyko otwarcia drzwi dla rosyjskich szpiegów w UE.
Weber wzywa, aby Wspólnota zajęła się tym problemem na październikowym szczycie.
To poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, w zależności od tego, ile osób przyjedzie – ocenia Andras Racz, ekspert ds. Rosji z think tanku DGAP, cytowany przez „Forbesa”. Podkreśla jednocześnie, że dla Rosjan ostatecznym celem nie są Węgry, a strefa Schengen.
„Rosyjscy szpiedzy działający pod dyplomatyczną przykrywką dość regularnie przeprowadzają operacje na Słowacji, w Austrii, na Węgrzech, a nawet w Niemczech, na przykład będąc akredytowanymi w Pradze” – mówi Racz.
Jak przypomina węgierski portal Portfolio, to kraje UE mają prawo decydowania o legalnej migracji, pozwoleniach na pracę i kwestiach dotyczących obywatelstwa. „Chociaż Rosjanie nie mają całkowitego zakazu podróżowania do UE z powodu sankcji nałożonych wskutek (rosyjskiej inwazji na Ukrainę – PAP) w 2022 roku, rosyjskie linie lotnicze nie mogą latać do UE, a setki osób powiązanych z Kremlem mają zakaz wjazdu i zamrożone aktywa” – zaznacza portal.
Orban jest krytykowany przez zachodnich sojuszników za podejście do rosyjskiej inwazji na Ukrainę i bliską współpracę z Rosją. Węgry są w dużym stopniu uzależnione od importu rosyjskich surowców energetycznych, a Orban był w ostatnich tygodniach ostro atakowany za nieskoordynowaną z Brukselą wizytą w Moskwie na początku lipca, zaraz po przejęciu przez Węgry rotacyjnej prezydencji w Radzie UE.