W piątek rynki zareagowały na czwartkowe wypowiedzi Jerome Powella, szefa Fed, na sympozjum w Jackson Hole tak, jaką reakcję zapewne chciałby on wywołać. Nie od dzisiaj wiadomo jest, że po posiedzeniu FOMC lub/i po wypowiedziach jego szefa często pierwsze reakcje rynków są zbyt spontaniczne i niewłaściwe. Dlatego też ja zazwyczaj uprzedzam, że trzeba poczekać na zachowanie rynków w następnym dniu, kiedy już wszyscy przemyślą to, co zostało postanowione/powiedziane.
Tak było i tym razem. Kurs EUR/USD od piątku dynamicznie rósł pokonując opór na poziomie 1,19 USD. Osłabienie dolara (umocnienie euro) oczywiście podobało się graczom w USA, ale szkodziło akcjom w Europie. Dlatego też zarówno w piątek jak i w poniedziałek indeksy w Europie spadły – dotyczyło to też WIG20, który nadal tkwił w trzymiesięcznym trendzie bocznym.
W USA w piątek indeksy wzrosły (nowe rekordy), a w poniedziałek split akcji Apple (jest ich cztery razy więcej) i Tesli (pięć razy więcej) napędził chętnych do kupna akcji na NASDAQ, który znowu wzrósł. A myślałem, że takich bezsensownych odruchów po splicie już nie zobaczę. „Już”, bo w Polsce tego doświadczałem dość często.
Osłabienie dolara i spadki rentowności obligacji USA pomagały złotu – korekta spadku stawała się coraz wyraźniejsza, ale o powrocie do hossy na razie nie można mówić. Do szczytu na poziomie 2070 USD jest jeszcze daleko. Podobnie reagowała miedź (cena najwyższa od dwóch lat) i srebro, ale ropa nadal trzymała się blisko poziomu 43 USD za baryłkę.
Generalnie nadal można było powiedzieć, że w USA hossa trwa i czekamy na korektę przed wyborami, a w Europie mocne euro szkodzi akcjom, ale nie na tyle, żeby doprowadzić do bessy, co było widać we wtorek na początku sesji (indeksy rosły).
