Zaskakujące skutki ustawy o kontroli inwestycji

Bartłomiej MayerBartłomiej Mayer
opublikowano: 2020-05-25 22:00

Proponowane przez rząd PiS przepisy ograniczające możliwość przejmowania polskich spółek mogą wzmocnić pozycję niemieckiego kapitału w Polsce

Z tego artykułu dowiesz się

  • Dlaczego polskie organizacje biznesowe krytykują pomysł PiS
  • Jakie, ich zdaniem, mogą być negatywne skutki forsowania tego projektu
  • Jakie zmiany w tych zapisach proponuje biznes

W porządku rozpoczynającego się w środę (27 maja) 12. posiedzenia Sejmu znalazło się m.in. pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o dopłatach do oprocentowania kredytów. Oprócz pomocy firmom dotkniętym pandemią koronawirusa w propozycji są też zmiany innych ustaw, w tym ustawy o kontroli niektórych inwestycji. Chodzi o znaczne ograniczenie możliwości kupowania akcji polskich spółek przez inwestorów spoza Unii Europejskiej i Europejskiego Obszaru Gospodarczego (o szczegółach pisaliśmy na początku maja, gdy projekt był tylko przedłożeniem Ministerstwa Rozwoju).

Jadwiga Emilewicz
Jadwiga Emilewicz
Fot. WM

Międzynarodowe wątpliwości

O rządowym pomyśle krytycznie wypowiadają się prawnicy, m.in. Jarosław Grzesiak, partner zarządzający kancelarii Greemberg Traurig Grzesiak, oraz prof. Michał Romanowski z Uniwersytetu Warszawskiego, który uważa nawet, że przepisy w proponowanej wersji mogą być sprzeczne z polską konstytucją i prawem unijnym.

Nie bez przyczyny nowelizację wzięła pod lupę Komisja Europejska, a konkretnie DG FISMA, czyli Dyrekcja Generalna ds. Stabilności Finansowej, Usług Finansowych i Unii Rynków Kapitałowych. Anne-Franćoise Mélot, jej szefowa, napisała „PB”, że KE prowadzi na ten temat rozmowy z polskimi władzami.

Duże wątpliwości ma także AmCham, Amerykańska Izba Handlowa w Polsce. Tony Housh, jej prezes, obawia się, że wejście w życie takiej regulacji zaszkodzi klimatowi inwestycyjnemu w Polsce. W tym tygodniu opinie do projektu zgłosiły polskie organizacje biznesowe i ekonomiczne. Zdaniem Polskiego Towarzystwa Gospodarczego (PTG) skutkiem wejścia w życie lansowanych przez rząd przepisów będzie zaburzenie równowagi inwestycyjnej w Polsce.

Nie EOG, ale OECD

„Następstwem pandemii koronawirusa będzie ogólnoświatowe spowolnienie gospodarcze, które spowoduje, że jedynie najsilniejsze gospodarki będą miały możliwość przeznaczać znaczące środki finansowe na inwestycje zagraniczne. Ograniczenie możliwości swobodnego nabywania polskich przedsiębiorstw jedynie do podmiotów z państw EOG sprawi, że znacząco wzrosnąć może w Polsce udział inwestycji ze strony najbogatszych państw Unii Europejskiej” — czytamy w przesłanej do Ministerstwa Rozwoju opinii PTG.

— Chodzi o to, abyśmy nie byli skazani tylko na jeden kierunek napływu inwestycji. To mogłoby oznaczać także zmniejszenie skali bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce, co samo w sobie byłoby zjawiskiem negatywnym — argumentuje Tomasz Janik, prezes PTG.

Przypomina też, że w Europie największy potencjał inwestycyjny mają państwa tzw. starej Unii, i to one po wejściu w życie przepisów w lansowanym kształcie byłyby na uprzywilejowanej pozycji, jeśli chodzi o zakup akcji polskich spółek.

— Dla wszystkich jest jasne, że głównym beneficjentem zarówno samej UE, jak też strefy euro są Niemcy — dodaje szef PTG.

