Inwestorzy pozytywnie zareagowali na wyniki ZUE za I półrocze (nie odbiegały one od przedstawionych wcześniej danych szacunkowych). Zysk netto firmy działającej w branży budownictwa torowego wyniósł 7,1 mln zł (+65 proc. r/r), przychody wzrosły o 14 proc. r/r do 617,2 mln zł, a zysk operacyjny o 105 proc. do 27,47 mln zł.
- Wyniki I półrocza oceniamy jako satysfakcjonujące. Dynamicznie rośniemy pod względem przychodów, a co ważniejsze - poprawiamy marżę brutto na sprzedaży, która po I półroczu sięgnęła 4,5 proc. wobec 3,5 proc. rok wcześniej i 3,7 proc. w całym 2023 r. - mówi Wiesław Nowak, prezes ZUE, który zaznacza jednak, że na bicie zeszłorocznego rekordu (1,5 mld zł przychodów i 21,1 mln zł zysku netto) nie ma szans ze względu na zastój w inwestycjach.
- Niestety wciąż jesteśmy w okresie oczekiwania na przetargi. Już kilka miesięcy temu nowy zarząd PKP PLK deklarował ogłoszenie do końca roku 36 przetargów o łącznej wartości 17 mld zł, w tym ośmiu zadań o wartości powyżej 1 mld zł. Czeka na nie jednak cały rynek. Jeśli będą jeden-dwa przetargi i nie wiadomo, kiedy następne, to o te nieliczne będzie się toczyć wielki bój. Jeśli będzie perspektywa i harmonogram kolejnych, to wygłodniały rynek spojrzy na nie racjonalnie i będzie startować w tych, które będą optymalne z punktu widzenia każdego wykonawcy - mówi szef ZUE.
Prezes uczula jednak, że średni czas rozstrzygania przetargów przez PKP PLK wynosił do tej pory około pół roku, a niektóre postępowania toczyły się nawet rok.
Jak szybko, jak dużo
Cel zarządu dla marży brutto to 6 proc., a jego realizacja zależy w dużej mierze od tego, jaka będzie polityka zamawiającego, czyli PKP PLK. Istotne będzie także to, jak na pojawienie się przetargów zareagują dostawcy materiałów. Na razie portfel zleceń grupy wart jest około 1,5 mld zł.
- Nie jest to portfel, który nas satysfakcjonuje, ale pozwala nam spokojnie pracować i nie schodzić z rentownością poniżej progu przyzwoitości na nielicznych ogłaszanych przetargach - mówi Wiesław Nowak.
Zarząd spółki liczy także na rynek infrastruktury miejskiej, gdzie inwestycje mają zasilić pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy i innych funduszy unijnych. W ramach KPO samorządy mogą sięgać po pożyczki na zieloną transformacją miast i budować linie tramwajowe. W Rumunii pieniądze z KPO idą na gruntowną modernizacja sieci kolejowej (tamtejsza sieć zelektryfikowana jest w 37 proc., w Polsce w 63 proc.), a z funduszy spójności tamtejszy rząd może otrzymać co najmniej 7 mld EUR na transport szynowy.
- Do Rumunii wysłaliśmy już sporo parku maszynowego, wszystko wskazuje na to, że zacznie on pracować także na rzecz innych wykonawców. Próbujemy się na tym rynku usadowić - mówi Wiesław Nowak.
Poza tegorocznymi planami przetargowymi, w ramach perspektywy finansowej 2021-2027, zgodnie z deklaracjami Ministerstwa Infrastruktury i PKP PLK do ogłoszenia w kolejnych latach pozostaną zadania w ramach Krajowego Programu Kolejowego o łącznej wartości kilkudziesięciu miliardów złotych. W czerwcu tego roku po zakończeniu prac analitycznych, rząd ogłosił kontynuację realizacji projektu Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK). Zmianie uległa część kolejowa projektu. Głównym priorytetem będzie budowa tzw. Igreka, czyli Kolei Dużych Prędkości (300-320 km/h), która połączy Warszawę Łódź, Poznań i Wrocław. Budowa ma objąć 480 km nowych linii, a całość trasy ma zostać uruchomiona do końca 2035 r. Kolejnym ważnym projektem w obszarze inwestycji kolejowych jest rządowy program Kolej Plus o wartości 13 mld zł, którego realizacja jest zaplanowana do 2029 r.
Chętnych coraz mniej
Menedżer nie chciał komentować zerwania przez PKP PLK wartej 430 mln zł umowy ze Strabagiem na modernizację linii kolejowej nr 104 na odcinku Rabka Zaryte-Mszana Dolna. Uzasadniono to rażącym naruszeniem harmonogramu prac oraz zagrożeniem terminowej realizacji projektu.
- Zszokowało to rynek, ale trudno więcej powiedzieć, bo nie znam szczegółów umowy - mówi Wiesław Nowak.
Prezes odniósł się natomiast do problemu z dostępnością i dyspozycyjnością pracowników. Nie chodzi jednak o obcokrajowców w związku z wojną w Ukrainie (ZUE zatrudnia garstkę obcokrajowców, więcej jest ich u podwykonawców grupy), ale o zmieniające się nastawienie młodszych osób do pracy.
- Chętnych do pracy w branży jest coraz mniej, a młodsze pokolenie ma inne podejście niż 50-60-latkowie. Młodzi nie są tak gotowi do intensywnej pracy, nabijania nadgodzin itd. Musi to być uwzględnione w warunkach przetargów, bo trudno liczyć, by praca mogła trwać 24 godziny na dobę - dodaje Wiesław Nowak.