3 greckie przekręty, czyli jak wyciągają kasę od państwa

ŁO, „Der Spiegel”
opublikowano: 2010-05-15 14:01

Grecy potrafią doić swoje państwo. Dojenie bywa wręcz bezczelne, pisze niemiecki Der Spiegel.  

Leandros Rakintzis, który jest generalnym inspektorem administracji publicznej w Grecji trzęsie się z radości, gdy opowiada o swoich sukcesach. Ma łatwą pracę, prześwietla rządowe agencje, komórki, urzędy. Administracyjnych śmieci nie musi długo szukać. Są wszędzie.

W Grecji działają setki niepotrzebnych, czy wręcz kuriozalnych biur dających zarobek tysiącom pracowników. Rakintzisowi w sprawdzeniu całej tej stajni Augiasza pomaga zaledwie 30 asystentów. Posprzątanie wszystkiego jest niemożliwe, ale nieustępliwy starszy mężczyzna nie poddaje się i chce likwidować kolejnych pożeraczy publicznych pieniędzy.

Trzy przykłady pożerania publicznych pieniędzy wskazane przez Rakintzisa

1. Biuro Kopais to specjalna komórka administracji państwowej stworzona w 1957 roku, której zadaniem było przygotowanie i przeprowadzenie osuszenia jeziora Kopais niedaleko Teb, po dnie którego miały biec nowe drogi.

Jezioro zniknęło bezpowrotnie w tym samym roku, kiedy stworzono biuro, ale 30 jego pracowników ciągle pracuje nad osuszaniem terenów. Każdy z nich pobiera pensję 2,5 tys. EUR, a biuro przeżyło już nawet zmiany pokoleniowe - część zatrudnionych odeszła na emerytury, zastąpili ich nowi „osuszacze”.

2. Nieustannie działa także powołane przez rząd grecki biuro zajmujące się promocją Salonik, jako europejskiego miasta kultury w... 1997 roku. Biuro jest już kompletnie niepotrzebne, chyba że jednocześnie pracuje nad wehikułem czasu.

3. W Grecji część ludzi oddaje do szpitali na weekend starszych członków rodziny. Chcą w ten sposób zdobyć kilka dni wolnego. Kosztami obarczona jest oczywiście publiczna służba zdrowia, ale jakoś nie ma motywacji, by zwyczaj zmienić.

Der Spiegel zwraca uwagę, że Grecja ma pięciokrotnie więcej pracowników sektora publicznego niż Wielka Brytania. Utrzymanie ich kosztuje dziesiątki miliardów euro rocznie. To pieniądze, których nie ma w budżecie Grecji i w rzeczywistości niegdy nie było. PKB Grecji jest tylko niewiele większe niz dochód niemieckiego landu Hesja. Stanowi zaledwie 0,1 PKB Niemiec.

Grecja otrzymała niedawno gwarancję pomocy ze strony Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Pakiet ratunkowy dla podupadającej gospodarki ma wartość 110 mld EUR. Gdyby Polska była w strefie euro, to musiałaby się złożyć na pomoc. Przeciętny Polak zapłaciłby za to około 100 EUR.

ŁO, „Der Spiegel”