Krzysztof Rybiński przedstawia trzy wnioski:

„Polska jest krajem militarnie zupełnie nieistotnym w regionie i jako taki nie będzie miała na nic wpływu. Nasi oficjele mogą sobie najwyżej poćwierkać lub wydać kolejne oświadczenia.”
„Polska nie ma znaczących w relacji do wielkości naszej gospodarki aktywów na Ukrainie, które mogą być zagrożone przez konflikt, co nie wyklucza, że niektóre polskie firmy w jednostkowych przypadkach mogą ponieść znaczne straty.” Ekonomista powołuje się przy tym na dane polskiej ambasady w Kijowie mówiące o tym, że polskie firmy do tej pory zainwestowały na Ukrainie niecały miliard dolarów.
„Polska jako członek Unii Europejskiej sąsiadujący z Ukrainą powinna była budować jak najsilniejsze więzy gospodarcze z Ukrainą, aby gospodarczo związać Ukrainę z Europą, a przez to wspierać rozwój Ukrainy. W tej roli ponieśliśmy dramatyczną porażkę.” Skąd ten wniosek? Łączne obroty handlowe Polski z Ukrainą to niecałe 2 procent naszych obrotów handlowych.
Rybiński zauważa też, że „jeżeli UE i NATO ograniczą się do komunikatów, to oznacza rosnące ryzyko, że poczucie bezpieczeństwa Polski wynikające z członkostwa w NATO jest iluzoryczne, podobnie jak nasze sojusze przed 1939 rokiem. Wydaje się mało prawdopodobne, żeby Unia (czytaj Niemcy, bo tak to wygląda dzisiaj w praktyce) zdecydowała się na poważne sankcje gospodarcze wobec Rosji, ponieważ relacje gospodarcze Niemiec i Rosji są zbyt poważne i zbyt wielu wpływowych ludzi mogłoby stracić pieniądze”.