ZUS dociśnie przewoźników

Marcin BołtrykMarcin Bołtryk
opublikowano: 2024-09-15 20:00

Spodziewany wzrost składek do ZUS to kolejny gwóźdź do trumny branży transportowej. Będąca w coraz gorszej kondycji branża może tego ciężaru nie unieść.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jak branża transportu drogowego podchodzi do wzrostu minimalnego i przeciętnego wynagrodzenia w przyszłym roku
  • jakie konsekwencje przyniesie to dla branży i jej klientów
  • o ile w ciągu ostatnich kilku lat wzrosły składki ZUS w transporcie międzynarodowym
  • jakiej pomocy od rządu oczekują przewoźnicy
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Przyjęty projekt ostatniej ustawy budżetowej zakłada wzrost prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia do 8673 zł (obecnie to 7824 zł). Oznacza to o 849 zł więcej niż w 2024 r. Co ważniejsze, właśnie od tej kwoty najczęściej odprowadzane są składki ZUS z wynagrodzenia kierowców w przewozach międzynarodowych. Najnowsze dane wpisują się we wzrostowy trend z wcześniejszych lat.

— Znaczny wzrost poziomu minimalnego i przeciętnego wynagrodzenia obserwowany jest w polskiej gospodarce już od kilku lat, a wraz z nim zwiększa się poziom wydatków na zaliczki PIT oraz składki ZUS kierowców. Poziom przeciętnego wynagrodzenia wskazany w projekcie ustawy budżetowej oznacza wzrost obciążeń na rzecz ZUS w przyszłym roku o 356 zł — do 3639 zł. To łączna kwota miesięcznych składek za jednego kierowcę międzynarodowego, którego składki są odprowadzane właśnie od progu przeciętnego prognozowanego wynagrodzenia. Warto podkreślić, że jeszcze w 2021 r. składki były prawie trzykrotnie niższe. Istotny jest również fakt, że rosną i to bez zwiększania wynagrodzenia netto pracownika, czyli na rękę. Pracodawcy, którzy chcą dać realną podwyżkę kierowcy, ponoszą jeszcze większe koszty, wzrasta także zaliczka na podatek od wynagrodzenia. Dodatkowe obciążenia dla przewoźników z każdym rokiem stanowią coraz poważniejsze wyzwanie — mówi Mateusz Włoch, ekspert ds. rozwoju i szkoleń w Inelo z Grupy Eurowag.

Ostatni kwartał roku to czas, w którym często planuje się firmowe budżety na kolejny rok. Prowadzone są również negocjacje ze zleceniodawcami. Szacowanie poziomu wydatków, w tym kosztów pracy, pozwala znacznie lepiej przygotować się do udziału w przetargach na usługi przewozowe przez składanie rentownych ofert stawek transportowych. Z tego względu warto już zapoznać się z tymi zmianami.

Nie zmienia to faktu, że branża jest w kiepskiej kondycji, traci przewagę konkurencyjną, boryka się z rosnącą liczbą upadłości.

U podstaw kłopotów leży przede wszystkim wzrost kosztów, do czego przyczyniają się m.in. inflacja, spowolnienie gospodarcze, wahania cen paliw czy znaczący wzrost opłat drogowych. W najbliższych miesiącach branżę czeka kolejny duży wydatek. Od 1 stycznia 2025 r. wszystkie ciężarówki, które wykonują międzynarodowy transport drogowy na terenie UE i posiadają tachografy analogowe i cyfrowe sprzed czerwca 2019 r., będą musiały zostać wyposażone w urządzenia inteligentne drugiej generacji (G2V2).

— Koszt wymiany jednego tachografu to około 5 tys. zł. Biorąc pod uwagę, że większość firm będzie dokonywać wymiany tych urządzeń w więcej niż jednej ciężarówce mowa tu o kwotach w wysokości od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Przewoźnicy wystosowali apel do rządu o dofinansowanie wymiany tachografów, argumentując to spowolnieniem gospodarczym i trudną sytuacją w sektorze. Mimo rozmów w tej sprawie Ministerstwo Infrastruktury ostatnio oświadczyło, że dofinansowanie wymiany tachografów niestety nie jest możliwe. Dla przewoźników oznacza to jeszcze większe wydatki lub ryzyko unieruchomienia pojazdów w przewozach międzynarodowych od przyszłego roku — ostrzega Mateusz Włoch.

Przewoźnicy od wielu miesięcy apelują o pomoc. Poza prośbą o dofinansowanie wymiany tachografów apelowali m.in o… obniżenie składek ZUS.

— Nie wiadomo, kiedy pomoc się pojawi ani w jakiej formie. Co więcej, nie wiadomo, czy w ogóle jakaś będzie — mówi Mateusz Włoch.