Jedna z Gazel Biznesu boleśnie przekonała się, jak bezwzględna bywa czasem konkurencja w branży technologicznej. Wielcy gracze, z ogromnym kapitałem i ugruntowaną pozycją, nie zamierzali ustępować miejsca nowemu rywalowi. Stało się jasne, że bez dalszych inwestycji w innowacje oraz agresywniejszego marketingu firma nie przetrwa. Założyciele stanęli przed dramatycznym wyborem – potrzebny był kredyt, ale bank zgodził się go udzielić tylko pod zastaw ich domów. Ryzyko wydawało się przytłaczające, a strach niemal przekreślił ich marzenia o dalszym rozwoju. Przez chwilę byli pewni, że to koniec ich biznesowej przygody.
Jednak, zamiast ulec panice, postanowili działać strategicznie. Zrezygnowali z ryzykownej, pełnoskalowej ekspansji i skoncentrowali się na rynkach oferujących większą stabilność. Kredyt podzielili na etapy, co pozwoliło im lepiej kontrolować finanse i minimalizować ryzyko. Rok później przedsiębiorstwo nie tylko odzyskało równowagę, ale także zdobyło zaufanie zagranicznych partnerów i mogło z nową siłą planować dalszy rozwój.
Co ta historia mówi innym firmom? Że nie warto się poddawać od razu. Że emocje mogą być złym doradcą. Że czasem kluczem do sukcesu są zimna kalkulacja, elastyczność i umiejętność dostosowania strategii do rzeczywistości.
Scenariusz dnia sądnego
Kiedy stajemy w obliczu wyzwania, które wydaje się nas przerastać, nasz umysł zaczyna malować najczarniejsze obrazy. Wyobrażamy sobie, że nie damy sobie rady ze spłatą kredytu na nową linię produkcyjną, co doprowadzi firmę do bankructwa. Zastanawiamy się, czy partner, który oferuje współpracę biznesową, nie okaże się oszustem. Zamartwiamy się tym, że planowana ekspansja międzynarodowa zakończy się fiaskiem – przecież tyle osób próbowało już tego i zostali z długami. Takie obawy i wątpliwości są głęboko zakorzenione w ewolucji gatunku homo sapiens.
W czasach prehistorycznych, gdy każda decyzja mogła oznaczać śmierć, nawet prosta czynność, jak pójście nad jezioro po wodę, niosła ze sobą ogromne ryzyko. Człowiek pierwotny musiał być czujny, unikać drapieżników i pamiętać o perspektywie wpadnięcia w ręce członków obcych plemion. Choć dzisiaj, w cywilizowanym świecie, te zagrożenia już nie istnieją, ciągle działamy według tego samego mechanizmu – unikamy niebezpieczeństw, zakładając najgorszy rozwój wypadków.
Josh Kaufman, autor książki „Indywidualny program MBA”, określa ten sposób myślenia mianem „scenariusza dnia sądnego”. Zamiast jednak pozwalać, by zmartwienie i lęki nas paraliżowały, możemy je wykorzystać na swoją korzyść. Kluczem jest świadomość – zarówno rzeczywistych, jak i wyimaginowanych zagrożeń. Kiedy definiujemy te niepokoje, zyskujemy kontrolę nad sytuacją i przywracamy równowagę psychiczną.
Zamiast pozwalać, by nasze lęki przytłaczały nas, zaczynamy dostrzegać problemy w ich rzeczywistej skali, bez nadmiernego ich wyolbrzymiania. Jednocześnie unikamy nadmiernego optymizmu – rozważamy wszystkie za i przeciw, a nasze cele stają się bardziej realistyczne. Może kredyt, który rozważamy, faktycznie jest zbyt wysoki i warto rozważyć mniejszą kwotę. Może współpraca z kolegą ma sens, ale warto zadbać o dodatkowe zabezpieczenie w formie umowy. Może ekspansja międzynarodowa powinna jeszcze poczekać, bo sytuacja geopolityczna nie daje poczucia bezpieczeństwa. Pesymizm, sceptycyzm, a nawet strach nie muszą być naszymi wrogami – przeciwnie, często stają się impulsem do podjęcia rozważnych działań, które mogą zapobiec spełnieniu się naszych najgorszych obaw.
Kaufman sugeruje, abyśmy się przygotowali na ewentualne problemy. Planowanie, strategia i przemyślane działania to skuteczne narzędzia w zarządzaniu lękiem. Dzięki nim przedsiębiorcy i menedżerowie mogą nie tylko zminimalizować ryzyko, ale także otworzyć się na możliwości i okazje, które mogłyby im umknąć, gdyby poddali się swojemu czarnowidztwu i przerażeniu. Stanięcie oko w oko z własnymi lękami zmusza nas do głębszego zrozumienia swoich możliwości i ograniczeń. Wprawdzie niepewność i ryzyko są nieodłącznymi towarzyszami ludzi biznesu, jednak oni nie pozwalają im przejąć kontroli.
Rozważni buntownicy
Na marginesie: odwaga wcale nie polega na braku strachu, lecz na działaniu pomimo niego, o czym w książce „Buntownicy" pisze Adam Grant, profesor w Wharton Business School, Najskuteczniejsi innowatorzy i liderzy to nie osoby, które rzucają się w ryzyko bez namysłu, ale ci, którzy potrafią je strategicznie minimalizować – przekonuje autor.
Tytułowi buntownicy wcale nie są lekkomyślni i nie robią niczego pod wpływem impulsu. Przeciwnie – podejmują starannie przemyślane decyzje, równoważąc swoje śmiałe pomysły ostrożnością. Na przykład wielu wybitnych przedsiębiorców, zanim poszło na swoje, zabezpieczyło się finansowo i testowało swoje pomysły na mniejszą skalę jako pracownicy etatowi. Jeśli stosuje się takie asekuracyjne podejście, scenariusz dnia sądnego mniej przeraża i łatwiej w nim zobaczyć swoją szansę na rozwój.