Wpływ nowego prawa telekomunikacyjnego

Andrzej Piotrowski
opublikowano: 2001-01-02 00:00

Wpływ nowego prawa telekomunikacyjnego

Z początkiem nowego tysiąclecia wchodzi w życie nowe prawo telekomunikacyjne. Nie ma złudzeń, że rozwój usług telekomunikacyjnych w najbliższych latach rozwiąże inne problemy. Może jednak stworzyć nowe szanse. Politycy chętnie odwołują się do szansy nazywanej „rentą zacofania”. To niezbyt trafne spolszczenie sugerować ma, że stajemy przed szansą pominięcia niektórych faz rozwoju technologii i związanych z tym kosztów. Tak stało się w telefonii GSM. Operatorzy w przodujących krajach ponieśli duże koszty wymiany urządzeń. Czy jednak ten przeskok znalazł odbicie w niższych cenach takich usług w Polsce?

Obiecującym obszarem oszczędności w wydatkach na infrastrukturę telekomunikacyjną może być łączenie dostępu do usług: transmisji danych (Internetu) i telefonii stacjonarnej, a nawet telewizji kablowej. Wszystkie można dostarczać tym samym kablem. Jest to o tyle istotne, że budowa kabli abonenckich pochłania najwięcej nakładów niezbędnych do wybudowania całej infrastruktury telekomunikacyjnej. W strukturze dochodów operatorów telekomunikacyjnych przychody z usług telefonicznych przewyższają pozostałe. Zatem firma, która chciałaby się skoncentrować np. tylko na usługach transmisji danych, będzie musiała ograniczyć się do obsługi wąskiej grupy klientów (najczęściej dużych firm). Zespolenie usług stwarza natomiast szansę na poszerzenie grupy potencjalnych klientów.

Nowe prawo telekomunikacyjne gwarantuje duże ułatwienia podmiotom zamierzającym świadczyć usługi transmisji danych. Jednak na kolejny rok (do stycznia 2002) zamraża możliwość uzyskania zezwolenia na świadczenie usług telefonicznych (z jednym mało znaczącym wyjątkiem). Co gorsza, reguła rozliczania się operatorów w odniesieniu do faktycznie ponoszonych kosztów, zacznie obowiązywać w praktyce dopiero za trzy lata. Dotychczasowa praktyka nie pozostawia więc złudzeń, że tego typu rozwiązania będą jedynie źródłem deficytu dla małego operatora. Nie ma też wątpliwości, że o większej dostępności Internetu dla klientów indywidualnych i małych firm przez kolejnych kilka lat można będzie jedynie pomarzyć.

Koszt budowy przyłączy do sieci telekomunikacyjnej jest tym większy, im bardziej rozproszeni geograficznie są potencjalni klienci. Ten fakt ma podstawowe znaczenie dla mizernego zainteresowania terenami wiejskimi. Koszt ten jest też istotną barierę dla wchodzącego na rynek konkurenta, nawet na terenach miejskich. Można ją niwelować na dwa sposoby: korzystając z metod radiowego dostępu oraz zmuszając dotychczasowych operatorów do udostępnienia swojego kabla konkurentowi, jeśli taka będzie decyzja abonenta.

Technika urządzeń dla radiodostępu należy do bardzo szybko rozwijających się obszarów. W Polsce przyjęto jednak fiskalne podejście do gospodarki zasobami częstotliwości. W nowej ustawie ugruntowano ten mechanizm, stawiając dodatkowo na szali osobisty interes pracowników URT. Połowa przychodów URT (w tym z opłat za częstotliwość) przeznaczona jest na premie dla pracowników tego urzędu. Na temat drugiej metody: uwolnienia dostępu do kabli abonenckich w ustawie nie ma ani słowa. Warto dodać, że wprowadzenie tego mechanizmu w UE zapisano jako jeden z filarów strategii eEurope.

W nowej ustawie dopuszczono polskie podmioty do możliwości świadczenia międzynarodowych usług transmisji danych. Stwarza to szansę na poprawę łączności w ramach Internetu. Jest to jednak szansa nieco iluzoryczna. Łączność międzynarodowa jest domeną silnych podmiotów gospodarczych, a te, aby ten potencjał zbudować, zazwyczaj szukają pomocy zagranicznych inwestorów. Możliwe zatem, że przepis będzie omijany przez tworzenie polskich spółek „przylepek“. Tylko po co komu taka zabawa? Ograniczenia w usługach międzynarodowej transmisji danych dotyczą jedynie wypływu informacji z Polski. Przesyłanie danych do kraju, zgodnie z brzmieniem ustawowej definicji, usługą międzynarodową już nie jest.

Andrzej J. Piotrowski

ekspert Instytutu eGospodarki

Centrum im. Adama Smitha