Dlatego towarzystwo postuluje, aby przepisy nie dotyczyły inwestorów z państw należących do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Przypomnijmy, że do tej organizacji oprócz 27 państw europejskich należą również Stany Zjednoczone, Kanada, Meksyk, Japonia, Korea Południowa, Australia, Nowa Zelandia, Chile, Kolumbia, Izrael i Turcja.

Taka zmiana, zdaniem PTG, zdecydowanie rozszerzą katalog podmiotów mających możliwość swobodnego inwestowania w polskie przedsiębiorstwa, a jednocześnie zapewnia ochronę przed nabywaniem polskich firm przez podmioty wywodzące się ze szczególnie ekspansywnych rynków. PTG postuluje również, aby zawęzić bardzo szeroki katalog podmiotów podlegających w myśl nowych przepisów ochronie. Należałoby uwzględnić m.in. to, jak istotny jest udział danego podmiotu w rynku, jaka jest skala jego działalności oraz jak poważne zagrożenie dla interesów państwa wynikałoby z przejęcia tego podmiotu przez inny kapitał.

Cios w start-upy

Co do zasady przepisy mają chronić firmy przed przejęciem za bezcen, w praktyce byłaby to bariera pozyskania kapitału dla tych przedsiębiorstw, które świetnie sobie radzą i chciałyby rozwijać się jeszcze szybciej.

— Start-upy oraz firmy działające w sferze cyfrowej traciłyby na takich rozwiązaniachprawnych. Podczas pandemii wiele z nich zyskuje na wartości, a dzięki inwestorowi mogłyby urosnąć jeszcze bardziej. Ograniczenia powodują jednak, że zainteresowanych inwestycjami będzie mniej. To oznacza automatycznie niższe, a czasami znacznie niższe wyceny — mówi Piotr Mieczkowski, dyrektor zarządzający fundacji Digital Poland.

Jego zdaniem konieczne jest wprowadzenie zasady, że nowym przepisom nie podlegają podmioty, które dobrze sobie radzą, zwiększają przychody, przynoszą zysk itd. Ze względu na konieczność uzyskania nowych zgód, co może trwać nawet 270 dni, proces inwestycyjny się przedłuża. Potencjalna transakcja staje się jawna, co może doprowadzić do tego, że potencjalny inwestor w ogóle się wycofa.

— Przepisy zaszkodziłyby również dużym grupom, które prowadzą działalność nie tylko w Polsce, ale także na innych rynkach. Sprzedanie nawet niezbyt dużego pakietu akcji takiej grupy stałoby się drogą przez mękę — uważa Piotr Mieczkowski.

Tymczasowo czy na zawsze

Swoje stanowisko w sprawie nowelizacji przygotowuje i ma przesłać do Sejmu także Konfederacja Lewiatan. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że może w nim zaapelować m.in. o ograniczenie katalogu spółek podlegających ustawie. Miałyby to być podmioty, którym w dobie pandemii spadły obroty, a wśród firm IT te, których oprogramowanie jest wykorzystywane do obsługi infrastruktury krytycznej (a nie np. do handlu).

Być może w jej stanowisku znajdzie się zmniejszenie sankcji za niedopełnienie obowiązków wynikających z ustawy (w rządowym przedłożeniu jest to kara pozbawienia wolności do pięciu lat i/lub grzywna do 100 mln zł). Z naszych informacji wynika też, że Lewiatan chciałby, aby przepisy obowiązywały tymczasowo (np. rok od zakończenia stanu epidemicznego, epidemii lub nadzwyczajnego). Tymczasem rząd takie rozwiązania chce wprowadzić na stałe, choć już w ramach innej ustawy. Ma ją opracować Ministerstwo Aktywów Państwowych.

— Docelowo mają obowiązywać nowe regulacje, nad którymi pracuje już zespół prawników z komisji ds. reformy nadzoru właścicielskiego — deklarował na początku maja Janusz Kowalski, wiceminister aktywów państwowych.

Według niego kierunek i cel nowych rozwiązań prawnych ma być taki sam jak w tymczasowych przepisach, które opracowało Ministerstwo Rozwoju.