Wzięliśmy rozwód z KGHM

Marcin Goralewski
opublikowano: 2003-09-11 00:00

Colmet nie ma już żadnych związków z KGHM, jeśli chodzi o inwestycję w Kongu — mówi prezes Colmet International.

„Puls Biznesu”: Kiedy KGHM powróci do Konga?

Krzysztof Pochrzęst: To nie jest pytanie do mnie. Drogi KGHM i Colmetu rozeszły się. Polska Miedź została operatorem złoża, które wcześniej nas łączyło. Firma samodzielnie porozumiała się w tej sprawie z rządem Konga i Sodimico. Możemy pomóc, jeśli będzie taka konieczność. To wszystko. Co będzie dalej? To zależy od KGHM. Moim zdaniem, firma powinna jak najszybciej podjąć konkretne działania i po prostu przerobić złoże.

Czy są jakieś zagrożenia? Do tej pory nie udało się poważnie rozpocząć inwestycji w Kongu.

— Obecnie nie widzę możliwości zepsucia tej inwestycji. Zdobycie praw do najbogatszego złoża w Kongu już oznacza 90 proc. sukcesu. Nie ma żadnego problemu, aby rudę wydobyć i przetworzyć. Konieczna jest budowa nowego zakładu przerobu miedzi.

Jakie trzeba ponieść nakłady?

— To nie jest droga inwestycja — 15-17 mln USD. Budowa potrwa rok. Oczywiście zakładając wykorzystanie naszej technologii przerobu rudy. KGHM ma jednak drogę otwartą. Może pracować, opierając się na własnych pomysłach. Wówczas kwota i czas mogą się zmienić.

Szacował Pan rentowność inwestycji?

— Jeżeli wszystko potoczyłoby się tak, jak miało, to w 1997 r. zysk z projektu wyniósłby 227 mln USD. Teraz, po spadku cen surowców, zysk będzie mniejszy — około 75 mln USD. To i tak oszałamiająca rentowność.

Colmet posiada prawa do znacznie większego złoża niż to, na którym może operować KGHM. Co się z nim stanie?

— Chciałbym działać we własnym imieniu, a nie w imieniu Colmetu, którego nie jestem właścicielem. Moja pozycja w Kongu jest bardzo mocna.