Półtora wieku temu w szwajcarskim Le Locle mistrz Charles Felicien Tissot stworzył zegarek kieszonkowy. Z biegiem lat jego warsztat rozrósł się do gigantycznych rozmiarów. Dziś firma Tissot jest częścią Swatcha a zarządza nim Francuz Franc, ois Thiebaud.
Rok 1853. Le Locle, Szwajcaria. W warsztacie mistrza Charlesa Feliciena Tissota powstaje pierwszy zegarek kieszonkowy. Nazwano go Savonnette. Nic nadzwyczajnego... Zresztą — kto to słyszał zegarki nosić w kieszeni! Szwajcarom to się nie podoba. Ale w Rosji — prawdziwy hit! Dla cara i jego oficerów powstaje specjalna wersja Savonnette. W 1904 r. zrobiono zegarek dla oficera carskiej gwardii z wygrawerowanym Orderem Gwiazdy: „Wierni w Wierze”.
Do Europy zegarek kieszonkowy trafił tuż przed rewolucją. Cyfry w stylu art déco, zakrzywiona koperta. W końcu zaskoczyło... Podobało się i kobietom, i mężczyznom.
150 lat później — w roku 2003 — Tissot nie jest już firmą rodzinną. To część Swatcha — innej firmy wyrosłej z domowego warsztatu. Prezesem międzynarodowego koncernu Tissot jest Franc, ois Thiebaud. Nie zegarmistrz. Menedżer. Nie Szwajcar. Francuz.
— Pochodzę z Pontarlier, regionu Francji znanego niegdyś z produkcji zegarków. Nie jestem zegarmistrzem, ale w mojej rodzinie pełno ich było. Właściwie większość wujków i dziadków uprawiało ten zawód. Siłą rzeczy na zegarkach się znam. Nie wyobrażam sobie kariery w innej branży. W tym przemyśle przepracowałem już 34 lata. O zegarkach wiem wszystko! — mówi szef Tissota.
Czym się różnią dzisiejsze zegarki od tych sprzed 150 lat? Według Francoisa Thiebauda — zastosowaniem.
— Kiedyś zegarki służyły do pomiaru czasu. A dziś? Pomiar czasu jest wszędzie: w telefonie, komputerze, na dworcu, w mikrofalówce. Zegarek ma więc inne zadania. To część odzieży. Całego image’u człowieka. Idzie się do sklepu, wybiera się go jak odzież — styl, kolor, rodzaj: wszystko musi nam odpowiadać. Wkładamy go na rękę i zegarek jest z nami przez cały dzień. Dzień w dzień. Tydzień w tydzień. Tylko tym się różni od odzieży. Ją zmieniamy często, a zegarek — nie — Franc, ois Thiebaud opowiada o zmianach obyczaju.
Zegarkom — niczym samochodom — przybywa dodatkowych funkcji. Francois Thiebaud podciąga rękaw i prezentuje zegarek T-Touch.
— Data, czas, wysokościometr (w stopach i w metrach), alarm, stoper, kompas, barometr, termometr (w Celsjuszach i Fahrenheitach) — wymienia. Brakuje jedynie śmigła i suszarki do włosów. To dla nowoczesnych klientów, takich którzy lubią takie gadżety.
Podciąga drugi rękaw, a tam model Heritage 150 z limitowanej kolekcji na 150-lecie firmy.
— Taka replika modelu z 1946 r. Tradycyjny projekt, jubileuszowe daty 1853 i 2003. 1853 sztuk wykonano ze stali szlachetnej i złota, a 150 ze złota i platyny. Dla miłośników tradycyjnych, pięknych modeli... — zachwala.
Kiedyś zegarki robiono ze szkła, stali, złota, platyny. Dzisiejsza produkcja zegarków jest skierowana do konkretnego klienta — często bardziej praktycznego, który zamiast precjozów woli coś przydatnego.
