Dystrybutorzy energii obawiają się zmian, które od 1 lipca zaczynają obowiązywać na rynku bilansującym. Szacują, że w ciągu pół roku na nowych regulacjach mogą stracić nawet 200-300 mln zł. Z reformy zadowolona jest natomiast Giełda Energii, która spodziewa się znacznego wzrostu obrotów.
Rynek bilansujący (RB) energii elektrycznej uruchomiony przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE) jesienią ubiegłego roku był „wrogiem nr 1” Giełdy Energii (GE). Tak postrzegali go nie tylko przedstawiciele GE, ale również spółki obrotu energią. Z założenia rynek prowadzony przez PSE miał mieć charakter techniczny i służyć jedynie bilansowaniu „awaryjnych” odchyleń w systemie energetycznym (wynikających z różnicy między zaplanowanym a rzeczywistym zużyciem prądu). W praktyce był wykorzystywany przez uczestników jako parkiet giełdowy, a udział obrotów na rynku bilansującym w krajowej sprzedaży energii sięgał kilkunastu procent. Przedstawiciele GE, której obroty nie przekraczały 1 proc., przekonywali, że za taki stan rzeczy odpowiada sposób kształtowania cen na RB, który zamiast zniechęcać uczestników, czyni z rynku technicznego atrakcyjną platformę handlową, a co za tym idzie — najpoważniejszego konkurenta GE.
Właśnie metody kształtowania cen dotyczy wchodząca dziś w życie zmiana na rynku bilansującym.
— Teraz spółka dystrybucyjna, która „pomyli się” w planowaniu zapotrzebowania na energię o +/- 1 proc., będzie zawierała transakcje na RB po średniej cenie. Jeśli odchylenie będzie większe, uczestnik będzie „karany” ceną kilkukrotnie wyższą — w przypadku zakupu energii, lub — w razie sprzedaży — niższą. Takie rozwiązanie oznacza dla dystrybutorów duże straty, których nie będą mogli pokryć cenami sprzedaży, bo nie pozwalają na to taryfy — mówi Dariusz Lubera, prezes Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej zrzeszającego spółki dystrybucyjne.
— Dystrybutorzy będą teraz ponosili wszystkie konsekwencje „złego” planowania, mimo że często nie mają wpływu na powstawanie odchyleń. Odpowiadają za nie w dużej mierze wielcy odbiorcy energii, którzy nie zawsze są w stanie precyzyjnie prognozować zapotrzebowanie. Poważny problem stanowią też odchylenia wynikające z zakupu prądu od elektrociepłowni, obligatoryjnego dla lokalnego dystrubutora — wyjaśnia Krzysztof Gdula, prezes spółki Obrót Gliwice-GZE (OG-GZE), należącej do Górnośląskiego Zakładu Elektroenergetycznego.
Krzysztof Gdula ocenia, że 1-proc. korytarz, jaki pozostawiły PSE na rynku bilansującym, jest zdecydowanie zbyt ciasny.
— Nie mamy najmniejszych szans, żeby się w nim zmieścić. Dlatego w skrajnym przypadku reorganizacja RB może u nas spowodować wzrost średniej ceny zakupu energii nawet o 3 proc. Tymczasem w taryfach zatwierdzonych ostatnio przez URE przyjęto zerowe koszty korzystania z rynku bilansującego — dodaje prezes OG-GZE.
Dariusz Lubera szacuje, że tylko w ciągu pół roku na nowych regulacjach spółki dystrybucyjne mogą stracić nawet 200-300 mln zł.
Zupełnie inaczej oceniają zmiany na rynku bilansującym przedstawiciele GE.
— To z pewnością pomoże GE. Przyjęte rozwiązanie nie jest wprawdzie idealne — lepsze byłoby administracyjne stanowienie cen, rozpowszechnione w Europie — ale niewątpliwie jest to krok we właściwym kierunku. Spodziewamy się zdecydowanego ożywienia na giełdzie — może nie od 1 lipca, ale wkrótce — mówi Robert Bański, szef departamentu obrotu energią w GE.
— Zarząd PSE powiedział „A”, teraz powinien powiedzieć „B” i wprowadzić na RB rynek dnia bieżącego. Wiemy, że trwają już prace nad tym rozwiązaniem — dodaje przedstawiciel GE.
Zmiany na RB powodują, że spółki dystrybucyjne muszą szukać sposobów obniżenia ryzyka.
— Dążymy do bardziej precyzyjnego opomiarowania naszych dużych odbiorców. Pozwoli nam to na bieżąco rejestrować odchylenia w poborze prądu i szybciej na nie reagować. W celu usprawnienia przepływu informacji oferujemy klientom nasze światłowody i serwer — mówi Krzysztof Gdula.