O wirtualnej rzeczywistości i jej wykorzystaniu mówi się od lat, ale dopiero teraz ta technologia ma szansę na upowszechnienie. O pracach nad urządzeniami do wirtualnej rzeczywistości co rusz informują kolejni producenci elektroniki. Google stworzyło nawet okulary, które można samemu złożyć ze smartfona i kartonowego szablonu. Technologię, która dotychczas pobudzała głównie wyobraźnię miłośników science-fiction i fanów gier, można wreszcie wykorzystać praktycznie.



Lepsze efekty
Studenci Wydziału Informatyki Politechniki Białostockiej na początku 2014 r. rozpoczęli pracę nad oprogramowaniem Phobos, wykorzystującym wirtualną rzeczywistość do wspierania leczenia fobii. Zaczęli przez ciekawość.
— Przede wszystkim bardzo chcieliśmy zaprogramować coś pod wirtualną rzeczywistość. Zamówiliśmy deweloperską wersję okularów Oculus Rift, ale wtedy jeszcze nie mieliśmy żadnego planu ani pomysłu. Zaczęliśmy się zastanawiać nad wykorzystaniem wirtualnej rzeczywistości do leczenia fobii. Sam wyleczyłem się z niej dzięki pomocy psychologów, więc znałem ten problem od podszewki i miałem kontakt ze specjalistami. Szukaliśmy badań i opracowań na ten temat. Okazało się, że już od lat technologia jest dość dobrze opisana od strony naukowej, a wykorzystanie wirtualnej rzeczywistości zwiększa efektywność terapii nawet o 50 proc. — mówi Marek Antoniuk, jeden z pomysłodawców aplikacji.
Jeden z takich eksperymentów przeprowadzili w 2002 r. naukowcy z hiszpańskiego Uniwersytetu Jaume I i Uniwersytetu Waszyngtońskiego. Zajęli się osobami cierpiącymi na arachnofobię, czyli lęk przed pająkami. Pacjentom w hełmach do odtwarzania wirtualnej rzeczywistości dozowali kontakt z wirtualnymi pająkami. Chodziło o to, by po zakończeniu terapii każdy mógł się zbliżyć do owada na wyciągnięcie ręki.
Na początku wszystko się działo jedynie w wirtualnej rzeczywistości, ale pod koniec terapii naukowcy dorzucili bodziec dotykowy. Kiedy pacjent dotykał wirtualnej tarantuli, pod jego ręką pojawiał się też materialny pająk zabawka. Poprawę odnotowano aż u 83 proc. pacjentów poddanych wirtualnej terapii. Jedynym minusem badania była mała próba, znalazły się w niej tylko 23 osoby. Żaden z badanych nie zrezygnował w trakcie terapii.
Jak w rzeczywistości
Nikt jednak nie stworzył dotąd oprogramowania wspierającego leczenie fobii w przystępnej cenie. Pierwsi zajęli się tym właśnie Polacy. Ale nie wszystko szło po ich myśli.
— Na początku pewnym ograniczeniem był brak odpowiednich silników graficznych. Dotyczyło to bardziej programowania niż jakości grafiki. Wbrew pozorom grafika przedstawiana w wirtualnej rzeczywistości do leczenia fobii nie musi być bardzo realistyczna. Wystarczy, by wzbudzała u pacjenta odpowiednią reakcję. Dla bojących się pająków może to być tylko projekcja pluszowego owada — tłumaczy Łukasz Balukin, inny pomysłodawca.
Próbuję. Grafika w pierwszej deweloperskiej wersji okularów Oculus Rift nie jest idealna — ekran emituje wyraźne pasy. Znajduję się w niedużym pokoju. Pośrodku wirtualny pusty stół, a przy nim jakaś osoba. Obraz podąża za wzrokiem użytkownika.
