Piwowarzy od lat mówili o szklanym suficie — będący w czołówce pod względem konsumpcji piwa Polacy nie chcieli już więcej kupować. Branża dwoiła się i troiła, by przekonać klientów do ciekawszych (a w domyśle — droższych) wariantów piwnych i zarabiać więcej przy stałym lub kurczącym się wolumenie. W zeszłym roku nastąpił przełom — na rynku pojawiły się piwa bezalkoholowe 0,0 proc. [do kategorii piw bezalkoholowych zaliczają się też te do 0,5 proc. alkoholu — red.], które szturmem go zdobyły. Do grona piwoszy dzięki temu dołączyli np. kierowcy, zaś do grona producentów również ci specjalizujący się w izotonikach czy innych napojach bezalkoholowych. Teraz mocny apetyt na 0,0 proc. prezentuje branża winiarska. Ambra pod flagowym szyldem Cin&Cin wprowadza bezalkoholowe wino musujące i stawia na kobiety — jako większość (58 proc.) wśród konsumentów piw bezalkoholowych.

— Potrzeba „bezalkoholowych alkoholi” jest coraz częstsza. Zwłaszcza podczas spotkań towarzyskich, świętowania sukcesu czy imprezy, której symbolem jest toast, lampka wina czy otwarcie butelki wina musującego — mówi Robert Ogór, szef Ambry.
Bezalkoholowe wina to produkt od lat dostępny na rynku. W przeciwieństwie do piwa nie odnosiły jednak większych sukcesów.
— My też wprowadzamy warianty bezalkoholowe i to obowiązkowy element portfolio dla każdego producenta i dystrybutora, który chce się liczyć na rynku. To jednak uzupełnienie oferty, nisza — dodaje Grzegorz Bartol, szef Barteksu.
Zwraca uwagę, że browarnikom prościej jest pozbyć się procentów z produktów.
— Oni mają do odparowania 4-5 proc., my 11-12 proc., więc zrobienie tego w taki sposób, by zachować walory smakowe produktu, jest trudniejsze. Coraz bardziej widoczny wysyp win bezalkoholowych to też zasługa zmian technologicznych, które ułatwiły ten proces. Wciąż jest on jednak drogi — to kwestia 20-30 proc. wyższych kosztów produkcji, a więc i produktu finalnego, którego cena może część osób zniechęcić. Dodatkowo firmy chcą też otrzymać wyższą marżę za nowość i wprowadzenie takiej innowacji — opowiada Grzegorz Bartol.
Czy przyjdzie czas na kolejne trunki?
— Jako branża dostrzegamy nie tyle trend 0,0 proc., ale rosnące zainteresowanie napojami o niższej zawartości alkoholu. Spodziewam się więc, że będą powstawać produkty, które będą odwoływały się do marek spirytusowych i będą uzupełnieniem ich oferty, ale będą miały mniejszą zawartość alkoholu. Nie sposób jednak mówić o „bezalkoholowej wódce”, bo wódką — w świetle obecnych przepisów — nie może być napój mający mniej niż 37,5 proc. alkoholu — mówi Andrzej Szumowski, prezes Stowarzyszenia Polska Wódka.