Środa, 6 sierpnia 2025 r., będzie dniem bezprecedensowego triumfu wizerunkowego obozu PiS, chociaż wybrany prezydent był kandydatem podobno obywatelskim, jedynie popieranym przez konkretną partię. Notabene sama bardzo krótka przysięga wobec Zgromadzenia Narodowego to oczywiście punkt najważniejszy konstytucyjnie, ale umasowione igrzyska plenerowe będą trwały wiele godzin aż do ceremonii przejęcia przez Karola Nawrockiego zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi na placu Piłsudskiego. Będzie to dzień straszliwie wręcz dołujący nie tyle Rafała Trzaskowskiego (pięć lat temu już taki stres przećwiczył), ile przede wszystkim Donalda Tuska. Premier ze skali wizerunkowej porażki zdaje sobie sprawę i wykorzystuje ostatnie dni przed 6 sierpnia, aby zająć jak najwięcej propagandowo-politycznych przyczółków.
Do pakietu rządowych działań zaczepnych należy rozpoczęcie operacji przywracania praworządności przez Waldemara Żurka. Minister sprawiedliwości i zarazem prokurator generalny bardzo sensownie wycofał z opiniowania w Komisji Weneckiej (przypomnę – to organ Rady Europy) projekt ustawy o tzw. neosędziach, jednocześnie zobowiązując się do przygotowania lepszego, możliwego do podpisania przez prezydenta. Na sędziowskim rynku krajowym rozpoczął ostrą rekonkwistę, hurtowo zawieszając 46 prezesów i wiceprezesów sądów z nadania Zbigniewa Ziobry. Tropi szczególnie sygnatariuszy list popierających koleżeńskie zgłoszenia członków Krajowej Rady Sądownictwa. Z niekłamanym zdumieniem odebrałem wieść, że minister dobiera się również – za pośrednictwem ministra Marcina Kierwińskiego – do 44 sędziów, którzy zajmują stanowiska komisarzy wyborczych działających w obszarach poszczególnych delegatur Krajowego Biura Wyborczego. Komisarz to instytucja stworzona przez PiS, która przejęła niektóre decyzje administracyjne – na przykład dzielenie miast/gmin na okręgi w wyborach samorządowych czy tworzenie stałych obwodów głosowania dla wszystkich wyborów. Trudno pojąć, czemu tę grupę sędziów – na ogół młodych, traktujących funkcję wyborczą jako dodatkową – również dotyka rekonkwista. Generalnym przesłaniem walki o praworządność ma być poprawa skuteczności prokuratury zgodnie z zasadą, że nie ma świętych krów, nie ma parasola politycznego, nie ma znajomych królika, którzy kombinują jak uniknąć odpowiedzialności prawnej.
Minister na pewno nie przewidywał koincydencji terminowej, której wydźwięk nie bardzo pasuje do rządowej narracji. Oto Sąd Okręgowy w Szczecinie po kilkudziesięciu rozprawach wreszcie 31 lipca wydał wyroki wobec 24 oskarżonych w słynnej na całą Polskę oraz Unię Europejską tzw. aferze melioracyjnej. W pierwszej instancji, czyli oczywiście jeszcze nieprawomocnie, pięć lat więzienia bez tzw. zawiasów – w odróżnieniu od wielu innych skazanych właśnie z zawieszeniem – dostał senator PO/KO Stanisław Gawłowski. Został uznany winnym m.in. przyjęcia łapówek. Sąd ukarał go także grzywną w wysokości 180 tys. zł i zakazał zajmowania kierowniczych stanowisk w państwowych instytucjach i spółkach przez 10 lat. Jeśli wyrok utrzyma się w apelacji, senator z automatu utraci także mandat. Skazany oczywiście upowszechnił poczucie głębokiej krzywdy i niesprawiedliwości, albowiem według niego polityczny wyrok nie ma nic wspólnego z prawem. Druga instancja zapowiada się bardzo ciekawie. Osobiście zwróciłem uwagę, że według sądu Stanisław Gawłowski dopuścił się także… plagiatu pracy doktorskiej, czego nie dało się zrzucić na sztuczną inteligencję. Zaś prawdziwą ciekawostką jest okoliczność, że senatora broni mecenas Rafał Wiechecki. Pamiętamy sprzed dwóch dekad takiego młodego ministra od gospodarki morskiej ze stajni politycznej – no i prawniczej – Romana Giertycha…?

