Wielka draka o PKP Energetykę

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2015-08-05 22:00

Politycy kłócą się o prywatyzację, Energa nie odpuszcza, a PKP obstają przy swoim.

Prywatyzacja zawsze budzi emocje, a w trakcie kampanii wyborczej — szczególne. Na środowym posiedzeniu Sejmu ponad trzydzieścioro posłów odpytywało Marię Wasiak, szefową resortu infrastruktury i rozwoju, o szczegóły sprzedaży spółki PKP Energetyka, którą ma kupić fundusz CVC. Słowa „skandal”, „złamanie prawa”, „sprzedaż sreber rodowych” i „zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa” padały wielokrotnie. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że CVC w ostatnich dniach publikowało ogłoszenia w największych dziennikach, w których kontrowało zarzuty polityków opozycji (Krzysztofa Tchórzewskiego i Andrzeja Adamczyka z Prawa i Sprawiedliwości), nazywając je „gierkami” i „chęcią zaistnienia za wszelką cenę”.

PUNKT ZAPALNY:
PUNKT ZAPALNY:
Sprzedaż PKP Energetyki funduszowi CVC wywołuje bardzo duże kontrowersje. W środę broniła jej minister Maria Wasiak, broni jej też grupa PKP. Transakcję kwestionuje Energa i przedstawiciele partii opozycyjnych.
janusz czapala

— Nie chcę komentować ogłoszeń CVC, prywatnie mogę powiedzieć, że nie lubię, gdy do dyskusji włącza się wątki osobiste. PKP Energetyka od 15 lat na mocy ustawy była traktowana jako spółka przeznaczona do prywatyzacji, jej sprzedaż pozwoli na spłatę historycznego zadłużenia PKP. Z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa nie ma ryzyka, bo bezpieczeństwo gwarantują odpowiednie regulacje, a nie struktura własnościowa spółki — mówiła Maria Wasiak.

Ostra licytacja

Grupa PKP podpisała z CVC przedwstępną umowę sprzedaży PKP Energetyka 22 lipca. Zgodnie z nią, kolejowa grupa dostanie za energetyczną spółkę ponad 1,4 mld zł, co pozwoli jej pozbyć się historycznego długu i da pieniądze na inwestycje. To znacznie więcej, niż oczekiwano pierwotnie — najbardziej optymistyczne szacunki mówiły o poziomie 1,1 mld zł, a spodziewano się sumy o połowę niższej niż ostateczna. Fundusz weźmie na siebie 0,5 mld zł długu przejmowanej spółki, zobowiązał się też do dużych inwestycji w rozwój infrastruktury. By do transakcji doszło, na koncentrację musi się zgodzić Komisja Europejska, co powinno być formalnością. Zaakceptować musi ją też walne PKP, na którym karty rozdaje Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju.

Tu, w świetle awantury politycznej, może być trudniej. Początkowo zainteresowanie kupnem PKP Energetyki wyrażały, oprócz CVC, spółki z energetycznej wielkiej czwórki, kontrolowanej przez skarb państwa. Ostatecznie na polu walki została tylko najmniejsza Energa, gdańska spółka, w której pod koniec kwietnia, już w trakcie negocjacji, doszło do zmiany prezesa (Mirosława Bielińskiego zastąpił Andrzej Tersa). Energa na każdym etapie negocjacji oferowała jednak grupie PKP gorsze warunki. W ostatni wtorek „Rz” informowała, że Energa krótko przed podpisaniem przez PKP umowy z CVC poprawiła swoją ofertę o 150 mln zł i była gotowa wyłożyć 1,4 mld zł — niemal tyle, ile fundusz.

Lepsze warunki

PKP nie zależało jednak wyłącznie na cenie. Transakcja jest obudowana wieloma dodatkowymi warunkami. Nie chodzi tylko o zawsze drażliwe przy państwowych spółkach gwarancje dla pracowników (tu CVC zaoferowało dobre warunki i wysoką premię prywatyzacyjną, związki zawodowe podpisały porozumienie z funduszem jeszcze przed zawarciem umowy przedwstępnej przez PKP). Kluczowe są bowiem ograniczenia poziomu ryzyka, jakie biorą na siebie PKP już po dokonaniu transakcji. To w przypadku fuzji i przejęć często najmocniej negocjowany element, dotyczący tego, kto — sprzedający czy kupujący — i do jakiej kwoty będzie ponosił odpowiedzialność finansową, np. za niezrealizowane lub nieopłacone kontrakty zawarte przed transakcją.

W przypadku PKP Energetyki chodziło m.in. o kontrakty sprzed kilku lat na zakup zielonych certyfikatów. Spółka kupiła je po cenie znacząco wyższej niż dzisiejsze notowania na Towarowej Giełdzie Energii. Według naszych źródeł, grupa PKP wynegocjowała w tym zakresie z CVC dużo lepsze warunki niż te, które skłonna była zaakceptować Energa. W grę wchodzą kwoty niebagatelne — łączna odpowiedzialność PKP mogła wahać się pomiędzy 15 a 25 proc. wartości transakcji, czyli 210-350 mln zł. Właśnie to, a nie podobna w ofertach obu licytujących wycena, miało przeważyć szalę na korzyść funduszu.

Polityczna gra

Czysto finansowe argumenty nie trafiały jednak do polityków debatujących w Sejmie. Ich wątpliwości wzbudzała m.in. wiarygodność funduszu i jego skłonność do inwestowania w rozwój kolejowej infrastruktury. Jednym z punktów zapalnych jest to, że fundusz inwestuje przez spółkę zależną Caryville, która ma niski kapitał zakładowy — tyle że na rynku fuzji i przejęć to reguła, nie wyjątek, m.in. w podobny sposób wielomiliardową transakcję przejęcia kanadyjskiej Quadry realizował KGHM. Na sali sejmowej wielokrotnie podkreślano też, że PKP Energetyka powinna zostać w rękach państwa.

— To spółka strategiczna, jest gwarantem sprawnego działania kolei w Polsce i naturalnymmonopolem. Jest też wpisana na listę spółek o szczególnym znaczeniu gospodarczo-obronnym i jako taka nie powinna być prywatyzowana — mówiła Elżbieta Kruk z PiS.

Minister infrastruktury kontrowała, że na tej samej liście są też m.in. największe firmy telekomunikacyjne, należące do prywatnych akcjonariuszy. Jest na niej również Emitel, operator infrastruktury radiowo-telewizyjnej, którego właścicielem jest już drugi fundusz (pod koniec 2013 r. od Montagu odkupił go fundusz Alinda). W dodatku Urząd Regulacji Energetyki dysponuje narzędziami pozwalającymi w skrajnym przypadku nawet na cofnięcie PKP Energetyce koncesji. Krzysztof Tchórzewski z PiS, który sam od wielu lat jest pracownikiem PKP Energetyki (jako poseł przebywa na bezpłatnym urlopie), podnosił również sprawę tego, że w ustawie o transporcie kolejowym są zapisy uniemożliwiające sprzedaż mienia wchodzącego w skład linii kolejowych o znaczeniu krajowym.

— Te sprawy regulują też inne przepisy, do których Maria Wasiak w ubiegłym roku pisała komentarze — i z tego wynika ewidentnie, że sprzedaż jest złamaniem prawa — mówił Krzysztof Tchórzewski. Maria Wasiak ripostowała, że w przepisach jest mowa o mieniu, a nie o spółkach. Szczegółowych odpowiedzi na pytania posłów Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju ma udzielić na piśmie.