Wojny handlowe w końcu dotrą na giełdy

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2024-05-27 20:00

Na razie rynki finansowe ignorują nową odsłonę protekcjonizmu gospodarczego. Wraz ze zbliżaniem się amerykańskich wyborów wojny handlowe będą jednak nabierać znaczenia.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

- kiedy wojny handlowe zaczną wpływać na giełdy

- jak duże będzie ich znaczenie

- dlaczego na razie rynki jeszcze nie reagują na różne działania protekcjonistyczne

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Na początku lipca Komisja Europejska ma zdecydować o wprowadzeniu 30-procentowych ceł na chińskie samochody elektryczne. Zaledwie kilka dni temu Chiny wszczęły postepowanie dotyczące importu niektórych rodzajów plastiku z Europy i Stanów Zjednoczonych. Odpowiedziały w ten sposób na decyzję Stanów Zjednoczonych o podniesieniu ceł na chińskie samochody elektryczne, półprzewodniki, baterie, panele słoneczne, dźwigi portowe i produkty medyczne oraz aluminium. Była to największa korekta ceł na chińskie produkty od czasów prezydentury Donalda Trumpa. Leitmotivem dla rynków finansowych były wtedy tzw. wojny handlowe, a rok 2018 zakończyły pod kreską wszystkie główne indeksy giełdowe.

- Akurat koniec 2018 r. był trudny dla branży półprzewodników. Przez ten pryzmat pamiętamy, że stało się coś złego, ale wojna handlowa nie spowodowała tamtej przeceny, choć sprowadziła na rynki okres większej zmienności – mówi Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji Investors TFI.

Zastrzega jednak, że trudno sobie wyobrazić, by rynki pozytywnie zareagowały na powrót wojen handlowych.

- Na razie nie mamy się czym martwić, ale może to być temat 2025 r. Wojny handlowe mogą wtedy sprowadzić na rynki większą zmienność, ale zatrzymanie trendu wzrostowego na giełdach musiałoby być związane z recesją, a przesłanek przemawiających za jej nadejściem na razie nie ma. Na samych wojnach handlowych niektóre spółki coś stracą, ale inne zyskają – mówi Jarosław Niedzielewski.

- Jeżeli chodzi o rynki akcji, to kwestia wojen handlowych będzie rozgrywana nie na poziomie takich trendów, jak hossa czy bessa głównych indeksów, ale konkretnych spółek i sektorów, które mogą na nich tracić lub zyskiwać – wtóruje mu Bartosz Sawicki, analityk firmy Cinkciarz.pl.

Daniel Kostecki, główny analityk rynków w polskim oddziale CMC Markets, uczula jednak, by wojen handlowych nie postrzegać wyłącznie przez pryzmat spółek, które mogą na nich stracić lub zyskać.

- Dla rynków ważnym elementem jest to, kto będzie kupować amerykański dług skarbowy. Chiny już teraz wyprzedają amerykańskie obligacje. Dotychczas ich kupno było ważnym elementem wzajemnej wymiany. Chiny za swoje towary otrzymywały dolary, za które potem kupowały amerykańskie obligacje. To bardzo istotny czynnik z perspektywy wojen handlowych i ich przełożenia na rynki finansowe – podkreśla Daniel Kostecki.

Kluczowe wybory

Według Daniela Kosteckiego po wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych zacznie się dwuletnia bessa, do której doprowadzą trzy czynniki: zmiana amerykańskiej polityki fiskalnej (koniec popuszczania pasa), minięcie szczytu PKB na przełomie drugiego i trzeciego kwartału 2024 r. oraz właśnie wojny handlowe.

- Ten ostatni czynnik wpisałby się w większą układankę - twierdzi Daniel Kostecki.

Według Bartosza Sawickiego wojny handlowe uwidocznią się na rynkach finansowych wcześniej niż w 2025 r. Ich znaczenie będzie rosło wraz ze zbliżaniem się wyborów prezydenckich w USA. Odbędą się na początku listopada 2024 r., decydując o tym, kto będzie prezydentem Stanów Zjednoczonych od końca stycznia 2025 r. Donald Trump ma zaś realne szanse na powrót do Białego Domu.

- Jest spore ryzyko, że wojny handlowe znów wyjdą na pierwszy plan, a ich głównym bohaterem ponownie będzie Donald Trump. Kwestia wojen handlowych jest nierozerwalnie związana z wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych. W związku z wyborami również obecna administracja stara się akcentować swoje ostre nastawienie względem Chin, ale jest to też tendencja, która powinna pojawiać się w strefie euro – komentuje Bartosz Sawicki.

Jego zdaniem gdyby Donald Trump po czterech latach wrócił do Białego Domu, to w krótkim terminie wzmocniłoby to amerykańskiego dolara, zarówno w wyniku poprawienia amerykańskiego bilansu płatniczego, jak również wprowadzenia dodatkowej niepewności na rynki finansowe. W długim terminie byłby to jednak czynnik proinflacyjny, a więc negatywny dla amerykańskiej waluty.

Zdaniem Bartosza Sawickiego na razie rynki będą jednak bardziej wrażliwe na działania banków centralnych niż wojny handlowe. Kluczowe tematy, jakie będą rozgrywać, to terminy trzech obniżek stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny i jednej obniżki przez Fed.

- Do amerykańskich wyborów prezydenckich jest na tyle daleko, że rynki nie uczyniły z nich wiodącego tematu. Polityka banków centralnych jest bardziej wymierna, dzieje się na naszych oczach – zaznacza Bartosz Sawicki.

Dopóki da się omijać

Daniel Kostecki zwraca uwagę, że na razie protekcjonizm nie ma wyraźnego przełożenia na kondycję poszczególnych spółek czy gospodarek.

- Duża część obecnych działań wygląda na politykę restrykcji, ale tak naprawdę jest omijana przez kraje ościenne, jak np. Meksyk. Wszyscy o tym wiedzą, a firmy są przygotowane do takich działań. Dlatego dopóki wojny handlowe realnie nie dotkną strategicznych surowców lub produktów, to nie będą wyglądać niebezpiecznie – wyjaśnia Daniel Kostecki.

- Na razie tematem dla rynków jest walka z inflacją i polityka monetarna. Natomiast za rok sytuacja może być inna, bo działania protekcjonistyczne się rozkręcają. Nie ma co zaprzeczać – twierdzi Jarosław Niedzielewski.

Przypomina, że Polska też ma w tym swój udział. Informacje o nowych amerykańsko-chińskich utarczkach handlowych zbiegły się z sugestią ministra finansów Andrzeja Domańskiego o wprowadzeniu nowych regulacji dla takich chińskich platform e-handlu, jak Shein i Temu.

- Wojny handlowe zaczynają się rozkręcać i stają coraz bardziej widoczne. Wzajemne retorsje mogą być problemem, bo nic nie wskazuje, by główni gracze w tej globalnej rozgrywce zeszli nieco z tonu, jak pod koniec prezydentury Donalda Trumpa – dodaje Jarosław Niedzielewski.

Duża część obecnych działań wygląda na politykę restrykcji, ale tak naprawdę jest omijana przez kraje ościenne, jak np. Meksyk. Wszyscy o tym wiedzą, a firmy są przygotowane do takich działań. Dlatego dopóki wojny handlowe realnie nie dotkną strategicznych surowców lub produktów to nie będą wyglądać niebezpiecznie