— W latach 70. firmy zegarmistrzowskie stanęły przed dylematem: co robić z japońską masówką, zalewającą rynek europejski? Branża nie była na to przygotowana. Wiele firm zbankrutowało — szwajcarskich, francuskich. W 1985 r. zarząd zdecydował się na przyłączenie do Swatch Group. Wcześniej Luc Tissot, ostatni z rodziny założycieli prezes odszedł z firmy.
Historia lubi się powtarzać. Sytuacja przypomina lata 30., kiedy to — w podobnych okolicznościach — Tissot połączył się z Omegą.
— W1930 r. dwie stare zegarmistrzowskie rodziny Brandtów i Tissotów — założycieli firm Omega i Tissot, połączyły się, tworząc pierwsze w historii Stowarzyszenie Producentów Zegarków. Podzielili się rynkiem. Wyższa półka dla Omegi, średnia — dla Tissota. Szefem koncernu został Tissot, bo firma — mimo kryzysu — była w lepszej kondycji. Tym razem jest odwrotnie. To Swatch znalazł receptę na dekoniunkturę i zalew japońskiej produkcji. Przypomnę: wypuścił na rynek plastikowy zegarek. Szwajcarski — i plastikowy?! Kolorowy, modny, nowoczesny — od tego momentu wszystkie zegarki zyskują nową właściwość: stają się wodoodporne — opowiada monsieur Thiebaud.
Dziś Tissot w kategorii zegarków eleganckich, acz nieekskluzywnych, produkuje najwięcej.
— 2 mln sztuk rocznie. Konkurencja wytwarza mniej niż 1 mln. Jedyną marką, która sprzedaje się w większej ilości, jest Swatch: 7 mln sztuk rocznie.
W tej chwili Swatch — jako grupa wraz z Tissotem i Omegą — produkuje 90 proc. wszystkich szwajcarskich zegarków. Do koncernu należą firmy wytwarzające części do zegarków.
— To oznacza, że nie ma na świecie szwajcarskiego zegarka, którego części nie pochodziłyby od nas — dopowiada.
Tajemnica sukcesu marketingowego?
— Złote produkty za srebrną cenę. Najwyższa jakość, przy minimalnej cenie — recytuje pierwszy człowiek w Tissocie.
Na kreatywność pozwala bogate zaplecze techniczne. W strukturach koncernu jest np. firma Asulab. 80 osób. Inżynierów. Szukają nowych technologii, wymyślają nowe modele.
Od ponad pół wieku Tissot ma w logo szwajcarską flagę.
— Jesteśmy z tego dumni. Ja też, choć jestem Francuzem. Szwajcarska flaga kojarzy się z wysokim poziomem życia, bezpieczeństwem, jakością. Dokładnie tak chcemy być postrzegani — mówi prezes Tissota.
Rodzina Tissotów wycofała się z firmy w połowie lat 80. Powód? Rodzinna firma stała się częścią wielkiej machiny Swatcha. Franc, oise Thiebaud, następca Tissotów, nie starał się wprowadzać francuskiego stylu zarządzania.
— Po co? Tissot jest jak religia. Tylko dlatego, że jestem dyrektorem, mam coś zmieniać? Ulepszać — to i owszem. Muszę się dostosować, przywyknąć, ubrać taki sam mundur, jaki nosili przez wieki Tissotowie. W końcu firma istniała przede mną. Ja mam być tylko ogniwem, które zapewni jej istnienie przez następne 150 lat.
Jak francuski menedżer wyjaśnia fenomen, że Szwajcarzy robią najlepsze zegarki na świecie?
— Są niebywale cierpliwi. To tak jak z lekarzem. Aby zacząć, potrzeba siedmiu lat studiów. Potem następny raz tyle lub dwa razy tyle — by zdobyć specjalizację, wyrobić sobie dobrą opinię. Podobnie w przypadku zegarków. Zasada jest prosta: im więcej praktyki i doświadczenia, tym więcej profesjonalizmu. To już sztuka narodowa, a zegarmistrzostwo dostaje się w genach.