Kazachstan jest drugim pod względem wielkości rynkiem zbytu dla polskich jabłek. W 2023 r. wysłaliśmy tam prawie 58 tys. ton za 22,35 mln EUR — wynika z danych Ministerstwa Finansów. Zakaz importu z Europy będzie więc bolesny dla naszych sadowników, zarazem otwierają się przed nimi się nowe i bardzo obiecujące możliwości na wcześniej niezbadanych rynkach.
Ochrona swoich
Dlaczego władze w Astanie zdecydowały się na tak protekcjonistyczny ruch? Witold Boguta, prezes Krajowego Związku Grup Producentów Owoców i Warzyw (KZGPOiW), podkreśla, że Kazachstan stosuje podobne metody co Rosja 10 lat temu wobec polskich jabłek — początkowo nałożyła cła, chroniąc własnych producentów, a finalnie zdecydowała się na embargo.
Mimo że produkcja jabłek w Kazachstanie nie jest szczególnie imponująca (40. miejsce na świecie), to roczny wolumen rośnie — w ubiegłym roku wyniósł 263 tys. ton, co stanowi wzrost względem 2016 r. o 45 proc. — wynika z danych kazachskiego resortu rolnictwa.
Według prezesa KZGPOiW władze Kazachstanu zdecydowały się na ten krok, ponieważ chcą chronić swoich producentów przed zagraniczną konkurencją, a decyzja zapadła w wyniku apelu krajowych sadowników. O wypowiedź poprosiliśmy Polsko-Kazachską Izbę Handlowo-Przemysłową, ale odmówiła komentarza.
Zamknięcie się na import owoców z Europy nie będzie jednak łatwe, bo Kazachstan ma poważne braki w infrastrukturze.
— Istotną przeszkodą w rozwoju sadownictwa jest brak chłodni i przechowalni. Dopóki taka infrastruktura nie powstanie, dopóty w dalszym ciągu mamy szanse na eksport — podkreśla prezes KZGPOiW.
Ważny rynek
Z danych Polskiego Funduszu Rozwoju wynika, że do kazachskich sklepów trafia 5,6 proc. eksportu polskich jabłek. Utrata tego kierunku zaboli producentów, zwłaszcza że w pierwszej połowie tego roku pod względem wolumenu kraj ten był na 1. miejscu wśród ich odbiorców (ponad 46,5 tys. ton).
Patrząc na wyniki sprzedaży w IV kw. 2023 r., straty mogą wynieść około 3,7 mln EUR. Przed katastrofą może nas uratować zmniejszająca się produkcja — GUS ocenił zbiory jabłek w 2024 r. na około 3,2 mln ton (spadek o 17 proc. r/r).
— Paradoksalnie kazachskie embargo może być dla nas mniej dotkliwe ze względu na mniejsze zbiory w tym roku. Ponadto nie powinniśmy się obawiać o ich sprzedaż na inne rynki — twierdzi Witold Boguta.
Andrzej Szumowski, dyrektor Biura Współpracy z Zagranicą z Krajowej Izby Gospodarczej (KIG), podkreśla, że tymczasowy zakaz importu przez Kazachstan, bardzo dużego odbiorcę polskich jabłek, jest wprawdzie zaskakujący, jednak scenariusz katastrofy dla sadowników jest mało prawdopodobny.
— Nie wpadajmy w panikę. Nasi producenci potrafią dostosowywać się do nowych okoliczności — twierdzi Andrzej Szumowski.
Konieczna dywersyfikacja
Skutki protekcjonizmu może zminimalizować dywersyfikacja eksportu.
— Nasze jabłka są wysyłane głównie do takich krajów jak Rumunia, Niemcy, Egipt, Zjednoczone Emiraty Arabskie. Spore, lecz niewykorzystane szanse mamy jeszcze w Indiach, Tajlandii, Indonezji, Wietnamie i na Tajwanie — uważa dyrektor KIG.
Tym bardziej że według Witolda Boguty i Andrzeja Szumowskiego produkty rolno-spożywcze z Europy, a zwłaszcza z Polski cieszą się dużym uznaniem ze względu na wysoką jakość, standardy produkcji i walory smakowe, zatem zmiana kierunku eksportu nie powinna stanowić problemu.
Ciekawe kierunki
Jeszcze kilka lat temu Uzbekistan jako rynek eksportowy praktycznie nie istniał dla naszych producentów jabłek, jednak w ostatnich latach notuje szybki wzrost. W 2021 r. eksport był znikomy — wyniósł niecałe 140 ton za 55 tys. EUR. Jednak już rok później polscy producenci stali się ich drugim dostawcą, wysyłając 4,53 tys. ton (wzrost aż o 3146 proc. r/r). W pierwszej połowie tego roku natomiast wolumen wyniósł ponad 4,23 tys. ton, a wartość 2,65 mln EUR (wzrost o 54 proc. r/r) — wynika z danych PAIH i Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa.
Duże szanse mamy także w Ameryce Południowej, a absolutnym fenomenem jest Kolumbia, która jako kraj równikowy nie ma termicznych warunków do ich uprawy — jabłka są tam tak samo egzotyczne jak banany czy kiwi w Europie. Jeszcze w 2021 r. wysyłaliśmy do Kolumbii ich śladowe ilości (169 ton), jednak z czasem wolumen się zwiększał. W ubiegłym roku wyniósł ponad 4,7 tys. ton (wzrost o 110 proc. r/r), a tylko w pierwszej połowie bieżącego roku już ponad 3,25 tys. ton, o wartości 3,1 mln EUR. W 2023 r. Polska była już 5. dostawcą, a w pierwszej połowie tego roku pokonała Włochy, zajmując 4. miejsce.
Według szacunków PAIH rynek w Kolumbii ma wartość ponad 100 mln EUR.
— Kolumbia jest w stanie zrekompensować utratę rynku kazachskiego mimo niskiej konsumpcji per capita — około 2 kg rocznie. To ponad 50-milionowy rynek, a zapotrzebowanie na jabłka jest w 100 proc. zaspokajane importem — podkreślają Tomasz Bajon i Anna Dobrzycka, menedżerowie ds. rozwoju biznesu z oddziału PAIH w Bogocie.
Ich zdaniem mamy szasnę stanąć na podium, a nawet zająć pierwsze miejsce wśród państw europejskich eksportujących jabłka do Kolumbii. Taki scenariusz w tym roku jest raczej mało prawdopodobny, ale dynamika wzrostu nastraja optymistycznie.
Tomasz Bajon i Anna Dobrzycka podkreślają, że jedynym zagrożeniem może okazać się Turcja, która jeszcze nie eksportuje do Kolumbii, ale niedawno uzyskała sanitarny certyfikat. To drugi po Chinach producent jabłek na świecie.
Odwetu (raczej) nie będzie
Zakaz importu wywołał zgrzyt dyplomatyczny z Europą. Prezes KZGPOiW zwraca uwagę, że embargo Kazachstanu może utrudnić relacje z krajami europejskimi, zwłaszcza że w obszarze handlu często funkcjonuje zasada wzajemności. Nałożenie ceł na towary z Kazachstanu jest jednak mało prawdopodobne.
— Myślę, że widmo wojny handlowej jest bardzo odległe. Europie zależy na dobrych relacjach handlowych z Kazachstanem i nie spodziewam się istotnych środków odwetowych — podkreśla Witold Boguta.