— Proszę się rozejrzeć — słychać z zewnątrz. Patrzę w lewo na ścianę. Szybko wracam wzrokiem na stół i widzę na nim potężnego pająka przypominającego tarantulę. Wystarczy, abym się wzdrygnął. Reakcje bywają jednak różne. — Niektórzy krzyczą, zdejmują okulary albo zrywają kabel — mówi mgr inż. Maciej Kopczyński, nauczyciel studentów i opiekun projektu. Mózg zaskakująco realistycznie odbiera to, co widzi w wirtualnej rzeczywistości. Kilka minut symulacji kolejki górskiej, którą zaproponowali mi gospodarze, i powoli zaczyna kręcić mi się w głowie. Chociaż siedzę na krześle, czuję, jakbym znajdował się w wagoniku kilkanaście metrów nad ziemią.
Lot w gabinecie
Phobos to nie elektroniczna terapia, którą każdy zaserwuje sobie przy domowym komputerze, lecz narzędzie dla psychologów, którzy z gotowych scenariuszy mogą odpowiednio pobudzać stany lękowe pacjenta.
— Najskuteczniejszą metodą leczenia fobii jest tzw. systematyczna desensytyzacja, czyli oswajanie pacjenta z sytuacją lękową. Problemem jest to, że nie zawsze łatwo można poddać pacjenta takiemu leczeniu. Dobrym przykładem jest lęk przed lataniem. W takich sytuacjach psycholog musi lecieć z pacjentem samolotem. Potrzeba kilku takich sesji, więc dla obu jest to czasochłonne, a dla chorego także kosztowne. Nasze oprogramowanie umożliwia przeprowadzenie symulacji w gabinecie psychoterapeuty. Jedynym ograniczeniem może być to, że do obsługi okularów potrzeba komputera mocniejszego niż standardowy sprzęt biurowy. Wystarczy jednak komputer średniej klasy — mówi Maciej Kopczyński.
Rzeczywiste ograniczenia
Wykorzystanie wirtualnej rzeczywistości do leczenia fobii może zachęcić więcej chorych do podjęcia terapii. Raport Uniwersytetu Waszyngtońskiego zawiera wyniki ankiety (przeprowadzonej przed wspomnianymi badaniami) na temat możliwości leczenia fobii przez wirtualną rzeczywistość. Dane wskazywały, że pacjenci znacznie chętniej decydowaliby się na taką terapię niż na zwyczajną, polegającą na stopniowym kontakcie z prawdziwym pająkiem. Wirtualną formę preferowało 81 proc. badanych z wysokim poziomem lęku, przebadano łącznie 777 osób. Według badań prędzej czy później problemy ze zdrowiem psychicznym może mieć nawet 6 mln Polaków. Na zaburzenia nerwicowe, czyli m.in. fobie, cierpi co dziesiąty.
— Znaleźliśmy wielu psychologów zainteresowanych naszym rozwiązaniem, więc nie byłoby problemu z jego sprzedażą we wczesnej fazie rynkowej — zauważa Maciej Kopczyński. Większym problemem niż praca nad projektem jest jego wdrożenie.
— Potrzebne są bardzo duże nakłady na testy i badania. Poza tym, aby wejść na rynek, konieczne jest też posiadanie wielu certyfikatów, a każdy kraj unijny ma własne regulacje — zaznacza Łukasz Balukin. Z powodu braku inwestora zainteresowanego Phobosem, studenci zajęli się innym projektem z zakresu wirtualnej rzeczywistości — tworzą platformę umożliwiającą pobieranie i kupowanie aplikacji na wirtualne hełmy. Pojawił się biznesmen, który chciał na to wyłożyć pieniądze.
Z Phobosa całkowicie nie rezygnują, ale na razie wstrzymali prace. Nie wiedzą jeszcze, kiedy wrócą do tego przedsięwzięcia, ale nie wykluczają, że mogłoby to nastąpić, kiedy pojawi się inwestor. Zanim odłożyli ten projekt, podjęli współpracę z argentyńskim psychologiem pracującym w USA. Spotkali się na targach i okazało się, że naukowiec w tym samym czasie rozpoczął pracę nad podobnym pomysłem. Nawet nazwa była identyczna.
— Nie ma sensu jednocześnie pracować nad prawie tym samym rozwiązaniem, zwłaszcza że w USA naukowcy mają zaplecze finansowe. Czekamy, jak projekt rozwinie się w Stanach Zjednoczonych — sumuje Marek Antoniuk.