Zagubieni i źli – lub zrezygnowani – nie wychodzą z domów

PARTNEREM PUBLIKACJI JEST THINK TANK CITISENSE #NOWYWYMIARMIAST
opublikowano: 2022-12-19 16:28

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja
ROBERT J. MORITZ
prezes zarządu ALTA SA

Zimowy nieład, brud i bezsens budzą w nas niepokój i agresję. Niedbanie o mieszkańców poruszających się bez samochodów jest silnym bodźcem zniechęcającym do wychodzenia z domu lub skłaniającym do zadbanych alejek w galeriach handlowych.

Zima, więc jest zimno. Śnieg pada równo na całe miasto, po czym, z punktu widzenia mieszkańca, ulega transformacji i przemieszczeniu, w sposób na ogół bezsensowny, przypadkowy i bardzo irytujący. Przy okazji przypominamy sobie, jak co roku, różne fachowe terminy. Błoto pośniegowe – na ogół na chodnikach i między chodnikiem a przejściem dla pieszych, oblodzenie – schody i pochyłe części chodników, kolejność odśnieżania – to z kolei dotyczy tylko jezdni, tak jak „nawierzchnia mokra czarna”. Jednocześnie pojawia się zastanawiająca różnorodność – jezdnie na ogół odśnieżone, przystanki też. Dojścia do przystanków udeptanymi ścieżkami, chodniki różnie w różnych miejscach, nie układają się w żaden logiczny ciąg komunikacyjny. Ścieżki rowerowe też bardzo różnie, niektóre odśnieżone i oblodzone, niektóre nieodśnieżone, rozjeżdżone przez samochody, niektóre w stanie dorównującym jezdniom.

Dbanie o dostępność przestrzeni publicznych skutkuje wzrostem atrakcyjności miast. Czas, by władze miast poczuły się odpowiedzialne.

Wszystkie wyżej opisane przestrzenie łączą się ze sobą brudną śniegowo-wodną breją, która w miarę upływu czasu przechodzi w rozległe kałuże, często blokując dostęp do przejść dla pieszych, chodników czy sklepów, a także utrudniając wejście do autobusów i tramwajów.

Winnym tego stanu rzeczy jest trudny do zrozumienia labirynt przepisów, zwyczajów i podmiotów odpowiedzialnych za utrzymanie przestrzeni, z której korzystają mieszkańcy miast. Przestrzeni, którą nazywamy publiczną i która jest dla nas konieczna, a często wcale publiczna nie jest. Drogi powiatowe, wojewódzkie, krajowe, ulice miejskie, chodniki i place, i prywatne podwórka, tereny wspólnot, spółdzielni mieszkaniowych, przystanki w zarządzie transportu miejskiego, dworce PKP PLK, przejścia i schody dokoła biurowców, tarasy różnych obiektów sportowych i kulturalnych. Każdy z odpowiedzialnych dba albo nie dba o dostępność i bezpieczeństwo użytkowników.

Zarządy miast zresztą niezbyt się tym przejmują, na przykład tolerując parkowanie pojazdów powyżej 2,5 t na chodnikach i placach, które nie są do tego zaprojektowane. Skutkuje to epidemią wjeżdżania w fontanny w całej Polsce.

Ten nieład, brud i bezsens budzą w nas niepokój i agresję. Niedbanie o mieszkańców poruszających się bez samochodów jest silnym bodźcem zniechęcającym do wychodzenia z domu lub skłaniającym do zadbanych alejek w galeriach handlowych.

W ten sposób miasta negatywnie wpływają na biznes sklepów i lokali usługowych zlokalizowanych na ulicach, jednocześnie wspierając galerie handlowe. Takie oddziaływanie powoduje problemy z wynajmem i rotację najemców w lokalach komercyjnych, w szczególności zlokalizowanych na parterach nowych budynków mieszkalnych i biurowych. To z kolei w oczywisty sposób wpływa na opłacalność projektów, determinuje program gospodarczy takich obiektów już na etapie projektowania i budżetu.

Z drugiej strony urbaniści i inwestorzy są zgodni, że atrakcyjność miasta jest nieodłączna od sukcesu jego ulic w rozumieniu „mixed use” - mieszkań, biur, usług i handlu w gęsto zamieszkanych miastach – High Street. Brytyjski centreforcities.org pisze “Successful high streets will also offer what we cannot find at home or online, by moving away from over reliance on retail towards the ‘experience’ leisure economy”.

Dbanie o dostępność przestrzeni publicznych skutkuje wzrostem atrakcyjności miast. Czas, by władze miast poczuły się odpowiedzialne.